Jako dziecko po kryjomu oglądałam latynoskie tasiemce. Dziś, zupełnie legalnie (wręcz: w ramach zawodowych powinności) śledzę polską scenę polityczną. A ta, gdyby nie liczyć aparycji aktorów, niewiele się różni od meksykańskiego serialu.
Też śmieszna i naiwna, pełna intryg, dziwnych układów i paktów, zazdrości, złośliwości, spektakularnych zwrotów akcji. Szkoda tylko, że ceną w tej dziwacznej, kiepskawej telenoweli nie jest już tylko rozrywka widzów, a przyszłość kraju.