https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muszą walczyć w sądzie o odzyskanie córeczki

Robert Szkutnik, Marta Paluch
Dawid i Sabina Kwintowie zapowiadają, że będą walczyć o powrót Marysi do domu.
Dawid i Sabina Kwintowie zapowiadają, że będą walczyć o powrót Marysi do domu. fot. Robert Szkutnik
Pochodzący z Krakowa 34-letni Dawid jest kierowcą busa. Wstaje często pół do trzeciej nad ranem, by zdążyć wyruszyć w trasę. Tak samo było feralnego dnia - 4 października. 21-letnia Sabina nie pracuje, od urodzenia Marysi (wrzesień 2012) zajmowała się malutką córeczką. - To było wymodlone dziecko. Z początku była bardzo słaba - mówi nam matka Marysi.

Sabina cierpi od dzieciństwa na padaczkę. Jej choroba to efekt upadku i uderzenia głową o lód. Rodzice Sabiny, pochodzącej z Andrychowa, nie zgadzali się na związek z krakusem. Jednak młodzi się uparli i w czerwcu 2011 r. wzięli ślub w Mucharzu.
- Bardzo dobra i kochająca się para, dlatego mimo że formalnie należą do parafii św. Piotra Apostoła w Wadowicach, błogosławiłem im - mówi ks. Krzysztof Strzelichowski z Mucharza.

Jedną z niewielu osób, na którą mogli w Wadowicach liczyć, była kobieta, którą wybrali na chrzestną dziecka. Poznali ją ponad półtora roku temu w wadowickim Karmelu - klasztorze. Należała do grup oazowych w odnowie w Duchu Świętym i szkoły im. Jana Pawła II. Sama zaproponowała im pomoc.

- Zaufaliśmy jej - mówią rodzice Marysi. Sabina z dzieckiem mieszkała nawet u niej przez tydzień po porodzie.
W nocy z 3 na 4 października, gdy Sabina poczuła nawrót choroby, zapytała koleżankę, czy zajmie się Marysią. Mąż nie mógł - wychodził wcześnie do pracy. Kobieta się zgodziła. Sabina miała odebrać dziewczynkę rano.

Wydarzenia w rodzinie Kwintów potoczyły się jednak w niespodziewanym kierunku i zaciążyły na losie małżeństwa, a zwłaszcza ich małego dziecka. 4 października rano Sabina zadzwoniła do opiekunki, że źle się poczuła i jednak jedzie do lekarza, więc na razie nie odbierze córki. - Po wyjściu od lekarza poczułam się lepiej i pojechałam zapytać jeszcze o becikowe do Andrychowa - opowiada matka Marysi. Niestety rozładował jej się telefon.

W tym samym czasie opiekunka do dziecka zaalarmowała Środowiskowy Dom Samopomocy, że rodzice nie odbierają dziewczynki. Kobieta znała pracowników domu, ponieważ korzysta z ich pomocy. Oni zaś zawiadomili Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.

- Opiekunka mówiła, że jest u niej porzucone dziecko, a z matką nie ma kontaktu - wyjaśnia wiceszefowa MOPS Lucyna Witek. - Dzwoniliśmy do ojca i matki dziecka. Nie było z nią kontaktu, a ojciec powiedział, że nie przyjedzie - twierdzi Cecylia Wojtyła, kierowniczka MOPS w Wadowicach. Dodaje, że kobietę, u której było dziecko, pracownicy znają, wiedzą, że się leczy. Daje też wyraźnie do zrozumienia, o jakie leczenie chodzi.

- Niemowlaka na pewno nie można było tam zostawić. Naszym obowiązkiem jest reagować na bieżąco, gdy dziecko jest zagrożone - twierdzi Wojtyła. O tym jednak, że opiekunka jest chora, nie wiedział nikt z jej znajomych - ani ksiądz, ani ludzie z oazy, ani tym bardziej rodzice Marysi. Nie można im więc zarzucić, że zostawili dziewczynkę z nieodpowiednią osobą.

Dawid Kwinta zaprzecza też twierdzeniom, że nie chciał odebrać córki. - Po południu zadzwonił telefon. Pani z opieki powiedziała, że muszę natychmiast przyjechać do Wadowic, bo zabierają dziecko. Odpowiedziałem, że nie mogę wysadzić ludzi z busa, który prowadziłem, ale że przyjadę najszybciej jak się da - wyjaśnia Dawid. Dodaje, że do MOPS-u oddzwonić nie mógł, bo numer mieli zastrzeżony i na jego komórce się nie wyświetlał. Starał się więc skontaktować z żoną, ale miała rozładowany telefon. Pojechał po nią.

