18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto szantażuje polityków w Polsce

Dorota Kowalska
ANNA GARWOLINSKA/agencje se/eastnews , robert kwiatek
Senator Krzysztof Piesiewicz (na zjdęciu) przez ostatnie miesiące usunął się w cień, ale w mijającym tygodniu przerwał milczenia. Udzielił wywiadu tygodnikowi "Wprost", zadeklarował start w wyborach parlamentarnych.

Wybuch bomby w Krakowie: bombiarz to mściciel, psychopata?

"Decyzja o startowaniu wymaga ode mnie odwagi. Ale myślę, że to jest w jakimś sensie konieczność" - mówi. Na pytanie Tomasza Lisa, czy nie boi się ataków na swoją osobę w czasie trwania kampanii wyborczej, odpowiada: "Na żadne ataki nie będę odpowiadał. To wyborcy zdecydują. Ludzie doskonale wiedzą, pomimo tego incydentu, że ich nigdy nie zawiodłem. (...) Jeden bardzo zacny człowiek pytał mnie, czy będę kandydował. Ja mówię: "Chyba muszę". A on: "Przecież, ku..., oni cię zniszczą". Kto to są "oni"? Nikomu nie zrobiłem krzywdy, jestem uczciwym człowiekiem."

Ale z pytaniem o polityczną przyszłość senatora Piesiewicza wraca jeszcze jedno, jeszcze ważniejsze pytanie o to, gdzie są dzisiaj byli funkcjonariusze służb specjalnych, dla kogo pracują, komu służą?

Piesiewicz opowiada o spotkaniu z tajemniczym Krzysztofem W., którego tak opisuje: - Jest po pięćdziesiątce. Na moje stare adwokackie oko taka "szarość". To jest bardzo charakterystyczne dla osób z pewnych kręgów.

To właśnie Krzysztof W. zgłosił się w 2009 roku do biura senatora. Twierdził, że ma ważne informacje na temat Piesiewicza, które można "przykryć" w mediach innymi ważnymi newsami i on je właśnie posiada. Zostawił swój numer telefonu. - Sekretarka przybiegła roztrzęsiona - relacjonował Piesiewicz. Senator umówił się z Krzysztofem W., spotkali się pod katedrą polową Wojska Polskiego. "Są filmiki z panem. Ja to mogę zatrzymać" - oświadczył W. Przestraszony senator miał odpowiedzieć: "Jak pan może, to niech pan zatrzyma".

Krzysztof W. zadzwonił do Piesiewicza po raz drugi. Zapewniał, że załatwił sprawę, nie żądał pieniędzy wprost, ale mimochodem wspomniał, że "ma sprawy o niepłacenie jakichś podatków, akcyzy na 800 tys.".

Doszło do kolejnego spotkania, podczas którego Piesiewicz odbierał telefon od szantażystów, ale Krzysztof W. uspakajał: "Niech się pan nie denerwuje, panie senatorze, wszystko będzie dobrze".
Kim tak naprawdę jest tajemniczy Krzysztof W.?

Policja zatrzymała go 1 lipca 2011 r. na lotnisku w Balicach pod zarzutem posługiwania się fałszywymi dokumentami, gdy próbował odebrać transport przemycanych papierosów. Wtedy podał się za pracownika służb specjalnych, więc krakowska prokuratura, która prowadzi w tej sprawie śledztwo, sprawę utajniła.

Jak się jednak okazuje nazwisko Krzysztofa W. pojawiło się już wcześniej w innej aferze politycznej. To on jest biznesmenem, na którego konto za sprawą prezydenta Gorzowa Wielkopolskiego Tadeusza Jędrzejczaka wpłynęło w 2001 roku 800 tys. zł. Jędrzejczak miał przymusić do wykonania tego przelewu szefów dwóch firm budowlanych. Pieniądze przeznaczone były na zakup krzewów, które do Gorzowa nigdy jednak nie trafiły. To część tzw. "afery budowlanej", za którą Jędrzejczak został skazany kilka dni temu nieprawomocnym wyrokiem na sześć lat więzienia.

