Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naciąga nie tylko na ulotkach. Ma lepsze metody: Kupuje auta, płaci długami i się śmieje

Ewelina Sadko
Siedziba firmy "Eldo - Rado" znajduje się w budynku przy ul. Bogedaina w Pszczynie. Wcześniej firma nazywała się "Do - Rada".
Siedziba firmy "Eldo - Rado" znajduje się w budynku przy ul. Bogedaina w Pszczynie. Wcześniej firma nazywała się "Do - Rada". fot. Ewelina Sadko
Uważaj komu sprzedajesz auto, bo może się okazać, że kupiec zapłaci ci długami innych osób! To nie żart, a nowa metoda działania Radosława M. z Pszczyny, który oszukał tysiące osób, w tym kilkanaście z naszego regionu. Toczy z nimi boje w sądach.

Radosław M. jeszcze rok temu prowadził firmę "Do - Rada". Reklamował się jako doradca w różnych sprawach, oferował pisanie pism do instytucji i tłumaczenia we wszystkich językach. Szukał też ludzi do pracy przy roznoszeniu ulotek.

- Podpisałam z nim umowę i pokwitowałam odbiór ulotek, mimo że ich nie dostałam - mówi Amelia z Oświęcimia, która w październiku będzie miała kolejną sprawę w sądzie. Jest jedną z kilkudziesięciu osób pozwu zbiorowego przeciwko "przedsiębiorcy". - Obiecał, że je dowiezie, a następnego dnia zażądał zapłaty za to, że nie wywiązałam się z umowy i nie rozniosłam ulotek.

Na tę metodę dało się złapać blisko dwa tysiące osób z Małopolski i Śląska. Teraz mężczyzna zmienił metodę i nazwę firmy. Jest właścicielem "Eldo - Rado" i skupuje długi.

- Sprzedałem mu auto za 60 tys. zł i w umowie był zapis, że zapłatą będzie przelew wierzytelności. Tłumaczył, że to po prostu będzie gotówka - mówi Janusz Król z Łazisk Górnych. - Po podpisaniu umowy dostałem paczkę, a w niej długi innych osób. Miałem je sobie ściągać sam - dodaje. Walczy o sprawiedliwość w sądzie.

***
Janusz Król z Łazisk Górnych ma białaczkę i czeka na przeszczep szpiku kostnego. W lutym postanowił, że sprzeda swojego czteroletniego chevroleta captiva. Zyskane w ten sposób 60 tys. zł miały być zabezpieczeniem na dalsze leczenie. Radosław M., który się do niego zgłosił, zapłacił mu wierzytelnościami innych osób.

Amelia i jej dwie koleżankim z Oświęcimia walczą z Radosławem M. Prawie dwa lata temu podpisały umowę na roznoszenie ulotek. Pokwitowały ich odbiór, bo mężczyzna powiedział im, że za dwa dni je dostarczy, jednak niczego nie dostały. Po kilku dniach "biznesmen" zażądał wpłaty pięciu tys. zł odszkodowania, twierdząc, że ulotki dał, a dziewczyny nie wywiązały się z umowy ich rozniesienia. - Takich jak my są setki osób - mówi Amelia. Nie chce podać nazwiska, bo boi się kolejnych pozwów. Ich sprawa trafiła do pozwu zbiorowego. Odbyło się już kilka rozpraw. - Pan M. w sądzie odstawia "szopki", udaje, że mdleje, przynosi zaświadczenia lekarskie o złym stanie zdrowia, skarży się na wysoki poziom glukozy i rozprawy są odraczane. Następna jest w październiku. Czekamy, aż to się wreszcie skończy - mówi.

Janusz Król - jak twierdzi - jest ofiarą spisku uknutego przez Radosława M. Na nim zastosował jednak inne metody.
Mężczyzna chciał sprzedać swój samochód. Ofertę wystawił na portalu internetowym. Po blisko dwóch tygodniach zadzwonił pierwszy zainteresowany kupnem.

- Przedstawił się jako Radosław, ale nie podał nazwiska. Umówiłem się z nim u siebie w domu. Chciał zobaczyć auto - mówi Król. - Był zachwycony wozem. Ja też się cieszyłem, bo bardzo potrzebowałem pieniędzy na leczenie - dodaje.

Na podpisanie umowy pan Janusz pojechał z żoną Sylwią do biura Radosława M. w Pszczynie przy ul. Bogedaina. Umowy kupna - sprzedaży przygotował M. Znalazła się tam informacja, że zapłatą będzie przelew wierzytelności.

- Nie rozumiałem tego słowa, ale on wytłumaczył, że to będzie przelew tych pieniędzy, które należą mi się za samochód - mówi Król. - Zapewniał, że jeszcze dziś, najpóźniej jutro będę miał gotówkę na koncie - dodaje.

Po dopełnieniu formalności auto zostało na ul. Bogedaina, a małżonkowie ruszyli do domu. Na umowie Radosław M. wbił pieczątkę firmy, której jest właścicielem. Pani Sylwia wpisała nazwę w wyszukiwarkę internetową, aby sprawdzić, kim jest kupiec ich auta.
- Aż huczało od wpisów ludzi oszukanych przez Radosława M. Są fora, kluby, zrzeszenia, grupy na portalach społecznościowych - mówi Król. Od razu pojechali na policję, bo nie wiedzieli, co mają zrobić. Mundurowi przyjęli zawiadomienie, ale twierdzili, że nie mogą odebrać auta.

Dwa dni później do domu Janusza i Sylwii listonosz przyniósł paczkę. W środku były dokumenty zajęcia wierzytelności od różnych ludzi. - Zamiast gotówki wysłał nam nakazy płatnicze i mieliśmy sobie próbować odzyskać pieniądze za auto od innych ludzi - denerwuje się na to wspomnienie.

Postanowili działać na własną rękę. Od rana do wieczora przeszukiwali strony internetowe w poszukiwaniu swojego auta. Wiedzieli, że Radosław M. będzie chciał je szybko sprzedać. Nie mylili się. 1,5 tygodnia później znaleźli samochód. Był wystawiony w Bielsku-Białej.

- Wysłałem koleżankę, która udawała, że jest zainteresowana kupnem. Chodziło mi tylko o ustalenie adresu, gdzie ten łotr ukrył auto. Gdy się to udało, prokurator nakazał policji zabezpieczyć wóz i nam oddać - mówi Król. Nie mogą go sprzedać, bo póki co stanowi dowód w sprawie.

Czekają na rozprawę. Złożyli zawiadomienie o oszustwie. - Chcę unieważnić umowę zawartą wtedy w Pszczynie - mówi Król. Radosław M. też pozwał go, bo jak twierdzi, został oszukany. - Nic z tego nie rozumiem, ale wiem jedno: ten człowiek to wariat, a do tego niebezpieczny. Lepiej nie mieć z nim nic do czynienia - dodaje.

Radosław M. jest znany na Śląsku i w Małopolsce. Kilkanaście miesięcy temu werbował ludzi do roznoszenia ulotek promujących jego firmę "Do - Rada" (darmowe porady w różnych sprawach, pomoc w pisaniu pism urzędowych, doradztwo prawnicze). Dziś firma nazywa się "Eldo -Rado" i zajmuje się wykupem wierzytelności.

- W sprawach samochodowej działalności Radosława M. mamy już kilkudziesięcu pokrzywdzonych i ciągle spływają kolejne sprawy - mówi Bogusław Rolka, prokurator z Pszczyny.

Radosław M. z wykształcenia jest rolnikiem. Był wcześniej karany za oszustwa. W czerwcu tego roku prokuratura wydała mu zakaz obrotu samochodami.

Nasi dziennikarze skontaktowali się z Radosławem M. w poniedziałek. - Każda minuta rozmowy ze mną kosztuje 100 złotych, więc uprzedzam, że "Gazeta Krakowska" dostanie fakturę na odpowiednią kwotę - oznajmił Radosław M.

Rozmowa trwała sześć minut, więc wyliczył, że będzie to 600 zł. Nie odpowiadał jednak na nasze pytania. Cała rozmowa, to była jego wyliczanka, jakie dziennikarka dostanie pozwy.

Radosława M. znają wszystkie prokuratury w okręgu
Oświęcimska prokuratura miała kilka spraw dotyczących Radosława M. Wszystkie trafiły na Śląsk do pozwu zbiorowego.
W katowickim okręgu, we wszystkich 16 prokuraturach rejonowych prowadzone były sprawy dotyczące Radosława M. Część z nich była z jego powództwa (to on oskarżał ludzi). Część wniosły osoby, które czują się przez niego pokrzywdzone.

Do lipca prokuratorzy doliczyli się blisko 1800 spraw. Niektóre ciągną się od pięciu lat. Radosław M. na większości rozpraw się nie stawia. Najczęściej ma lekarskie usprawiedliwienie, które wysyła do sądów, nawet kilka minut przed rozpoczęciem sprawy. Zgodnie z oświadczeniami, jakie przedstawia, choruje głównie na kręgosłup. Posługuje się także legitymacją osoby niepełnosprawnej.

W Pszczynie w pozwie zbiorowym przeciwko przedsiębiorcy wystąpiło blisko 600 osób. W 2012 r. w sądach okręgu katowickiego toczyły się aż 1102 sprawy z jego udziałem. W 202 z nich sędziowie sami poprosili o wyłączenie z orzekania. Powód? Radosław M. wielokrotnie domagał się ścigania sędziów. W pszczyńskiej prokuraturze także "ścigany" jest sędzia, który wg Radosława działa na jego szkodę. Pozwami nęka także policjantów, dziennikarzy, prokuratorów.

O komentarz do spraw dotyczących Radosława M. poprosiliśmy prokuratora, który prowadził kilkadziesiąt postępowań w jego sprawach: Osobiście uważam, że to wyjątkowo wyrafinowana osoba. Nie ma skrupułów i sumienia. Pozywa każdego, z kim ma doczynienia, mnie również. Powody jego donosów są często tak absurdalne, że ciężko w nie uwierzyć, jednak prawo jest prawem i każde musimy rozpatrzyć. Jeśli krzywo na niego ktoś popatrzy podczas przesłuchania, już składa wniosek o znieważenie. Jeśli kichnie się w jego obecności, może złożyć zawiadomienie o narażaniu go na utratę zdrowia. Przez jego wymysły zaangażowanych do pracy jest kilkadziesiąt osób: policjanci, prokuratorzy, sędziowie, choć często z góry wiadomo, że skończy się to fiaskiem.

Radosław M. pozwał dziennikarzy i "Krakowską"
Na czwartek, 28 sierpnia wezwanie do komendy powiatowej policji w Pszczynie dostały Małgorzata Gleń i Ewelina Sadko z "Gazety Krakowskiej". Zostały przesłuchane do sprawy, którą założył Radosław M. Dotyczy prowokacji, którą dziennikarki przeprowadziły w maju ubiegłego roku. Udowodniły, że po podpisaniu umów o roznoszenie ulotek nie daje ich. Potem pozywa o nierozniesienie ulotek. Same nie zawarły umów, bo w obecności Radosława M. i za jego zgodą te zostały zniszczone.

Radosław M. złożył już trzy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez dziennikarki. W pierwszym twierdzi, że został oszukany, bo pracownice "GK" nie rozniosły ulotek, które im ponoć wręczył. Żąda od każdej po 5 tys. zł. W drugim chodzi o artykuły opisujące działalność Radosława M. Tu chce 100 tys. zł. Ostatnio ruszyło śledztwo (w oparciu o jego zawiadomienie) w sprawie karnej. M. twierdzi, że ma nagrania rozmowy i z monitoringu, kiedy dziennikarki biorą od niego ulotki. Nie przedstawił jednak takich dowodów. Dziennikarki także mają nagranie rozmowy, które zostawiły w komendzie.

Radosław M. był w przeszłości karany za oszustwa. We wtorek zadzwoniliśmy do niego, podając się za osobę, która chce odzyskać pieniądze od byłego męża (obecnie Radosław M. "skupuje" dłużników). Po kilku minutach rozmowy, z której wynikało, że mężczyzna z przyjemnością pomoże i odzyska pieniądze, zadzwoniliśmy ponownie.

- Sprawdziłam w internecie i chciałam tylko zapytać, czy pana firma nazywa się Do - Rada, bo ta oszukuje ludzi i nie chcę na nią trafić - zaczęliśmy rozmowę z Radosławem M. - Nie. To nie jest moja firma - oznajmił. Gdy zapytaliśmy, jak nazywa się jego firma, odpowiedział wymijająco. - Ja nie wiem, dlaczego pani bazuje na internecie, bo to jest dla mnie śmieszne, że osoba taka jak pani, poważna i dorosła, w to wierzy, co tam wypisują - dodał zdenerwowany.

Dziennikarze "Gazety Krakowskiej" są przekonani, że po publikacji tego artykułu dostaną kolejne pozwy.

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska