Zielony, sfatygowany wózeczek na kółkach - to jedyny dobytek, jaki został pani Lidii. Z mieszkania nie zdążyła zabrać nic. Ani swojej garderoby, ani leków i recept. Cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa, ma zaćmę, chorą tarczycę, żylaki. - Mam 700 zł emerytury - mówi. - Większość pieniędzy wydaję na leki. Ledwie zostaje mi na jedzenie. Jestem bezradna, boję się własnego cienia.
W 2006 roku dostała nakaz eksmisji z mieszkania przy ul. Filareckiej, które zajmowała całe życie. Odnalazł się właściciel kamienicy. Przez chwilę mieszkała u brata. Ale i on odmówił jej schronienia. Wystąpił do sądu o eksmisję. Sąd do wniosku się przychylił, ale nakazał wstrzymać wyprowadzkę do chwili kiedy gmina da pani Lidii mieszkanie socjalne. Brat nie miał tyle cierpliwości. - W piątek rano wyszłam na zakupy, a kiedy wróciłam były już nowe drzwi i nowe zamki - opowiada. - Nie rozumiem, co to bratu przeszkadzało, że u niego byłam. On jest we Francji, wpada raz na czas.
W drzwiach znalazła kartkę z numerem telefonu i prośbą o kontakt. Z nami odbierający telefon mężczyzna nie chciał rozmawiać. - Najlepiej gdyby brat z siostrą porozumieli się bez pośrednictwa prasy, ten pan już wystarczająco pomógł swojej krewnej - uciął rozmowę.
Filip Szatanik z magistratu tłumaczy, że nie ma puli, z której gmina mogłaby przyznać komuś mieszkanie w losowych sytuacjach. - Ta pani jest na naszej liście, ale musi poczekać na swoją kolej - zaznacza. - Jeśli do nas przyjdzie, postaramy się znaleźć jej miejsce w noclegowni.- Nie możemy siłą wejść do mieszkania - podkreśla Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. - Ale wezwiemy właściciela, by wpuścił panią. Jeśli tego nie zrobi, można wszcząć postępowanie o utrudnianie korzystania z lokalu, do którego ta pani ma prawo - dodaje.
Zbuntowany jezuita. Przed Natankiem był ksiądz Kiersztyn
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!