Małopolska: frekwencja w wyborach zależy także od pogody

Co skłoniło tak wielu z 10 tys. mieszkańców gminy Tymbark do takiej aktywności wyborczej? Robert Nowak, jeden z czterech konkurentów do posady wójta, uważa, że na frekwencję miała wpływ właśnie liczba kandydatów na to stanowisko. - Każdy z nas wywodził się z innego środowiska, to zachęciło ludzi, by głosowali na swoich - twierdzi. Rywalizację i to już w I turze wygrał Lech Nowak. Odpadli Robert Nowak, Janusz Kałużny i Marek Sawicki.

Doktor Łukasz Stach, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, zgadza się, że większa liczba kandydatów może przyciągać ludzi do urn. - Pamiętajmy jednak, że czynników kształtujących frekwencję jest wiele. Wśród nich są irracjonalne, np. takie jak pogoda w dniu organizowania wyborów oraz racjonalne, takie jak tradycja czy zmęczenie stylem rządzenia dotychczasowych włodarzy. Potwierdza tę opinię Urszula Świerszczyńska, mieszkanka Tymbarku. Jest przekonana, że rekordowo wysoka frekwencja w wyborach wynikała z nietrafionych inwestycji poprzednich samorządowców.

(INFOGRAFIKA) Wyniki wyborów samorządowych. Dane statystyczne PKW z 25 listopada

- My, mieszkańcy mieliśmy dość takich rządów - mówi. I dodaje, że taka frekwencja była, jak to określa "małoojczyźnianym zrywem". Poza tym uważa, że udział w głosowaniu to obowiązek. Również mieszkający w Tymbarku Jan Puchała, obecny starosta limanowski, nie ukrywa, że na frekwencję wpływ miało rozczarowanie i znudzenie dotychczasową formą sprawowania władzy. - W minionej kadencji w Radzie Gminy Tymbark pojawiały się konflikty między koalicją a opozycją i to nie podobało się mieszkańcom, czemu dali wyraz w wyborach - tłumaczy. Do urn wyborczych, równie chętnie jak starsi, poszli młodzi ludzie, którzy coraz częściej powtarzają, że w rodzinnych stronach chcieliby urządzić swoje przyszłe życie.

- Tylko przystępując do głosowania można wyrazić swoją postawę wobec tego, co dzieje się w naszej miejscowości - wierzy Agnieszka Łyżnicka, studentka psychologii z Tymbarku. Zupełnie inna sytuacja jest w odległej o 60 km podhalańskiej gminie Szaflary. Tu frekwencja wyniosła 30 proc., czyli szary koniec obecności przy urnie wyborczej w Małopolsce, przy średniej frekwencji w naszym regionie 47 proc. Dlaczego tak mało ludzi poszło tu do głosowania? Po pierwsze, z tego powodu, że wielu mieszkańców gminy mieszka i pracuje poza miejscem zameldowania: w innych regionach Polski lub za granicą. Wielu nie miało czasu przyjeżdżać z daleka, by wybrać swojego wójta albo radnych.

- Frekwencja w gminie jest obrazem nie tylko sytuacji zarobkowej, bo w Szaflarach kiedyś było ponad 1400 miejsc pracy, a teraz niespełna 300. To także obraz innych gmin w kraju - ubolewa Stanisław Ślimak, nowy wójt. Politolog Łukasz Stach nie do końca zgadza się z tą teorią. - Może to dotyczyć kilkunastu procent obywateli, ale za granicą nie przebywa raczej dwie trzecie mieszkańców - zauważa. I bardziej przekonuje go drugi powód niskiej frekwencji w wyborach samorządowych, też wymieniany przez mieszkańców Szaflar: Stanisław Ślimak był jedynym kandydatem na wójta.

- To czynnik demotywujący - przyznaje Stach. Podobne zdanie ma Władysław Tylka, jeden z mieszkańców gminy. - Głosowanie nie miało żadnego znaczenia. W wyborach do rady gminy również były okręgi, gdzie był tylko jeden kandydat. Ludzie tak naprawdę nie mieli możliwości wyboru - stwierdza. Stach potakuje, że w takim przypadku wybory zamieniają się w wotum zaufania dla urzędującego burmistrza. Ślimak uzyskał takie wotum zaufania, bo ponad 76 proc. głosujących poparło go przy urnie.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia**pięknych dziewczynPolecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:** 17-latka aresztowana za podżeganie do gwałtu
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu**