Dawnej posiadłości Skrzyńskich broni wielka brama. I tabliczka z informacją, że obiekt jest monitorowany. Od bramy do zamku jest około dwustu, może trzystu metrów. Wokół drzewa i krzaki, a pod stopami tysiące żołędzi. Dosłownie, po parku krokach przekonujemy się, że długo najpewniej długo tak nie poleżą, bo w parku amatorów na nie, nie brakuje. Ziemia w wielu miejscach jest dosłownie zaorana, muszą więc tutaj żerować dziki. Zamek wyłania się z lewej strony dawnej alejki. Wygląda monumentalnie, nawet w obecnym stanie. Od zawsze zresztą budził zachwyt.
- Wśród zieloności i cienia angielskiego parku wznosi się gmach ciosowy o sześciu wieżach, w kwadrat zbudowany, w stylu starych szkockich zamków, jakby odtworzony z powieści Waltera Skotta. Przy świetle księżyca zamek ten dziwnie fantastyczne sprawuje wrażenie, odbijając się w przeźroczu jeziora. Zamek ten budowanym był przez słynnego architekta Lanciego, a gustu w urządzeniu parku i wnętrza zapewne dodawać musieli: słynny estetyk Józef Kremer i Wincenty Pol, którzy tu długo przebywali – przytacza historyczny opis internetowa Wikipedia.
Mimo że czas, gdy tętniło w nim życie, już dawno minął, to majestat pozostał. Wciąż istnieją schody, które wiodły z ogrodu na taras nad arkadami. W mediach społecznościowych jest profil poświęcony pałacowi-zamkowi. Na jednym z historycznych zdjęć widać grupę ludzi, właśnie na tym tarasie. Siedzą pośród zieleni, prostych, ale eleganckich mebli. Nic z tego rzecz jasna nie zostało, ale zawsze przecież można zamknąć oczy. Wyobraźnia podpowie resztę...

Dziedzictwo hrabiego Skrzyńskiego
Pierwszym właścicielem był Tadeusz Skrzyński, później byli kolejni, ale najbardziej znamienitą spośród nich postacią – hrabia Aleksander Skrzyński, premier II Rzeczypospolitej. Na początku II wojny światowej mieścił się tam niemiecki sztab, gdy zaś Niemcy się wycofali – weszła Armia Czerwona. Po kolejnych historycznych zawirowaniach zamek stał się siedzibą młodzieżowego domu dziecka. Jego podopieczni pracowali w parku, ogrodach warzywnych, płac był więc zadbany. Był to jeden z największych tego typu ośrodków w Polsce. Kolejne społeczno-polityczne metamorfozy przekształciły go w państwowy dom dziecka. Jak łatwo się domyślić, na tym się nie skończyło, a kolejnych zmian własnościowych było jeszcze kilka. Ostatecznie zamek trafił w prywatne ręce. Wydawało się, że będzie tylko lepiej, bo zabytkiem zajął się prof. Bogusław Frańczuk z Krakowa.
- W ciągu kilku lat z zamku splądrowano wszystko, łącznie z oknami, parkietami, rozebrano nawet piece. - Nie mogłem pozwolić na to, aby jeden z kilku zaledwie tego typu zamków rezydencjonalnych w stylu neogotyckim szkockim w Polsce, popadał w dalszą ruinę - mówił nam jeszcze w 2016 roku.
Udało mu się dotrzeć do dokumentacji obiektu, część z niej znajdowała się w Wiedniu. Na jej podstawie powstał projekt renowacji zabytkowego budynku.
- Wiemy, jak wyglądały pomieszczenia. Z jakiego drewna była robiona stolarka, jak wyglądały stiuki, gzymsy czy podłogi - wyjaśniał profesor Frańczuk.
Nad rewitalizacją czuwał znany projektant Józef Dutkiewicz oraz konstruktor Wacław Kozłowski.
- Chcemy, aby tutaj powstało centrum kongresowe dla potrzeb nauki, pracy twórczej, spotkań, a park był ogólnie dostępny - marzył.
Taki wybór przyszłej działalności opierał na przeszłości: przecież hrabia Skrzyński założył tu kiedyś szkółkę dla szlachcianek, w której wykładał poeta i geograf Wincenty Pol, tutaj powstało największe jego dzieło „Pieśń o ziemi naszej”. Przebywali tu w różnych okresach znani malarze - Artur Grottger i Wojciech Kossak.
Odpowiedzialni za kulturę nie są zainteresowani
Śp. Bogusław Frańczuk nie rzucał słów na wiatr – w nieruchomość zostały zainwestowane naprawdę duże pieniądze: cały zamek udało się pokryć dachem ze solidnej szwedzkiej blachy, a także odrestaurować część pomieszczeń na drugim piętrze. Wykonane zostały też dwie dębowe bramy wjazdowe prowadzące na dziedziniec. To tylko kilka z długiej listy zrealizowanych inwestycji. Wszystkie plany zniweczyła jednak choroba i przedwczesna śmierć. Od kilku lat posiadłość przewija się przez portale z nieruchomościami na sprzedaż. Na razie kupca brak. Owszem, miejsce wymaga niemałych pieniędzy, ale ma też olbrzymi potencjał. Tutaj znów włącza się wyobraźnia: kameralna orkiestra gra pod arkadami, a na tarasie – soliści. Zamkowe pokoje mogą być salami wystawowymi, w skrzydle z basztą znalazłoby się miejsce na kilka hotelowych pokoi. Niestety, tej wyobraźni brakuje instytucjom, które powszechnie deklarują swoje przywiązanie do historii i kultury. Żadna nie jest zainteresowana zamkiem. Powód? Oczywiście pieniądze.
