W połowie czerwca 2014 r. w komendzie policji w Bochni zostało zgłoszone zaginięcie 35-letniego mężczyzny. Z uwagi na tpo, że był właścicielem kantoru przy ulicy Grodzkiej w Krakowie policjanci brali pod uwagę wszelkie scenariusze tego zniknięcia. Rozpoczęły się wytężone poszukiwania, sprawdzano każdy, najdrobniejszy ślad. Ustalono, że mężczyzna widziany był ostatnio wieczorem jak zamykał kantor i szedł do pobliskiego banku.
Cztery dni później sprawa zaginięcia nabrała innego wymiaru. Do policji wpłynęło zawiadomienie od jednego z krakowskich banków o oszustwie na mieniu znacznej wartości. Bank jako sprawcę malwersacji wskazywał właśnie zaginionego 35-latka….
Policjanci ustalili, że mężczyzna po zamknięciu kantoru poszedł do pobliskiego banku zdeponować tzw. wpłatę zamkniętą w bezpiecznych kopertach. Pracownikowi banku zadeklarował, że wpłaca w niej 2 mln 150 tys. dolarów, a naprawdę kwota była dużo mniejsza. Wykorzystując, sytuację, że przyszedł przed samym zamknięciem banku zaraz po przekazaniu zamkniętej wpłaty, cześć zadeklarowanej kwoty wypłacił, a resztę przepuścił przez zagraniczną spółkę zajmującą się obsługą walutową i również wypłacił w innym banku. Z kwotą prawie 6,5 mln zł zniknął.
W lipcu ub.r. 35-latek został zatrzymany w Rzeszowie podczas przypadkowej kontroli drogowej. Okazało się, że jeszcze przed zniknięciem kupił samochód, o którym nikt nie wiedział, nowe telefony. Posiadał kradziony dowód osobisty innej osoby. Przed krakowskim sądem nie przyznał się do winy.