- Pod drzwiami mieszkania opiekunki byliśmy o godz. 17, ale były zamknięte. Nie wiedzieliśmy, gdzie jest dziecko. Dowiedzieliśmy się o tym, co się stało, dopiero później, z notatki na policji - wyjaśnia Sabina. O tym, że Marysia trafiła do pogotowia rodzinnego, usłyszeli następnego dnia. Od tamtej pory dziewczynka jest w Inwałdzie, w rodzinie zastępczej, która pełni funkcję pogotowia rodzinnego. Chodzą tam na, jak mówią, widzenia z córką - w soboty i czasem we wtorki. W czwartki mogą zobaczyć córeczkę w PCPR w Wadowicach.

Sabina i Dawid mają dobrą opinię, którą potwierdza ksiądz z Mucharza. Koło Wadowic mieszkają od niedawna, ale jak sprawdziliśmy, mają czystą kartotekę policyjną. Nie byli notowani.

9 października Sąd Rejonowy w Wadowicach zdecydował o umieszczeniu Marysi w pogotowiu rodzinnym do czasu prawomocnego zakończenia postępowania. Z uzasadnienia decyzji sądu wynika, że sytuacja dziewczynki w świetle przedstawionych przez MOPS i PCPR dokumentów jest niestabilna "a to wobec porzucenia małoletniej (...) przez rodziców oraz braku podjęcia przez nich opieki nad małoletnią córką do chwili obecnej".

Sąd z urzędu wszczął postępowanie o pozbawienie Sabiny i Dawida władzy rodzicielskiej nad Marysią. - Kierował się dobrem dziewczynki - podkreśla sędzia Waldemar Żurek, rzecznik krakowskiego Sądu Okręgowego. - Matka nie radziła sobie z opieką nad dzieckiem, a dziewczynce należy zapewnić ochronę. Pracownicy socjalni szukali rodziców dziewczynki w ich mieszkaniu, ale ich tam nie było. Nie mogli więc zostawić dziecka bez opieki - dodaje sędzia Żurek. Podkreśla też, że rodzice nie odwołali się od decyzji wadowickiego sądu, choć mieli na to tydzień.

- Byliśmy w szoku, nie wiedzieliśmy, co robić - tłumaczą Sabina i Dawid. Oboje są zdeterminowani, by odzyskać dziecko. - Zrobimy wszystko - mówią ze łzami w oczach. Teraz MOPS ma sprawdzić, czy są w stanie zapewnić dobre warunki do wychowywania dziecka. Sprawa jednak potrwa, bo zlecenie sądu do MOPS-u wciąż nie dotarło.

W niedzielę Marysia będzie miała chrzest w Mucharzu. Na uroczystość musiał się zgodzić PCPR i to urzędniczka będzie trzymać dziecko do chrztu. Potem dziewczynka znowu trafi do pogotowia rodzinnego.

Tadeusz Belerski z biura komunikacji społecznej Rzecznika Praw Dziecka:
Ośrodki Pomocy Społecznej mają wiele możliwości, by pomagać rodzinom, które mają kłopoty finansowe lub zdrowotne. W opisanej w artykule sytuacji mogliby pomóc inaczej niż wnosząc sprawę do sądu - np. przez przysłanie asystenta socjalnego, który mógłby wspierać panią Sabinę w opiece nad swoim dzieckiem bądź w załatwieniu innych spraw. Jeśli trafi do nas opis tej sprawy, formalnie się nią zajmiemy. Nie chcę przesądzać, ponieważ nie znam wszystkich szczegółów, ale na pewno można sprawę małej Marysi wyjaśnić, również z pomocą naszego urzędu.

Tajemnice dawnych więzień [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Komentarze 34

