Do zdarzenia doszło 24 listopada 2016 roku. Tego dnia w szkole przy Zemskiej akurat był dzień ukraiński. A to dlatego, że w placówce uczą się dzieci z różnych narodów. Takie dni miały przybliżyć uczniom kulturę danego kraju. Na ścianie wisiała gazetka z barwami narodowymi Ukrainy. W oknach flagi. Oskarżenie i sąd pierwszej instancji przekonują, że pan Krzysztof zerwał gazetkę, rzucił nią na stół pani bibliotekarce i na cały głos na korytarzu wykrzykiwał, że Ukraińcy to mordercy.
Krzysztof Madej i obrona przekonują w apelacji, że mówił, „Ukraińcy mordowali Polaków”. Nie nawoływał do nienawiści tylko wypowiadał się „z troską” o to czego w szkole uczone są nasze dzieci. I mówił prawdę. A chodziło o wojskowe organizacje ukraińskich nacjonalistów z czasów II wojny światowej. - Bestie, bydlaki, rozrywali dzieci na strzępy – mówił dziś sądowi w ostatnim słowie oskarżony. - A teraz dostali renty od państwa ukraińskiego - dodał, przypominając przepisy uchwalone kilka lat temu przez ukraiński parlament.
Już po zakończeniu rozprawy – w rozmowie z dziennikarzami – mówił jeszcze ostrzej. O symbolach ukraińskich jako symbolach „zezwierzęcenia, zbydlęcenia”. I opowiadając o zdjęciu „dziewczynki z rozprutym brzuszkiem” - jednej z ofiar ludobójstwa.
Oskarżyciel domagał się utrzymania wyroku skazującego. Powołując się na zeznania świadków – nauczycielek ze szkoły. O okrzykach „Ukraińcy to mordercy” i że bezspornie było to nawoływanie do nienawiści. Wyrok zapadnie 24 kwietnia.