Postanowienia są zaskakujące. Wstępnie ME miały się odbyć w stolicy, później pojawiła się informacja o przeniesieniu ich do Zakopanego, bowiem były problemy z modernizacją toru Stegny. Ostatecznie jednak jako organizator imprezy (6-8 stycznia) zatwierdzona została Warszawa.
Zapowiadano też, że działacze odejdą od znanej wielobojowej formuły ME i zrezygnują z wieloboju na rzecz rywalizacji na dystansach. Okazało się jednak, że ISU zachowała dotychczasowe reguły. Dodatkowo w Warszawie odbędą się w tym terminie ME w wieloboju sprinterskim.
ME w „klasycznym” wieloboju są przez wielu zawodników traktowano zdecydowanie mnie prestiżowo, nawet treningowo. Jest tak, bowiem punktacja bardziej sprzyja panczenistom specjalizującym się w jeździe na najdłuższych dystansach. Ponadto, po rozegraniu czterech konkurencji oficjalnych medalistów jest tylko troje – w wieloboju.
Z faktu, że pojawił się pomysł zmiany i wprowadzenia rywalizacji o tytuł mistrza Europy na każdym dystansie, cieszyli się polscy łyżwiarze. Mieliby bowiem szansę powalczyć nie tylko o medal, ale i o ministerialne stypendium.
- Wszyscy czekaliśmy na zmianę formuły mistrzostw Europy. W wieloboju nie mamy tak naprawdę szans na medal – mówi trener polskiej kadry łyżwiarek szybkich Krzysztof Niedźwiedzki. - To dziwna decyzja. Inne kraje też chciały mistrzostw na dystansach. Nie wiem, dlaczego nie udało się tego przeforsować.
Kongres ISU doprowadził też do zmiany prezydenta federacji. Na tym stanowisku Holender Jan Dijkema zastąpił Włocha Ottavio Cinquantę, który funkcję sprawował od 1994 r.