FLESZ - Polacy smakoszami czekolady

- Sąd uznaje Czesława Szyszkę za winnego popełnienia czynu zarzucanego mu we wniosku o ukaranie, a stanowiącego wykroczenie z artykułu 91 k.w. i za to, na mocy powołanego przepisu ustawy wymierza obwinionemu karę nagany. Zasądza też od odmienionego na rzecz Skarbu Państwa kwoty 50 zł tytułem kosztów postępowania - czytamy w wyroku.
Czesław Szyszka był obwiniany o to, że „w dniu 7 września 2021 roku w godzinach rannych w miejscowości Rytro - Mikuty, w trakcie przeprowadzania zwierząt (krów) zanieczyścił drogę publiczną odchodami zwierząt powodując utrudnienia w ruchu drogowym”.
- Moim zdaniem chodzi o to, żeby zniszczyć wieś. Pszczoły przeszkadzają, kury przeszkadzają, pies i krowy też. Od czego jest wieś. Jeśli komuś to przeszkadza, niech przeprowadzi się do bloków - mówi w rozmowie z „Gazetą Krakowską” Szyszka.
Na czym polega problem?
Historia mieszkańca Rytra jest dość skomplikowana. Czesław Szyszka od wielu lat mieszka w Rytrze, gdzie prowadzi gospodarstwo. Hoduje krowy, które każdego dnia wyprowadza na pastwisko. Aby się tam dostać najpierw jednak musi przeprowadzić je przez jezdnie.
W tym czasie zwierzęta pozostawiają po sobie ślady w postaci odchodów, które przeszkadzają mieszkańcom pobliskich domów. Za wykroczenie zanieczyszczania drogi publicznej otrzymał już dwa mandaty, które opłacił. Przyjęcia trzeciego odmówił i sprawa skierowana została do sądu.
Zorganizował też protest, aby dać wyraz swojemu niezadowoleniu. „Obanerował” krowy i zablokował ulice, po której codziennie z nimi przechodzi.
Mandaty wystawione zostały na podstawie Art. 91. KW, który mówi o zanieczyszczaniu drogi publicznej lub spowodowaniu na niej utrudnienia w ruchu.
- Kto zanieczyszcza drogę publiczną lub na tej drodze pozostawia pojazd lub inny przedmiot albo zwierzę w okolicznościach, w których może to spowodować niebezpieczeństwo lub stanowić utrudnienie w ruchu drogowym, podlega karze grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany - mówi ustawa.
Sprawa jest o tyle trudna, że jak informuje właściciel, nie ma innej drogi, którą mógłby doprowadzić bydło na pastwisko.
- Jestem zmuszony, żeby przeprowadzać moje krowy drogą przez około 800 metrów. Byłoby wszystko w porządku, gdyby w tym miejscu pojawił się zakaz zatrzymywania samochodów na poboczu. Wtedy mógłbym korzystać z pobocza od strony rzeki. Rzadko się jednak zdarza, żeby nie stały tam auta - mówi w rozmowie z nami Szyszka.
Jak dodaje, krowy muszą wychodzić na asfalt, co stwarza również dodatkowe ryzyko dla przejeżdżających w tym miejscu samochodów.
- Krowy oganiają się przed muchami i wykonują gwałtowne ruchy. To może spowodować, że któraś z nich wybije szybę, albo uszkodzi samochód. Szyba często jest droższa od samej krowy - mówi właściciel.
Zaznacza również, że zanim wróci, aby posprzątać po zwierzętach już jest za późno, bo mieszkańcy informują służby.
- Policja chce, żebym sprzątał po krowach, ale zanim dojdę z nimi na pastwisko i zabezpieczę krowy, to mija około trzy godziny. W tym czasie łajno rozjeżdżają samochody - tłumaczy.
Nieco inaczej sytuację widzą urzędnicy, których zapytaliśmy o to, jak z ich perspektywy wygląda sytuacja.
W ich opinii nawet postawienie znaku nie pomoże poprawić sytuacji.
- Pan Szyszka wnioskuje o ustawienie znaku zakazu parkowania na poboczu, a sam trzyma na nim swój samochód. Zastanawiam się też, czy jeśli będzie miał możliwość przeprowadzania zwierząt poboczem, to będzie je sprzątał? Nie chce posprzątać drogi więc z poboczem byłoby tak samo - mówi w rozmowie z nami pracownica urzędu gminy (nazwisko do wiadomości redakcji).
Sytuację pogarsza jej zdaniem fakt, że krowy wyprowadzane są również w niedziele, a tą drogą przechodzą ludzie do kościoła.
- On ma prawo mieć krowy, ale my mamy prawo żyć w godnych warunkach. Ta ulica jest już przez mieszkańców nazywana „ulicą gównianą”- dodaje.
Tego samego zdania jest wójt gminy Rytro Jan Kotarba. Jak podkreśla w rozmowie z „Gazetą Krakowską” bardzo dobrze zna sytuację i nie widzi innego rozwiązania jak tylko, aby właściciel sprzątał po swoich zwierzętach.
- Ustawa zobowiązuje do tego, że jeżeli korzysta się z drogi publicznej, po przegonie zwierząt nie może pozostawać zanieczyszczenie. Ta sama zasada obowiązuje wszędzie - tak samo w Rytrze, jak w Zakopanem, czy Krakowie. Zwierzęta nikomu nie przeszkadzają, tylko zanieczyszczanie drogi - podkreśla Kotarba.
Nie dopuszcza też możliwości postawienia znaku zakazu postoju na poboczu, bo to nie jest jego zdaniem sposób na rozwiązanie sytuacji. Pobocze też trzeba będzie sprzątać.
- Te zanieczyszczenia pozostawiane są przed domami, ale trudno wymagać, żeby sprzątali to mieszkańcy, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Zwracają się więc do nas, jako gminy i my mamy obowiązek upominać właściciela, który odpowiada za swoje zwierzęta - dodaje wójt.
Jak tłumaczy w rozmowie z nami pracownik Referatu Gospodarki Komunalnej przy Urzędzie Gminy w Rytrze umieszczenie znaku zakazu parkowania jest niemożliwe również ze względu na fakt, że mieszkańcy nie mają innego miejsca do parkowania.
- Zdaję sobie sprawę, że mieszkamy na wsi i oczywiście krowy muszą być wyprowadzane na pastwisko. Nie można jednak lekceważyć ludzi, którzy przy tej drodze mieszkają. Oni też mają swoje prawa i muszą mieć miejsce do parkowania - zaznacza.
- Za nic mają przepisy! Sądeccy mistrzowie parkowania w akcji
- Klimatyczne i magiczne chaty w górach blisko Nowego Sącza
- Heron w Siennej robi furorę. To bardzo modne miejsce wśród Instagramerów
- HIT czy KIT? 10 kontrowersyjnych sposobów na upiększenie Nowego Sącza
- Zjazd absolwentów WSB-NLU. Kilkaset osób bawi się na 30-leciu uczelni