Miechowszczyzna też miała swojego diabła. Nazywał się Manteufel
- Ludzie pamiętają te historie?
- Teraz już coraz słabiej. Jednak jako mały chłopiec często towarzyszyłem ojcu, który malował przy drogach znaki i hektometry. Spotykaliśmy się wtedy z dróżnikami, którzy opowiadali różne lokalne historie. Pamiętam, że za Książem Wielkim, w lesie Chrusty, była dróżniczówka. Mieszkał tam dróżnik, którego nazwiska nie pamiętam, ale miał pseudonim Cyz. I on właśnie snuł takie opowieści. O Rinaldo Rinaldinim, zbóju, który na Trąbach chował swoje skarby. I właśnie o diable Manteufelu, który porwał panka na polowaniu. Podobno nic z niego nie zostało, tylko koń. Potem jeszcze raz słyszałem tę legendę od kobiet z okolic Książa Małego. Ale one już nie były w stanie nawet przypomnieć sobie nazwiska tego diabła. Wiedziały tylko, że było niemieckie i że porwał niedobrego dziedzica, który dręczył ludzi i był wielkim grzesznikiem. Poza tym nigdy się z tą historią nie spotkałem.