Jak się pan czuje z presją, że studiowało się na uniwersytecie, który jest kuźnią elity amerykańskiej?
Z perspektywy polskiej może się wydawać, że jest to wielkie „wow”. Ale kiedy się już jest na miejscu i spędza się tam cztery lata, to można się oswoić. Początkowy szał dość szybko opada i znika.
Chce pan powiedzieć, że owo „wow” to efekt misternie budowanego PR?
Ten PR i marka Yale jednak z czegoś się biorą. Bo wykładają tam profesorowie światowej sławy, geniusze w swoich specjalnościach. Mam jednak stoickie podejście do tego wszystkiego. Pojechałem, postudiowałem sobie...
Stoicyzm to chyba pański wyróżnik. Podobno z poinformowaniem najbliższych o tym, że przyjęto pana do Yale spokojnie przeczekał pan całą noc.**
Rzeczywiście, to prawda. Tak było. (śmiech).
Jakie było pierwsze wrażenie po przyjeździe do Yale?
Na pewno liczba osób, która tam studiują. Istna wieża Babel. Różne odcienie skóry, mieszające się języki, kultury. W Stanach nie ma podziału na wydziały, tylko wszyscy razem studiują i mieszkają obok siebie. Miałem kontakt z bardzo wieloma osobami.
Naszych dużo?
Jedna, góra dwie osoby na roku.
W czasie studiów ma się swojego tudora?
Nie, taki system jest prowadzony bardziej na Oksfordzie czy Cambridge. W Yale każdy co semestr wybiera sobie zajęcia.
Pan, oprócz matematyki, co jeszcze studiował?
Miałem zajęcia z rosyjskiego: literaturę i zajęcia z lingwistyki, filozofii, fizyki, informatyki i historii. Między innymi miałem wykłady z profesorem Timothy Snyderem.
Tego od historii Polski?
Tego samego. Snyder był jeden z największych umysłów, jakie miałem okazję poznać podczas studiów.
Mówi pan, że podciągnął się z rosyjskiego. Bliżej niż w USA się nie dało?
Rosyjski miałem już w liceum. Ale w Stanach nie były to zajęcia stricte językowe. raczej bloki tematyczne: rewolucja rosyjska, opowiadania rosyjskie, współczesne problemy Rosji.
Skąd u pana tak**ie zainteresowanie historią i kulturą rosyjską?
Historia w ogóle mnie interesuje, a języka rosyjskiego zacząłem się uczyć głównie dlatego, że chciałem zrozumieć poezję Okudżawy i Wysockiego, moich ulubionych autorów. Obok poezji, którą pisze moja narzeczona Inga, rzecz jasna. I to mnie motywowało do nauki języka.
A co pana irytowało na uniwersytecie w Stanach?
Na uniwersytecie może mniej, ale nie odpowiadało mi tempo życia w Ameryce. Jest dla mnie zbyt szybkie.
Wyścig szczurów?
Olbrzymi. Amerykanie zbyt wiele uwagi poświęcają pracy, a zbyt mało życiu prywatnemu, pozazawodowemu.
Miał pan czas na życie studenckie, pozanaukowe? Oferta Yale pod tym względem jest bardzo obfita.
Owszem, taka oferta jest, ale ona mnie dużo mniej interesowała. Poszedłem na uniwersytet, żeby się jak najwięcej nauczyć, a nie żeby grać w futbol amerykański.
Skoro u pana takie **zacięcie humanistyczne zapytam, parafrazując tytuł książki ks. prof. Michała Hellera: Czy matematyka jest nauką humanistyczną?
Powiedziałbym, że matematyka ma wiele wspólnego ze sztuką. Dla mnie, jak i dla wielu innych matematyków, powodem do studiowania tego przedmiotu jest zachwyt nad wewnętrznym pięknem matematyki i matematycznych struktur.
Jak zachęcić ludzi do polubienia matematyki?
Ciężkie pytanie.
Syty nie zrozumie głodnego?
Niekoniecznie. Umówmy się, że nie każdy musi od razu pokochać matematykę tak, jak ja. W naukach humanistycznych też jest wiele fajnych rzeczy do zrobienia. Natomiast jeśli kogoś interesują zagadnienia dotyczące choćby kosmosu, a nie ma talentu, by podążać śladami fizyki czy matematyki, niech sięgnie do książek popularno-naukowych. Choćby autorstwa przywoływanego tutaj ks. prof. Michała Hellera.
Co dla pana jest najbardziej pociągającego w matematyce?
Wiele rzeczy. Choćby to, że z jednej strony wiele prostych matematycznych stwierdzeń wymaga niezwykle skomplikowanych narzędzi do udowodnienia. A z drugiej - wiele pozornie skomplikowanych fizycznych zagadnień można wyjaśnić za pomocą matematyki. Fakt, że matematyka ma tak ogromne zastosowanie choćby w przypadku fizyki czyni ją piękną.
Leibnitz twierdził, że gdy Pan Bóg rachuje, staje się świat. Czyli co, Pan Bóg jest matematykiem?
Coś w tym naprawdę jest.
Kto z polskich matematyków znany jest w świecie?
Przedstawiciel przedwojennej lwowskiej szkoły matematyków - Stefan Banach. Rozpoznawalny jest także Wacław Sierpiński, Alfred Tarski i wielu innych matematyków, o których w Polsce niestety się nie pamięta.
Pan się jaką dziedziną matematyki zajmuje?
Zawsze interesowała mnie matematyka teoretyczna i różne jej zastosowania. Obecnie zajmuję się liczbami, różnymi zjawiskami w nich zachodzącymi oraz kombinatoryką.
A na co to komu, ktoś pewnie zapyta?
(śmiech) Bardzo nie lubię tego pytania. Problem jest taki, że to, czym się zajmuję nie ma wielkiego przełożenia na praktykę. Zajmuję się tym na podobnej zasadzie, jak pisarz, który pisze książkę czy malarz malujący obraz. Ja właśnie w ten sposób szukam piękna w tych strukturach.
Dość idealistyczne podejście do matematyki.
Idealistyczne i powiedziałbym, że estetyczne.
WIDEO: Chcesz uniknąć kontuzji na siłowni? Stosuj się do tych rad
ZOBACZ KONIECZNIE
Miss Studniówki 2019. Zobacz najpiękniejsze maturzystki z Małopolski!
Tych osób szuka policja w Tarnowie [LISTY GOŃCZE]
Oni rozsławiają Tarnów w kraju i na świecie. Poznajecie te osoby? [ZDJĘCIA]
Te znaki zodiaku tworzą najseksowniejsze pary. Sprawdź listę
Pamiętasz te autobusy? Kiedyś woziły nas po Tarnowie
Test psychologiczny do policji. Sprawdź się i rozwiąż QUIZ