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

w
wojciech k.
Co się w tym kraju dzieje,ksiądz popierający jednego z największych oszustów w Krakowie ,dłużnika na dużą skalę,zlodzieja na potęge Dawida kwinta!!!szok niesprawdzone informacje publikowane przez marnego redaktora który nawet nie sprostował prawdy. zle to wrózy biednemu dziecku biedna Marysia...
G
Grześ R
Myślę że był by do dobry pomysł zgadzam się z panem poniżej można by było to sprawdzić:)
G
Grześ R
Myślę że to byłby dobry pomysł sprawdzić tego pana i tą panią też jak pisze pani poniżej
d
dobra znajoma:)
Kraków KOMORNIK SĄDOWY REWIRU IV PRZY SĄDZIE REJONOWYM DLA KRAKOWA-ŚRÓDMIEŚCIA;
Adres:
GRZEGÓRZECKA 102/10, kto tak bardzo trzyma sprawę dawida kwinty niech sprawdzi tam jaki to oszust ile ma długów ,dzieci z różnych związków i czy zapłacił choć jedne alimenty ten "kochający dobry tatuś i mąż" i trzymam kciuki żeby Marysia znalazła dobrą rodzinę i z daleka od rodziny Kwintów a mam tu na myśi dawida z jego rodzicami,Sabina to biedna ofiara jego powtarzających działań!!!!Dramat którego większośc ludzi żle ocenia ze względu na nieznajomości przedwszystkim rodziny dawida pani Aleksandry matki i całej sytuacji! Sabinie i dziecku z serca życzę powodzenia przy kimś takim!
d
dobra znajoma:)
Kraków KOMORNIK SĄDOWY REWIRU IV PRZY SĄDZIE REJONOWYM DLA KRAKOWA-ŚRÓDMIEŚCIA;
Adres:
GRZEGÓRZECKA 102/10, kto tak bardzo trzyma sprawę dawida kwinty niech sprawdzi tam jaki to oszust ile ma długów ,dzieci z różnych związków i czy zapłacił choć jedne alimenty ten "kochający dobry tatuś i mąż" i trzymam kciuki żeby Marysia znalazła dobrą rodzinę i z daleka od rodziny Kwintów a mam tu na myśi dawida z jego rodzicami,Sabina to biedna ofiara jego powtarzających działań!!!!Dramat którego większośc ludzi żle ocenia ze względu na nieznajomości przedwszystkim rodziny dawida pani Aleksandry matki i całej sytuacji! Sabinie i dziecku z serca życzę powodzenia przy kimś takim!
g
gość2
Takimi sprawami powinna się zajmować?! Szkoda, że pan dziennikarz nie zrobił odpowiedniego wywiadu zanim napisał te brednie. Żałosne jest ze w tym kraju Pan Dawid gł bohater czuje się bezkarny, jeszcze uzewnętrznia się do gazety i robi z siebie poszkodowanego!!!!!! POSZKODOWANE TO SĄ JEGO DZIECI Z WCZESNIEJSZYCH ZWIAZKÓW KTORYMI SIE NIE INTERESUJE!!! TO JEST ZWYKŁY KLAMCA I OSZUST!!!!! PRZEJZYJCIE JEGO AKTA LEPIEJ!!!!
Z
Zaznajomiona
Dziewczyno! Gdybyś wiedziała kim ten Pala*t jest to nie czymałabyś kciuków! Nie wiesz co mówisz...
TO JEST ZWYCZAJNA PATOLOGIA A TEN PAN NIECH LEPIEJ ZAJMIE SIĘ DZIEĆMI KTÓRE JUŻ MA!! PATOLOGIA!!
G
GOBA
Często teraz w mediach słyszy się o złym traktowaniu dzieci a nawet o tragicznych wypadkach. Obwinia się za te zdarzenia obojętność sąsiadów, brak zainteresowania odpowiednich służb, spóżnione decyzje. Jak było w tym przypadku? Czy należało oddać Marysię do rodziny zastępczej? Może by pan redaktor spróbował poznać lepiej przyczyny tej decyzji, może by porozmawiał z opiekunką i innymi dobrze znającymi rodziców? Może warto by wysłuchać różnych opinii a nie tylko spóżnionych żalow nieodpowiedzialnych rodziców?
C
Czytelniczka
Ludzie, ludzie! Czy wy tak bezkrytycznie wierzycie we wszystko co ci paradziennikarze wypisują w gazecie? Przecież to gołym okiem widać, że nic się kupy nie trzyma. "Poszkodowani" rodzice czyżby przez półtora roku nie zorientowali się, że ich koleżanka jest "chora psychicznie"? Jakoś wygodniej im było korzystać z jej pomocy przez caly tydzień.Matka, pozostawiwszy dziecko na noc, następnego dnia zamiast sprawdzić co dzieje się z dzieckiem, to sobie jeżdziła po becikowe. Skoro rodzicom tak bardzo zależy na dziecku, to co robili przez tydzień, kiedy mieli prawo do odwołania się od wyroku sądu? Widać tutaj niedojrzałość rodziców dziecka i brak odpowiedzialności z ich strony. A jak to bylo naprawdę, że się stało jak się stało któż to wie ......
b
buba
po raz kolejny artykuł jednostronny, nierzetelny.
Ja pytam! kto bardziej chory, bo dla mnie to na pewno rodzice.
cyt. z artykułu : dobrze się poczuła i pojechała po becikowe" Jeszcze mogła zaliczyć kolejne spotkanie na górce, może znowu wpadła by jakaś kasa na potrzeby biednej sabinki i dawidka.
Ten artykuł to jedna wielka paranoja. Szkoda, że" szanowny" pan redaktor nie postarał się o wyjaśnienie jak było naprawdę.
m
masia
tragedia
s
szwagier
szkutnik z paluchem tam siedzi?
s
szwagier
i wlasnie zeby do takich sytuacji nie dochodzilo,potrzebna jest edukacja seksualna z prawdziwego zdarzenia,
s
szwagier
popieram
s
szwagier
zenada,az szkoda sie wypowiadac po przecdzytaniu tego czegos,a nie chodzi mi o urzednikow,tylko o nie do konca kontaktujacych rodzicow,ze o autorze tego czegos nie wspomne...
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska