Małopolska ma swoją listę produktów tradycyjnych. Opatrzone są stosownym logo, które gwarantuje oryginalność, ale trzeba pamiętać o mnogości różnych innych lokalnych smakołyków, których na wspomnianej liście nie ma, ale i tak mają rzeszę fanów potrafiących przejechać z jednego krańca województwa na drugi, tylko po to, by je kupić. Przykładów nie brakuje – tajemniczo brzmiący Czar Pustyni czy kobylańska mąka są tego przykładem.
Czar Pustyni. Gdzie go szukać?
Zacznijmy od mocnego uderzenia. Może nie tyle siłowego, co procentowego, bo taki jest właśnie Czar Pustyni. 50-procentowy alkohol w grudniu 2012 roku został wpisany przez Ministra Rolnictwa na Listę Produktów Tradycyjnych.
- Czar pustyni przygotowywany jest z suchych ziaren grochu cukrowego, skiełkowanych ziaren żyta ozimego, cukru oraz wody pochodzącej z pięter wodonośnych jurajskich i triasowych. Dzięki tym surowcom uprawianym w sąsiedztwie Pustyni Błędowskiej napój posiada oryginalny smak i aromat. Z całego ziarna grochu, skiełkowanego żyta, wody i cukru przygotowywany jest zacier, który później ulega fermentacji. Następnie roztwór jest przecedzany i gotowany. Ze skroplonej pary otrzymywany jest napój, który poddawany jest destylacji. Tak powstaje czar pustyni, który dodatkowo można zaprawiać dowolnie, karmelizowanym cukrem z dodatkiem goździków lub suszonymi ziołami rosnącymi lokalnie – czytamy w opisie.
Czaru nie sposób znaleźć w sklepach. Jest on produkowany albo na użytek własny, albo jako forma promocji regionu, jednak tylko nieliczni przyznają się do wytwarzania tego trunku.
Ci, którzy nie przepadają za mocnymi alkoholami, mogą sięgnąć po beskidzkie wina. Okazuje się bowiem, ze krzakom winorośli nie przeszkadza ani wysokość, ani kiepska gleba. Rosną, owocują, a i plon jest całkiem przyzwoity. Taką małopolską Toskanię znajdziemy pod Gorlicami, gdzie Anna i Sebastian Kukowie założyli winnicę.
- Pomysł na nią zrodził się tak naprawdę na wakacjach w Egerze. To tam zobaczyliśmy ogromne połaci winnic i stwierdziliśmy, że spróbujmy zasadzić je na Buczu, gdzie mamy południowy stok pięknie wystawiony i osłonięty z boków przed wiatrami – opowiada Sebastian.
Winna działka położona jest dość wysoko, bo prawie ponad 500 metrów nad poziomem morza, choć w polskich warunkach klimatycznych przyjmuje się, że winnice zakłada się maksymalnie do 300 metrów. Obecnie Kukowie mają pod opieką około 1200 krzaków, z których średnio zbierają dwie tony winogron.
- Zaczęliśmy od szczepów bardzo bezpiecznych, czyli od Leon Millot, Marechal Foch oraz Aurory, ale po kilku latach doświadczenia zmieniliśmy je i teraz tak naprawdę naszym głównym typem jest Solaris, z którego produkujemy około 80 proc. naszego wina. Kupażujemy go z węgierską odmianą Cserszegi Fuszeres. Z odmiany Regent z kolei produkujemy nasze różowe wina – tłumaczy Sebastian.
Beskidzkie rydze marynowane z miodem
Skoro mamy napitki, to przydałoby się też coś na ząb. Idealne będą rydze. Najlepiej z Beskidu Niskiego, bo te są ponoć najlepsze, choć specyficzne w smaku.
- Do marynowania wybieramy średnie. Takie w sam raz na jeden kęs – instruuje Czesława Sita z KGW w Smerekowcu. - Trzeba je obgotować w słonej wodzie, a później dobrze odsączyć. Do zalewy oprócz octu, cukru i solidnej łyżki soli, dodaję jeszcze miód – zdradza.
W słoiku rydze nie mogą być ułożone zbyt ciasno, bo później będą jak „pomięte”. Poza tym marynata do nich nie dojdzie i nie nabiorą smaku.
- Częstujemy nimi podczas różnych imprez i zawsze są chrupiące – podkreśla.
Cabańskie ziemniaki z burakiem czy bez?
Za kulinarną „podkładkę” można byłoby przyjąć słynne również słynne ziemniaki po cabańsku poza głównym składnikiem zawierają wędzony boczek, kiełbasę i inne dodatki warzywne. Wśród rodowitych chrzanowian, nazywanych cabanami, od lat toczy się spór, czy powinny one zawierać buraka, czy też nie.
Wszelkie napitki i zagryzki trafiają na stół zazwyczaj od święta, na co dzień jednak najbardziej przydaje się nasz powszedni, czyli chleb. Nie z bananów, egzotycznych mieszanek, ale z mąki. Prawdziwej. Katarzyna Bugno z Kobylanki, jedyna chyba kobieta w regionie, która potrafi obsłużyć młyn, mówi tak: mąka jest pasją, a młyn magią. Przygodę z mieleniem mąki zaczęła trzydzieści lat temu. Od niej dowiemy się, że ma nie tylko specyficzny zapach, ale i fakturę. Pani Kasia, gdy wsypuje zboże do żaren, już wie, jaka będzie mąka. Mówi klientom: ta tylko na chleb, a ta na wykwintne wypieki.
- Gdyby mi postawić dziesięć talerzy i na każdy wysypać inną mąkę, poznam, czy to sklepowa, czy zmielona w domu albo młynie – chwali się.
Podobno nie ma nic lepszego, niż ciasto na pierogi zrobione z takiej świeżej, tyle co zmielonej mąki.
Lubczyk z Lubczy i pewna suska
Wśród kulinarnych skarbów regionu należy wymienić też suskę sechlońska z Iwkowej czyli podsuszaną i podwędzaną śliwkę, zakliczyński sok malinowy, dżem z płatków róż czy ogórki kiszone w studni. Te ostatnie różnią się smakiem od tych przygotowanych w zwykłych słoikach. Ogórki trafiają w specjalnych pojemnikach z wodą źródlaną do studni. Dzięki temu zachowują dłużej twardość i świeżość. W regionie tarnowskim można również skosztować m.in. zupy z lubczykiem z Lubczy czy siuśpaju. To gęsta masa z kaszy z widocznymi kawałkami suszu owocowego z Woli Rzędzińskiej.
- Aby odkryć Pogórze, trzeba je po prostu zjeść. Lokalne produkty są godne polecenia, ponieważ są smaczne i przygotowywane według dawnej receptury – podkreśla Jan Czaja z Tarnowskiej Organizacji Turystycznej. - Dzięki temu, że ich próbujemy, możemy cofnąć się w czasie. Poznajemy też smak, jaki mieli ludzie sto lat temu mieszkający w regionie tarnowskim – dodaje.
Biedne placki z zwykłych ziemniaków
Z kolei jedną z sądeckich wizytówek jest fasola z orzełkiem, nazywana też "fasolą niepodległości". Jej nasiona mają charakterystyczną wiśniową plamę przypominającą polskiego orła. Fasola ta została w 2010 roku wpisana na listę produktów tradycyjnych. Jej młodsza siostra to fasola o nazwie Piękny Jaś z Doliny Dunajca, w której uprawie specjalizuje się gmina Gródek nad Dunajcem, gdzie ze 120 ha zbiera się 2160 ton fasoli, co statystycznie daje 200 kg na mieszkańca. Dolina Dunajca to jedyny region w Polsce, w którym uprawia się na tak dużą skalę fasolę tyczną.
Nie zapominajmy o plackach po zobielsku przygotowywanych z ziemniaków, mleka i drożdży. To jeden z przysmaków przygotowywanych przez gospodynie z Białki. Z plackami związana jest krótka historia. Otóż w odległych czasach, kiedy w Białce panowała ogromna bieda, nic nie plonowało i głód zaglądał do zagród, pewien gospodarz nie miał już prawie nic do sprzedania. Miał za to liczną gromadę głodnych dzieci do wykarmienia. Posiadał jeszcze nad rzeką górkę z łąkami, którą sprzedał za... 5 placków. Dziś ta górka należy do sąsiedniej miejscowości.