- Widzimy potrzebę i zasadność podjęcia działań mających na celu przeznaczenie obiektu na cele publiczne, jednakże z uwagi na szacowane bardzo wysokie koszty zakupy jak i późniejszych prac przy zabytku, nie jest w stanie samodzielnie podjąć się tego zadania – komentuje Jan Przybylski, wójt gminy Gorlice, na której terenie jest posiadłość. - Wystąpimy w najbliższym czasie do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z wnioskiem o podjęcie współpracy w przedmiotowej sprawie – zapowiada.
Nadziei na zmianę nie daje także Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego, który ma pieczę nad Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach. Na nasze pytanie dotyczące ewentualnego pochylenia się nad sprawą zamku i kupna, by stworzyć w nim miejsce użyteczności publicznej, dostaliśmy odpowiedź, w której Biuro Prasowe szczegółowo wylicza poczynania w zakresie prac prowadzonych w Muzeum.
- W ramach pracy Departamentu Kultury i Dziedzictwa Narodowego realizowane są również konkursy mające na celu wsparcie finansowe prac konserwatorskich i restauratorskich prowadzonych przez właścicieli zabytków, w tym osoby prywatne, jednostki samorządowe, podmioty prawa. Obecny właściciel Pałacu Skrzyńskich w Zagórzanach nie podjął, żadnych działań związanych z pozyskaniem wsparcia finansowego ze środków Województwa Małopolskiego. Zespół zamkowo-parkowy jest niewątpliwie cennym obiektem, dlatego zabytek o takiej randze i wartości historycznej powinien być objęty opieką Państwa i sprawa jego zakupu powinna być skierowana bezpośrednio do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – czytamy w odpowiedzi Magdaleny Opyd, rzecznik prasowej UMWM.
Oczywiście, nie pominęliśmy wspomnianego przez oba samorządy ministerstwa. Odpowiedź, która nadeszła nie wniosła niczego nowego.
- Zespół zamkowo-parkowy w Zagórzanach jest wpisany do rejestru zabytków, w związku z czym jego właściciel może ubiegać się o dofinansowanie prac konserwatorskich, restauratorskich lub robót budowlanych w ramach programu „Ochrona zabytków”. Środki przekazujemy na prace planowane, wykonane w roku udzielenia dotacji lub jako refundację kosztów prac przeprowadzonych w okresie trzech lat poprzedzających rok złożenia wniosku. Jednocześnie informujemy, że nabór na prace planowane do przyszłorocznej edycji programu „Ochrona zabytków” zakończył się wczoraj (12 listopada br.). W marcu 2025 r. będzie można składać wnioski na refundację kosztów poniesionych w latach 2022-2024 - tak brzmi cała treść informacji, którą otrzymaliśmy.
Architektka poszła śladami Skrzyńskiego i Frańczuka
Dwa lata temu Aleksandra Klińska, absolwentka architektury wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku za temat pracy magisterskiej obrała właśnie zagórzańską posiadłość. Zatytułowała ją „Renesans czarnego złota. Zamek Skrzyńskich w Zagórzanach. Centrum Kongresowe Nauki i Sztuki”.
- Zmarły profesor Bogusław Frańczuk widział to miejsce, jako centrum kongresowe nauki. Ja dołożyłam do tego jeszcze sztukę i odrobinę użyteczności, ale takiej, która byłaby dostępna dla każdego – opowiadała nam młoda architektka. Od razu wyjaśniała też, że już na początku uznała, że próba stuprocentowego odtworzenia wnętrz nie wchodzi w grę, bo byłoby to skazane na porażkę, a co gorsza – finał takich działań byłby sztuczny, nieprawdziwy, udawany.- Nie sztuką jest odtworzenie tego co już powstało, a odczytanie tych przestrzeni na nowo, w sposób nieoczywisty i niedosłowny - opowiadała o swojej pracy.
W jej pracy część poświęcona sztuce jest oszczędna, bo intencją architektki było „wyprowadzenie” na pierwszy plan właśnie jej, a nie samego wnętrza. W pracy Aleksandry znalazło się także miejsce na część restauracyjną. Już zupełnie inną, bo znacznie cieplejszą, wręcz intymną z mnóstwem zieleni, naturalnego drewna i kamienia. Z kolei w części – nazwijmy ją – kongresowej, sale są uwspółcześnione, rozświetlone nie tylko przez wielkie okna, ale też mnóstwo surowych w stylu lamp i stylizowanych siedzisk. Na jednej ze ścian Aleksandra umieściła potężny portret hrabiego Skrzyńskiego. Wydaje się, że lada chwila zejdzie z portretu. Co by powiedział, gdyby zobaczył swoje dziedzictwo?