- To prawdziwy horror - tak w skrócie opisują swoją sytuację mieszkańcy feralnych wsi. - To tak jakby cały świat o nas zapomniał. Jak to jest, żeby prądu nie mogli naprawić przez tyle dni? - pytają rozgoryczeni ludzie.
Przez awarię sieci energetycznej omal nie doszło do tragedii. - Zapaliłam święczkę. Nawet nie spostrzegłam, kiedy moja 4-letnia córeczka zrzuciła ją na podłogę - mówi pani Joanna ze Źrebiec (gmina Chrzanów). - Poparzyła sobie rączkę, a płomień przeniósł się na dywan. Na szczęście w porę go ugasiłam - dodaje. Pani Joanna obwinia firmę Enion, dostawcę energii elektrycznej, za to, co dzieje się w jej wsi.
Pani Joanna nie ma w domu kuchenki gazowej, tylko elektryczną. Wodę w łazience ogrzewa bojler. Bez prądu nic nie działa.
- Małe dziecko muszę myć w zimnej wodzie - tłumaczy pani Joanna. - Zaraz mi się pochoruje.
Tymczasem energetycy rozkładają ręce. - Nie mamy sprzętu, by naprawić te usterki. Trzeba czekać na fachowców z Krakowa - tłumaczą.
Żalu nie kryje też Wioletta Władysz, sprzedawczyni z pobliskiego sklepiku.
- Już w pierwszy dzień gdy wyłączyli prąd, rozmroziły się wszystkie lody i mrożonki. Straciłam kilka tysięcy złotych - załamuje ręce pani Wioletta.
Jadwiga Lipnicka, sołtys Źrebiec, także jest załamana.
- Żyjemy jak w średniowieczu. O ile możemy wytrzymać bez telewizora i komputera, o tyle bez ciepłej wody i światła się nie da. Co mają zrobić starzy i chorzy ludzie albo małe dzieci? - martwi się kobieta.
We wsi ustawiono nawet agregat prądotwórczy, ale jak pech, to pech. Następnego dnia maszyna odmówiła posłuszeństwa.
- Uszkodzone są dwa słupy wysokiego napięcia. Bez specjalnych urządzeń, których nie ma trzebiński Enion, nie usuniemy awarii. Z odsieczą ma przyjechać krakowski oddział Zakładu Energetyki - mówi Zbigniew Adamczyk, dyrektor Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Chrzanowie. - Czekamy.
Jak podaje Enion, awarie w trzech wsiach mają zostać naprawione jeszcze dziś. Sprawdzimy to.