Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków wódczaną stolicą Polski

Marek Bartosik
Andrzej Szozda
Nie, to nie jest złudzenie. W Krakowie sklep z alkoholem rzeczywiście znajduje się na niemal każdym rogu. Jeden punkt sprzedaży alkoholu przypada tu na 296 mieszkańców. Takiego nasycenia nie ma w żadnym innym dużym polskim mieście. W dzielnicy I, obejmującej Stare Miasto i Kazimierz, jeden taki punkt przypada na 60 stałych mieszkańców. W ubiegłym roku pobity został rekord wpływów, jakie miasto otrzymuje w postaci "korkowego". Przekroczyły one 17,5 miliona złotych.

Czytaj też: Kraków: pasażerowie wciąż czekają na tablice

W liczbach bezwzględnych punktów sprzedaży alkoholu jest wprawdzie więcej , ale w znacznie ludniejszej Warszawie ((4500). Pozostałe duże miasta pozostają jednak daleko w tyle za Krakowem (2588). I nie należy się spodziewać, że liczba sklepów i knajp, stacji benzynowych itd. z wódką, winem i piwem spadnie. Ustalony przez krakowskich radnych limit liczby miejsc, gdzie można sprzedawać alkohol, jest wykorzystany zaledwie w 87,5 proc, choć w ubiegłym roku przybyło ich 36. - Limit w ostatnich latach był wielokrotnie zwiększany, ostatnio w końcu 2009 roku - mówi Mariusz Nawrot z Urzędu Miasta.

Praktycznie handel alkoholem nie podlega w Krakowie ograniczeniom. Regulowany jest ustawą o wychowaniu w trzeźwości. Ta jednak nie pozwala na ograniczenie godzin sprzedaży, stąd tak wiele sklepów, gdzie po "bączka" można wyskoczyć o każdej porze dnia i nocy.

To gmina określa też odległości od szkół, kościołów i obiektów sportowych, w jakich alkohole można sprzedawać. Dawniej wynosiła ona 100 m, ale w ciągu 10 lat została zmniejszona do 50 m, co motywowano tym, że nasycenie najstarszej części Krakowa np. świątyniami jest tak wielkie, że zbytnio ograniczałoby możliwość zakładania pubów itp. W dodatku ta odległość mierzona jest między wejściami do sklepu, a na przykład szkoły. Sprzedaż samego piwa w ogóle nie podlega takim ograniczeniom.

Teoretycznie alkoholową koncesję można stracić za sprzedaż alkoholu nieletnim lub nietrzeźwym. To jednak kolejne iluzoryczne ograniczenie. Za pierwsze złamanie prawa w ubiegłym roku nikt nie stracił zezwolenia, za drugie - trzy osoby. Odebrano też 15 zezwoleń za zakłócenia porządku publicznego, jakie towarzyszą sprzedaży alkoholu. - Prawo nakazuje nam uprzedzić przedsiębiorcę sprzedającego alkohol, że przeprowadzimy u niego kontrolę i określić czas w jakim ona nastąpi - tłumaczy Mariusz Nawrot.

Nawet kiedy zdarzy się doniesienie, że skutkiem działania punktu sprzedaży alkoholu są burdy, to w sytuacji kiedy na danej ulicy jest takich miejsc wiele, bardzo trudno udowodnić, że związane są z działalnością konkretnego punktu. Wezwana na interwencję policja najczęściej raportuje "opatrolowano, nie napotkano".

Cofnięcie zezwolenia jest możliwe dopiero po prawomocnym wyroku za naruszenie ustawy, a ten często zapada po wygaśnięciu wydawanych na 3 i 5 lat zezwoleń. Mieszkający w okolicy pozostają więc osamotnieni wobec wybryków tych, którzy zapominają, że wódka jest dla ludzi.

Nic też nie wskazuje na to, by Kraków miał wkrótce przestać być alkoholowym eldorado. Łatwo dostępne piwo czy wino to podstawa atrakcyjności miasta dla wielu turystów, w których krwi "eksportujemy" sprzedawane tu trunki. W mieście nie są prowadzone żadne badania dotyczące zależności między swobodą handlu a wynikającymi ze spożywania alkoholu problemami społecznymi. Potrzeby zmian nie widzi np. Jerzy Friediger, lekarz i przewodniczący komisji zajmującej się w radzie miasta m.in. zdrowiem i uzależnieniami. - Natura nie lubi próżni. Gdybyśmy zlikwidowali część punktów sprzedaży, to natychmiast powstałyby meliny. Przerabialiśmy takie ograniczenia, była pamiętna godz. 13, do której nie można było sprzedawać alkoholu. I jakie były tego efekty? - pyta retorycznie.

Skandynawska, restrykcyjna organizacja sprzedaży alkoholu też go nie przekonuje. Przypomina, że Finlandia ma największą liczbę alkoholików. Podobnie Elżbieta Lechowicz, która od ubiegłego roku przewodniczy miejskiej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, nie uważa skali handlu alkoholem za problem.

Bogusławowi Krzeczkowskiemu, przewodniczącemu dzielnicy I, najbardziej nasyconej punktami sprzedaży alkoholu w mieście, przeszkadzają tylko pospolite "pijalnie taniej wódy". - Niedostrzeganie związku między gęstością sieci sprzedaży a uzależnieniami od alkoholu jest dowodem hipokryzji - twierdzi stanowczo Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Dyrektor uważa na podstawie analiz europejskich, że powinna obowiązywać zasada: jeden punkt sprzedaży alkoholu na 1500 mieszkańców. Za błąd uznaje oddanie decyzji w tej sprawie samorządom.

Tylko niektóre z nich, na przykład w Toruniu, stosują restrykcyjną politykę wydawania zezwoleń. Inne ulegają alkoholowemu lobby. - Jesteśmy w defensywie - przyznaje Brzózka. Nie widzi jednak szans, choćby ze względu na silną pozycję samorządowców w Sejmie, na zmianę obecnych przepisów, które z Krakowa uczyniły miasto piwem, winem i wódką płynące.

Wybieramy Ludzi Roku 2011. Zobacz listę kandydatów i oddaj głos!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i weź udział w plebiscycie

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska