- Wszyscy jesteśmy chyba trochę zmęczeni, bo takiego maratonu startów jeszcze nie było - mówił Dawid Kubacki. - Odpoczynek wszystkim się przyda - potwierdzał Maciej Kot.
Od dwóch tygodni zawodnicy rywalizują niemal codziennie. Na Turnieju Czterech Skoczni kwalifikacje goniły kwalifikacje, konkursy goniły konkursy. Po ostatnim z nich też nie było chwili wytchnienia. Podróż do Wisły, kwalifikacje, wieczorne zawody i kolejna podróż - tym razem do Zakopanego. A pod Tatrami znów czeka wszystkich podobny zestaw ćwiczeń plus zaplanowany na dzisiaj konkurs drużynowy.
- Dobrze, że jeszcze jesteśmy młodzi, więc dajemy radę - śmiał się zwycięzca zawodów na Malince i jeden z głównych faworytów zakopiańskiego konkursu Norweg Anders Bardal. - Poza tym to sygnał, że coraz więcej miejsc chce organizować konkursy, że skoki się rozwijają.
- Ja akurat mam wrażenie, że taka intensywność startów jest korzystniejsza dla starszych zawodników. Wiele lat treningów wtedy właśnie najmocniej procentuje - stwierdził z kolei Kubacki. - Trudność polega też na tym, że każda skocznia jest inna, a różnica pomiędzy obiektem w Bischofshofen, gdzie odbył się konkurs w niedzielę, a Wisłą, gdzie startowaliśmy w środę, jest olbrzymia.
- Wszyscy dostali ostatnio mocno w kość, nawet po najlepszych widać, że są zmęczeni. Trzeba gdzieś szukać możliwości regeneracji, oceniam, że potrzeba dwóch-trzech dni, żeby złapać oddech. Myślę, że nam się uda - mówił Łukasz Kruczek. Informację o odwołaniu kwalifikacji przyjął z ulgą.
Przeniesiono je na sobotę, zmieniły się również - na życzenie telewizji - godziny rozpoczęcia konkursów. Dzisiejszy drużynowy i jutrzejszy indywidualny przesunięto o godzinę, na 17 (transmisja w TVP1 i Eurosporcie). Nie wiadomo, czy kibice zobaczą na skoczni lidera PŚ Gregora Schlierenzauera, bo Austriak jest chory. - Być może wyzdrowieje do soboty - mówi trener Alexander Pointner.
Co ciekawe, z Polską ekipą z Wisły do Zakopanego przyjechała też grupa przedskoczków. - W Zakopanem jest jakiś konflikt. Szkółka, która miała zapewnić przedskoczków na Wielkiej Krokwi, przyjechała właśnie na zgrupowanie do... Szczyrku - śmiał się Jan Szturc, szkoleniowiec młodzieży w Wiśle Ustronce, a prywatnie wujek Adama Małysza. - Zadzwoniono więc do nas z prośbą o pomoc, zatem wysyłam im siedmiu chłopaków, którzy dzięki temu będą mogli oddać skoki przed wielką widownią.
W zespole sporo mówiło się jeszcze o wydarzeniach z wtorkowej nocy, gdy norwescy trenerzy, czeski fizjoterapeuta i skoczek Martin Schmitt padli ofiarą złodziei. - Żona Kamila Stocha mówiła, że do nich w nocy też ktoś próbował wejść. Słyszała, że ruszała się klamka - przyznał jeden z kadrowiczów.
Protest odwołany
Nie będzie blokady Wielkiej Krokwi w czasie Pucharu Świata. Firmy, które od dwóch lat czekają na wypłacenie pieniędzy za budowę pawilonu na skoczni, zrezygnowały także z akcji protestacyjnej na ulicach Zakopanego. Zapowiadamy od dawna protest miał się odbyć dzisiaj o godz. 14. Pracownicy kilku firm mieli jeździć ciężarowymi samochodami obwieszonymi hasłami, że do tej pory nie dostali pieniędzy. - Protestu nie będzie. Postanowiliśmy zawiesić go po środowych rozmowach z dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie - mówi Józef Chowaniec, właściciel firmy Chomar, która nie dostała ponad 460 tys. zł za prace przy pawilonie. Porozumienie między wykonawcami pawilonu a COS polegało na tym, że została powołana specjalna komisja do rozstrzygnięcia tej sprawy. Komisja ma błogosławieństwo minister sportu Joanny Muchy, który wyznaczyła jej czas do końca stycznia. W sprawę zaangażował się także wojewoda małopolski Jerzy Miller. Budowlańcy protestują, bo od dwóch lat nie mogą doczekać się wypłaty ponad 3 mln zł za swoją pracę.
(ŁB)
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!