W czwartek przed godz. 11 w domu mieszkającej w centrum Myślenic kobiety zadzwonił stacjonarny telefon. 61-latka usłyszała w słuchawce głos człowieka, który tłumacząc się chorobą gardła, podał się za zięcia rozmówczyni (poznając przy tym jego prawdziwe imię). Opowiedział, że miał wypadek, w którym ciężko ranne zostały trzy osoby i aby „dogadać się” z poszkodowanymi potrzebne są pieniądze (równowartość 7,5 tys. funtów brytyjskich czyli około 43 tysiące złotych).
Dalsze instrukcje przekazywał kobiecie podstawiony „policjant”. Mieszkanka już w trakcie rozmowy nabrała podejrzeń co do wiarygodności telefonujących. Umiejętnie przeciągała rozmowę i miała czas na potwierdzenie czy u prawdziwego zięcia jest wszystko w porządku. Kobieta zawiadomiła dyżurnego myślenickiej policji. Funkcjonariusze w mieszkaniu 61-latki urządzili zasadzkę na fałszywego policjanta, który miał odebrać gotówkę.
Kiedy pod drzwiami pojawił się „kurier”, kobieta uzyskała od niego wyraźne potwierdzenie, że pojawił się po pieniądze. Wtedy do akcji wkroczyli policjanci. Mężczyzna na ich widok podjął ucieczkę. Został zatrzymany kilka metrów od wejścia do domu pokrzywdzonej. Do przekazania gotówki nie doszło. 22-letni krakowianin trafił do policyjnego aresztu. Dziś usłyszy zarzuty. Za przestępstwo oszustwa grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 8.
Scenariusz pozostałych przypadków nie różnił się zbytnio od dotychczas odnotowywanych przez policję. W ciągu dnia do seniorów, głównie kobiet, w wieku 50-80 lat, dzwoniła kobieta podająca się za dawno nie widzianego krewnego. Policja przypuszcza, że przestępcy numery telefonów stacjonarnych wybierali z książki telefonicznej, kierując się imionami charakterystycznymi dla starszego pokolenia. Pozbawieni skrupułów oszuści usiłował wzbudzić u mieszkańców Myślenic współczucie, żal. Okazało się, że rozmówcy otwierali się szybko.
W tych przypadkach najczęściej przedstawiano dramatyczny przebieg wypadku drogowego, jakiemu uległ „krewny”, o tym, że potrącił małżeństwo z zagranicy, że jest na policji oraz że potrzeba kilkadziesiąt tysięcy złotych na odszkodowanie. „Wnuczkowie” prosili o dyskrecję, „aby mama lub tata o niczym nie dowiedzieli”, zastrzegali także, aby unikać w tej sprawie kontaktu z policją. Jeśli odbierający telefon mieli wątpliwości co do zmienionego głosu znajdującego się w potrzebie oszusta, ten tłumaczył się chorobą gardła, którą właśnie przechodzi lub złą jakością połączenia.
We wszystkich przypadkach przestępcy nie zrealizowali planów. Przekazanie pieniędzy podstawionej osobie udaremnili domownicy lub same kobiety, które odbierały telefony i w trakcie rozmowy nabierały podejrzeń.