- Prawo jazdy robiłam w liceum i zdałam za pierwszym razem. To nieprawda, że kobiety za kółkiem to samo zło - uśmiecha się Katarzyna Kuna, instruktorka nauki jazdy. - Ja mam też uprawnienia na motocykl.
Po skończeniu gorlickiego Kromera rozpoczęła studia na AWF-ie w Krakowie.
- To właśnie na studiach zrobiłam kurs instruktora nauki jazdy. W grupie byli sami panowie. Ostatecznie do egzaminu dotrwały tylko dwie osoby - wspomina.
Jako świeżo upieczony magister i instruktorka nauki jazdy złożyła oferty pracy do kilku ośrodków szkolenia.
- Na dzień dobry dostałam chyba z pięć odpowiedzi. Byłam bardzo mile zaskoczona. Chwilę uczyłam w Klubie Dobrej Jazdy w Krakowie, a później w OSK Lejdis prowadzonej przez same panie. To jedna z dwóch takich „babskich” szkół jazdy w Krakowie - mówi pani Katarzyna.
Przy pierwszym kursancie towarzyszył jej stres i emocje, ale potem poszło jak po maśle, a chętnych uczenia się u niej sztuki prowadzenia samochodu nie brakowało.
- Kraków jest miastem zatłoczonym. Dochodzą jeszcze tramwaje, których np. w Gorlicach nie ma, ale nie ma to jak zaczynać od głębokiej wody - tłumaczy pani Katarzyna. - Nigdy nie zapomnę, jak uczyłam młodą dziewczynę. Zatrzymałyśmy się na światłach, żeby przepuścić pieszych. Przechodzień nagle zapukał w szybę i powiedział, że on dalej nie idzie, bo dwie blondynki w jednym aucie to pewny pech. Poczekał aż przejechałyśmy - mówi z uśmiechem.
Takich humorystycznych sytuacji pani Kasi nie brakowało. Uczyła jazdy pewnego kucharza spod Krakowa. Ten zamiast jazdą interesował się bardziej instruktorką.
- Częściej zamiast na drogę patrzył na mnie. Zanudzał przepisami i tym, co by mi ugotował. Przysyłał nawet kwiaty do biura. Dobrze, że zdał za pierwszym razem - wspomina.
Niektórzy nie ukrywali, że szukają przyszłej żony, albo chcieli się wygadać i narzekali na swoje partnerki.
- Trochę się obawiałam jazd nocnych, a takie też były. Ja sama, a tu z drugiej strony masywny facet z tatuażami. To raczej otuchy nie dodawało - opowiada.
Jej instruktorską przygodę przerwały narodziny dziecka.
- Wróciłam do Gorlic. Dostałam tutaj ofertę pracy, też jako instruktor. Po głowie chodzi teraz pomysł otwarcia szkoły jazdy, takiej typowej dla pań - mówi pani Katarzyna.
Podkreśla, że kobiety instruktorki są dla swych kursantów cierpliwe, uważne i można z nimi po babsku pogadać. Nie denerwują się też, gdy kursantka nie pamięta, że lusterko nie służy tylko do robienia makijażu.
- Ja się nie wymądrzam, tylko podpowiadam. Mężowi jednak w trakcie jazdy nie zwracam uwagi, żeby zwolnił, czy dodał gazu. Jeździ na tirach i zna się na tym, co robi - dodaje kobieta.