Kraków: zmarł prof. Jacek Puchała [ZŁÓŻ KONDOLENCJE]
Tak w Walencji, jak i pod Wawelem, wiślaczki przegrały - odpowiednio 72:80 i 57:67. Małgorzata Dydek rzuciła zaś 13 i 6 punktów. Po krakowskiej konfrontacji koszykarka długo nie wracała do szatni swojej drużyny, najpierw rozdając dziesiątki autografów, potem rozmawiając z liczniejszym niż zwykle gronem dziennikarzy.
- Zawsze lubiłam przyjeżdżać do Krakowa, gdzie kibice znają się na koszykówce i są bardzo wymagający. Cieszę się też, że Wisła odbudowuje się i jest zespołem przyszłościowym - zauważyła wtedy Małgorzata Dydek. Zagadnięta zaś o ewentualność zasilenia "Białej Gwiazdy" uśmiechnęła się i dodała: - Kategorycznie nie można tego wykluczyć...
Jednakże do Wisły jakoś nie trafiła, co gorsze - już nigdy i nigdzie nie zagra w koszykówkę. Bezsprzecznie największa rodzima gwiazda basketu!
A tak Małgorzatę Dydek pożegnał prezes TS Wisła, Ludwik Miętta Mikołajewicz: - Była zawodniczką wielką nie tylko wzrostem, ale i duchem. Mimo że zawsze była naszym groźnym przeciwnikiem na parkiecie, jako koszykarka Olimpii Poznań czy Foty Gdynia, a później obecnego Lotosu, z wielkim szacunkiem odnosiliśmy się do jej występów na boisku, ponieważ była to naprawdę wspaniała postać.
Miałem z nią bardzo dobry kontakt przede wszystkim podczas mistrzostw Europy w 1999 roku w Katowicach, kiedy reprezentacja Polski sięgnęła po złoty medal. Byłem wtedy kierownikiem technicznym kadry i mieliśmy świetne relacje. Tak było także podczas Igrzysk w Sydney. Niejednokrotnie żałowaliśmy, że nasze drogi nie zbiegły się w czasie, bo oboje twierdziliśmy, że bardzo dobrze by się nam współpracowało na polu szkoleniowym. Z tym większym żalem przyjąłem wiadomość o odejściu Gosi, wspaniałego człowieka.
Uwaga! Nowy konkurs! Wymyśl nazwę dla pociągu i wygraj nagrody!
Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**