Obaj gracze swoje kupony puścili w sobotę, obaj też wybrali tę samą metodę - na chybił trafił. I obaj wypełnili trzy kupony po 9 zł. Świeżo upieczeni milionerzy na razie się nie ujawnili. Nie wiadomo, czy mieszkają w miejscowościach, w których kupili losy.
Reporterzy "GK" pojechali w poniedziałek do obu szczęśliwych kolektur. W Woli Batorskiej "szóstka" w lotku padła po raz pierwszy. Dlatego cała wieś zachodzi w głowę, kto jest wybrańcem losu. - Sama jestem ciekawa, który z naszych klientów ma teraz uśmiech od ucha do ucha - mówi Anna Kępa, sprzedawczyni w sklepie "Delikatesy".
Właśnie w tym wiejskim spożywczaku mieści się jedyna we wsi kolektura. - Jak jest wielka kumulacja, to nawet 100 osób robi zakłady. Sporo tu mamy graczy, ale który z nich już jest milionerem? - zastanawia się ekspedientka.
O wygranej huczy już cała Wola Batorska. Przed sklepem rozmawiają tylko o tym. - Jasne, cieszę się, że to któryś mój sąsiad jest szczęśliwcem - mówi Józef Łącki. - A może to mój zięć? Też zagrał w sobotę, zaraz zadzwonię. Ech, to nie on. I nie ja, bo kosiłem trawę - śmieje się.
W domach nie milkną telefony. - Dzwonimy do siebie i sprawdzamy, czy ten nowy bogacz nie jest czasem jakimś krewnym - mówi Paweł, którego spotykamy pod sklepem. - Musi pani iść do Piotrka. Ktoś mówił, że to on ma siedem baniek w kieszeni.
Szybko znajdujemy dom i rodziców Piotrka. Oczy szeroko im się otwierają, gdy słyszą o wygranej. - Że nasz syn miliony ma? Ile, siedem? Przydałyby się, ale to chyba jakiś żart - kręcą głowami rodzice. - Bo Piotrek teraz na drabinie szpachluje sufit klientowi w Krakowie - dodają po chwili.
W Krzeszowicach to już druga główna wygrana. Pierwsza padła 24 listopada 2004 r. i wyniosła 1 mln 092 tys. 078,30 zł. I też w kolekturze w Rynku. - Szczęśliwy punkt! - Mikołaj Grochal, jej pracownik, w rozmowie z "GK" podkreśla to kilkakrotnie. - Pięć lat temu też mieliśmy "szóstkę". Na ostatniego sylwestra padła zaś "piątka" za 100 tysięcy - opowiada w przerwie między wydawaniem losów. Ma dziś ręce pełne roboty: przed budką ustawiła się niemała kolejka. Nikt nie chce przegapić szansy. - Boże, co ja bym zrobił za siedem milionów. Tyle pieniędzy! - wzdycha Stanisław Kowalczyk.
Kim jest nowy krzeszowicki milioner? Mieszkańcy podejrzewają, że tego nie dowiedzą się nigdy. - Byłby głupcem, gdyby się ujawnił. Ja zaraz wyprowadziłabym się z miasteczka! - mówi pani Sabina (nazwiska nie podaje, bo woli jeszcze raz się upewnić, czy to nie ona trafiła szczęśliwe liczby). I dodaje, że milionera sprzed pięciu lat nie poznali do tej pory, choć cała miejscowość aż huczała od plotek i domysłów.