Krzysztof W. był zresztą przesłuchiwany w charakterze świadka w procesie oskarżonego o korupcję Jędrzejczaka. Przedstawił się w sądzie jako biznesmen z Żywca, właściciel firmy handlującej drzewkami i krzewami.

Przyznał, że zawarł z szefami wspomnianych firm fikcyjny kontrakt na zakup drzewek, których później nie dostarczył, ale w zamian przekazał "darowiznę" w wysokości 50 tys. zł Zygmuntowi M., który pieniądze te miał później wydać na zakup cegiełek na kampanię wyborczą SLD.
Jak podaje radio RMF, Krzysztof W. próbował zainteresować zebranymi przez siebie informacjami wiele osób, w tym kardynała Stanisława Dziwisza, czołowych krakowskich polityków PO i PiS. Co więcej, spotykał się z nimi, a z każdego spotkania robił notatki. Rozpracowywał wiele osób, pisząc wewnętrzne raporty, które miał trzymać w mieszkaniu. W jego domu funkcjonariusze znaleźli kilka worków z dokumentami; wszystkie znajdują się teraz w policyjnym magazynie.

Krzysztof W. dowiódł, że ma rozległe kontakty, jednak, przynajmniej oficjalnie, nie słyszał o nim nikt ani w krakowskich biurach poselskich PiS i PO, ani w siedzibie kurii metropolitalnej, gdzie podobno bywał. Nie znają go także - jak ustalił Dziennik Polski - przedstawiciele żywieckiego estabishmentu.

Krzysztof W. siedzi teraz w areszcie. Oprócz posłużenia się podrobionym dokumentem będzie odpowiadał za posiadanie amunicji bez wymaganego zezwolenia.

Pytanie: Co ciekawego powie śledczym? W jakich służbach pracował? Jakie jeszcze, oprócz własnoręcznie sporządzonych raportów, dokumenty znajdzie w jego mieszkaniu policja? Wreszcie: Na kogo zbierał haki?

Jakby jednak nie zakończyła się historia Krzysztofa W. jednego możemy byc pewni - mamy z byłymi pracownikami służb specjalnych kłopot i przyznają to nawet politycy. - W Polsce nie dorobiliśmy się systemu zabezpieczającego ludzi odchodzących ze służby, których losy zapewne różnie się układają - mówi Marek Biernacki, poseł Platformy Obywatelskiej i były szef MSWiA. - Te osoby są gubione przez służby. Problem polega także na tym, że każda zmiana u steru władzy, powoduje w Polsce roszady w służbach. Zwalnia się ludzi, nieważne - dobrze czy źle pracowali, ważne, że służyli innemu panu - wzdycha poseł Biernacki.

A nie podlega dyskusji, że ci ludzie są dysponentami cennej wiedzy, może i dokumentów. - Wśród zwolnionych może się trafić ktoś, kto swoją wiedzę wykorzysta do niecnych celów - przyznaje Biernacki. Do szantażu, w pracy dla prywatnych firm, spółek, biznesmenów, wreszcie - obcych wywiadów. I choć to tylko hipoteza nie poparta żadną sprawą toczącą się przed sądem, żadnym wyrokiem, to jednak, jak przyznają nasi rozmówcy - hipoteza prawdopodobna.

Temat służb specjalnych i ludzi, którzy w nich pracowali, jest na tyle ekscytujący, że sięgnają po niego pisarze. Cztery lata temu Zygmunt Miłoszewski napisał wychwalane przez krytyków "Uwikłanie". Na kanwie jego książki, Jacek Bromski nakręcił film pod tym samym tytułem, który wszedł właśnie do kin.

I kto wie, może za kilka lat za scenariusz mrocznego thillera posłuży życiorys senatora Krzysztofa Piesiewcza:scenarzysty, adwokata, wreszcie polityka. Człowieka wielkich dokonań, nie pozbawionego słabości.

Współpr. Magda Wrzos-Lubaś

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska