https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: targi na Rynku gubią klimat

Zielony zombiak Czesio z zielonym mózgiem wypiera baranka i aniołki
Zielony zombiak Czesio z zielonym mózgiem wypiera baranka i aniołki
O tym, że przedświąteczne targi na Rynku Głównym przeżywają mały kryzys, strasząc pustkami i mało romantyczną kolorowizną - pisze Piotr Rąpalski.

Między stoiska z oscypkami wkradają się oryginalne belgijskie gofry. Obok kramu z kierpcami znajdziemy stoisko z hipisowskimi czapkami i torbami z Węgier. Wśród pluszowych baranków i porcelanowych aniołków rozgościł się zombiak (żywy trup) Czesio, bohater kultowej kreskówki. Coraz mniej jest choinkowych bombek. Podobnie jak klientów. W powietrzu zamiast świątecznego nastroju bardziej czuć zapach spalonej kiełbasy z grilla.

Jeszcze parę lat temu na Targach Bożonarodzeniowych na Rynku Głównym można było kupić tyle baniek i innych ozdób, żeby ubrać sporych gabarytów choinę. Teraz trzeba by pójść z walizą pieniędzy.

- Zamykają fabryki to i towar drożeje - mówi pani Kasia ze stoiska z bombkami. - Ja mam takie ręcznie robione, to muszą trochę kosztować - przyznaje.

Ceny zaczynają się od 15 zł za sztukę. Bombki, a raczej bomby wielkości głowy, kosztują ok. 150 zł. Na choince można też sobie powiesić zestaw trzech króli, Józefa i Maryję z Dziecięciem za 250 złotych.

Na innych stoiskach wojnę o klienta toczą tradycyjne zabawki z plastikowymi. Mogłoby się wydawać, że te pierwsze nie mają żadnych szans, no bo jak drewniana ciuchcia może konkurować ze statkiem kosmicznym z gwiezdnych wojen, czy strzelającym laserem czołgiem lego. Producenci wsparli jednak ciuchcie drewnianym bojowym wozem hummerem rodem z Iraku, czy też struganym tyranozaurem.

- Struga się to, co kręci dzieciaki. Takie prawa rynku - mówią sprzedawcy.

Największe kolejki ustawiają się jednak do kiosków-beczek z grzańcem galicyjskim. Tu też kręci się najwięcej "wczorajszych" wędrowców, bez stałego adresu zamieszkania. Polują oni na miłosiernych klientów, którzy wspomogą w chłodne dni kubeczkiem gorącego trunku.

- Najczęściej to Włosi mi kupują, a Amerykańce uciekają. Niemiaszki udają, że mnie nie ma - mówi z uśmiechem pan Grzegorz. - Tak po 16 zaczynam się kręcić. Zawsze parę lufek wpadnie.
Sprzedawcy bardzo nie gonią - kwituje.

Koneserzy mocnych trunków powinni też odwiedzić kramy z miodami pitnymi.
- Najlepszy jest oczywiście półtorak, bo na jedną część miodu przypada pół części wody. Mocny. Dobry na grypę, nawet tę świńską - mówi pani Joanna, sprzedawczyni. - A do tego warto kupić świecę z wosku pszczelego. Zdrowotna i pochłania dym papierosowy.

Na innych stoiskach pełno pluszaków, biżuterii, kolorowych świecidełek, szali, czapek, rękawic i zupełnie nieprzydatnych dla dzieci, ale za to idealnych na prezent pt. "Nie miałem czasu znaleźć nic lepszego, więc masz i nie płacz".
Towary są śmiało wystawione pod nosy klientów, a sprzedawcy lustrują każdego, badając, czy przypadkiem nie złodziejaszek. Na kilku stoiskach sprzedawane są płyty z muzyką. Nie tylko kolędami, ale też rodzimymi wykonawcami rocka i muzyki pop. Ci w dobie muzyki ściąganej z internetu, w szczególności w święta liczą na miłosierdzie swoich fanów, że zamiast skopiować z sieci kupią krążek.

Mijamy Świętego Mikołaja rozmawiającego z żoną przez komórkę o rachunku za gaz. Dochodzimy do miejsca, które wśród kramów uginających się w dużej mierze od kolorowej "chińszczyzny" stanowi oazę oryginalności, inności i prawdziwej tradycji. Choć ze świętami ma niewiele wspólnego.
Z rozżarzonego pieca bucha piękny płomień, a przez rozmowy ludzi przebija się metaliczny dźwięk uderzania metalu o metal. Tu swoje stoisko otworzył prawdziwy kowal. Na podkowach tłoczy imiona. Szczęście za niewielką opłatą, od 10 do 35 zł, zależy od rozmiaru końskiego obuwia.
I to właśnie kowal zdradza nam, czego brakuje na Targach w Rynku Głównym.

- Na takie targi miasto powinno zachęcić i ściągnąć rzemieślników. Niech robią towary na oczach klientów. To nauka i atrakcja - mówi Grzegorz Wróbel, kowal z Sudetów. - Takie tu jednak macie ceny za wynajem terenu, że rzemiosło ucieka. Ja się nie żalę, bo klient jest, ale szkoda, że Kraków nie wykorzystuje tych możliwości - kwituje.

Pan Grzegorz wspomina kobietę, która niedaleko jego stoiska dmuchała bańki i ręcznie je malowała.

- Zniknęła. Kupcy idą w tandetę, bo po nią wystarczy pojechać do hurtowni - dodaje kowal.
Nie ukrywa, że miasto powinno wesprzeć rzemieślników finansowo. Bo ile trzeba wykuć podków, żeby zarobić tyle ile za gwiezdny statek z laserami?

Targi Bożonarodzeniowe mają szansę przetrwać kryzys i konkurować z cieplutkimi galeriami handlowymi. Potrzeba tylko pomysłu na ich rozkręcenie. Zmienienie ich w festiwal handlu i rzemiosła, gdzie będzie można kupić rzeczy gdzie indziej niespotykanie i oryginalne, a nie tylko takie, które są badziewnym lub mocno przepłaconym dodatkiem do jedzonej z papierowego talerzyka golonki, to dobre rozwiązanie na początek.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Anna
Od kiedy hipis pisze się przez "ch"?? Lenistwo dziennikarzy i korekty - masakra :(
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska