W przeciągu kilkudziesięciu lat egzamin maturalny znacząco się zmienił. Jeszcze kilkanaście lat temu dyrektorzy szkół tematy maturalne odbierali w kuratorium. Dyrektorzy z opasłymi kopertami w skórzanych teczkach niczym na sygnale pędzili do szkół. Było nerwowo po obu stronach, bo w kuratorium czekano, aby po otwarciu nie było żadnych niespodzianek, np. biologii w kopercie z chemią.
Amator dobrej golonki
- Były przypadki, że dyrektorzy w nerwach zamienili swoje teczki - wspomina Walenty Szarek, przed laty pracownik kuratorium oświaty, dziś dyrektor Zespołu Szkół Elektryczno-Mechanicznych w Nowym Sączu.
Strachu przed maturą najadł się dyrektor jednej ze szkół na Ziemi Gorlickiej. Wszystko przez sentyment do sądeckiej golonki, serwowanej w jednej z restauracji w rynku. Jeszcze z rana postanowił z kolegą zasmakować w tutejszym specjale. Golonka była na tyle wyborna, że teczka z arkuszami maturalnymi pozostała przy nodze stolika, a dyrektor pojechał na matury. Dopiero w okolicach Grybowa zorientował się, że czegoś mu brakuje. Do Sącza wracał z duszą na ramieniu. Teczka się znalazła, a matura musiała odbyć się z chwilowym opóźnieniem.
Znikające tematy z polskiego
Podczas starej matury tematy z języka polskiego zapisywało się na tablicy. Jednego roku w wielu szkołach byłego województwa nowosądeckiego serca nauczycieli zaczęły bić szybciej ze zdenerwowania. Po wyjęciu z koperty kartki z tematami, druk na światłoczułym papierze zaczął blednąć, aż w końcu znikł. - W kuratorium lawinowo rozdzwoniły się telefony, że tematy z polskiego znikają. Okazało się, że była to wina powielacza, w którym zabrakło składnika do utrwalenia zapisu - dodaje Szarek. Co dziwne, część nauczycieli odebrało tę sytuację jako eksperyment z nowoczesną techniką, która miała zabezpieczać przed przeciekami.
O jeden telefon za dużo
- Ostrzegamy, pytamy o telefony, ale młodzi ludzie bywają beztroscy - mówi Barbara Świętoń, dyrektorka ZS nr 1 w Nowym Sączu. Uczniowie nie zawsze oddają telefony w depozyt, a nawet wyciszony telefon potrafi spłatać figla. W sądeckich szkołach było już wiele przypadków, że maturzyście zadzwonił ustawiony alarm i nie było zmiłuj się, bo regulamin dokładnie określa taką sytuację, jako unieważnienie egzaminu z danego przedmiotu. Wtedy można mówić o pechu. Komisja nie może przeszukać ucznia przed testem. Pozostaje przypominanie, a nawet ustawienie specjalnego pojemnika na telefony.
- Niestety nie ma litości, jeżeli telefon zadzwoni - dodaje Szarek. W „Elektryku” w ciągu ostatnich kilkunastu lat był jeden taki przypadek.
Na ostatnią minutę
Jedenaście lat temu o 8.55 do „Gastronoma” zadzwoniła dziewczyna z informacją, że stoi w korku na moście heleńskim i poprosiła, by na nią zaczekać.
- Nie mogliśmy zaczekać ze względów proceduralnych - mówi Świętoń. Nastolatka zdawała egzamin w dodatkowym terminie w Krakowie. Wtedy musiała wstać o godz. 3 w nocy, żeby zdążyć na czas. Jak wspomina, dużo ją to nauczyło. W innych szkołach nie ma w zasadzie roku, żeby korek na moście kogoś nie zatrzymał. Czasem nawet nauczycieli. O ironio, w tym roku most zostanie zamknięty w drugim dniu matur. Uczniowie będą mogli skorzystać z szynobusu.
Dwa lata temu na egzamin mógł nie dojechać 19-latek z gminy Korzenna. Jego auto dachowało tuż przed Naściszową. Strażacy i pogotowie, którzy przybyli na miejsce, byli bardzo zaskoczeni, że mężczyzna bardziej niż wypadkiem, przejął się tym, że nie zdąży na egzamin z polskiego. Zdążył.
Innym razem ucznia na egzamin dojrzałości podwozili rodzice. Na ul. Węgierskiej był gigantyczny korek w stronę centrum. Zdenerwowany maturzysta wysiadł i spod okolic Galerii Sandecja dobiegł prosto do „Gastronoma”. Po czterech kilometrach sprintu w garniturze był cały mokry i zdyszany, ale zdążył przed godz. 9.
- Pytaliśmy czy jest w stanie pisać. Powiedział, że tak i z powodzeniem zdał egzamin - dodaje dyrektor Świętoń.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Zakopianka. Bliżej tunelu im. gen. Maczka
Autor: Joanna Urbaniec, Gazeta Krakowska