Wisła Kraków komplikuje sobie sytuację
- Co to oznacza dla sytuacji Wisły Kraków w tabeli
- Potężny kac przy Reymonta po dwóch ostatnich meczach
- Kiedy można, a kiedy nie podejmować ryzyko
- Czy skład na Wisłę Płock był odpowiedni?
- Skupienie na momentach, czyli trudna umiejętność
- Zbyt schematyczni w ofensywie
- Powrót do złych nawyków
- Historia, która się powtarza, ale jeszcze jest czas, by oszukać przeznaczenie
- Tylko kibiców szkoda
- Nie warto robić pewnych rzeczy, czyli sprawa wizerunku
Co to oznacza dla sytuacji Wisły Kraków w tabeli
Wisła Kraków remisując w poprzedniej kolejce z Bruk-Betem Termalicą 2:2 w Niecieczy praktycznie zamknęła sobie temat bezpośredniego awansu do ekstraklasy. Tak się jednak wyniki ułożyły, że pozostała „Białej Gwieździe” całkiem realna szansa powalczenia o miejsce trzecie. Wystarczyło pokonać Wisłę Płock, żeby ją wyprzedzić w tabeli. No to tak sobie krakowianie pokrzyżowali sami szyki, że tracą do „Nafciarzy” już cztery punkty. Co ta porażka jeszcze oznacza w tabeli I ligi? Na razie trzeba poczekać na rozstrzygnięcia pozostałych spotkań 31. kolejki, ale w najgorszym dla nich razie może być tak, że podopiecznych Mariusza Jopa wyprzedzi Polonia Warszawa, która podejmuje Stal Stalowa Wola. Uciec krakowianom na trzy, a faktycznie cztery punkty może Miedź Legnica, która gra u siebie z Odrą Opole. No i rzecz, która już może wywoływać ciarki przy ul. Reymonta, bo w Pruszkowie zagra GKS Tychy. I jeśli tam wygra - co oczywiście nie musi być łatwe - to dojdzie wiślaków na dwa punkty! A w następnej kolejce mecz GKS - Wisła…

Potężny kac przy Reymonta po dwóch ostatnich meczach
Przy ul. Reymonta w Krakowie kac po dwóch ostatnich kolejkach musi być potężny. Biorąc pod uwagę przebieg meczów z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza i Wisłą Płock „Biała Gwiazda” mogła mieć nawet komplet punktów. Ma zaledwie jeden i to na własne życzenie.

Kiedy można, a kiedy nie podejmować ryzyko
Dlaczego Wisła Kraków nie wygrała dwóch ostatnich meczów? M.in. dlatego, że jej piłkarze kompletnie nie wyczuli, kiedy ryzyko można podejmować, a kiedy absolutnie tego robić nie należy. Rozumiemy ideę wyprowadzania akcji od samej bramki. Trzeba jednak robić to z głową, w sposób przemyślany i przede wszystkim wyczuć, kiedy można podejmować ryzyko, a kiedy absolutnie tego nie robić, bo koszty mogą być zbyt duże. Nie wyczuł tego Patryk Letkiewicz przy pierwszym golu dla Bruk-Betu Termaliki w Niecieczy, gdy praktycznie podał do Macieja Ambrosiewicza, a mógł po prostu przy wysokim pressingu rywali wybić piłkę daleko od bramki. Nie wyczuł też tego kompletnie w piątek Bartosz Jaroch, który wdał się w zupełnie niepotrzebny drybling z Łukaszem Sekulskim, choć miał trzy dużo bezpieczniejsze opcje w tej sytuacji. Efekt tego braku wyczucia jest dla Wisły bardzo bolesny i może ją kosztować nawet miejsce w barażach.
Czy skład na Wisłę Płock był odpowiedni?
Za wynik odpowiada trener. On ma piłkarzy przez cały tydzień na treningach, on powinien mieć największe rozeznanie, na kogo postawić, gdy dochodzi do meczu. Naszym zdaniem największym błędem Mariusza Jopa było mimo wszystko postawienie w meczu z Wisłą Płock na Patryka Letkiewicza w bramce. To nie chodzi o to, żeby tego chłopaka kasować, bo popełnił błąd, wcześniej nawet kilka. I nie chodzi o robienie z niego kozła ofiarnego po meczu z Wisłą Płock. Tylko, że nagromadzenie wspomnianych błędów było w ostatnim czasie tak duże, że można było mimo wszystko przewidzieć, że sytuacja może się powtórzyć. I powtórzyła się. Letkiewicz naszym zdaniem powinien dostać chwilę oddechu. Ma niewątpliwie bardzo duży talent, ale z młodymi piłkarzami tak już bywa, że miewają wahania formy. A na tak newralgicznej pozycji jak bramka, jest to szczególnie widoczne. Wisła jest też dzisiaj w takiej sytuacji, że nie może sobie pozwalać na takie błędy. Naszym zdaniem błędem było też w tym meczu postawienie od pierwszej minuty na Łukasza Zwolińskiego w ataku. Wciąż pozostaje on bez formy. Wisła Kraków przez to miała mniejszą siłę ognia w ofensywie, co też przyczyniło się do wyniku tej konfrontacji.
Skupienie na momentach, czyli trudna umiejętność
Piłka nożna to momenty, które albo wykorzystujesz albo nie. To również umiejętność mądrej gry w chwilach, kiedy los ci sprzyja. Po to, żeby na własne życzenie nie wypuszczać swojej szansy. Dlaczego o tym wspominamy? Bo po piątkowym meczu przypomniała się nam jedna bardzo ważna zasada, jaka panuje w futbolu. Mówi ona, że są momenty, gdy piłkarze muszą wykazać szczególną koncentrację, skupienie, żeby coś, na co ciężko pracowali, nie wymknęło im się z rąk. Czymś takim są pierwsze minuty po strzelonym golu. Wiadomo - trafiłeś, jest skok adrenaliny, ale też może to doprowadzić do lekkiego rozkojarzenia. Wielu trenerów powtarza swoim zawodnikom do znudzenia, żeby zachowali szczególną czujność po swoim golu. No i Wiśle Kraków kompletnie tego w piątek zabrakło. Mecz się układał jej bardzo dobrze. Miała wyraźną przewagę, strzeliła szybko gola i… sama podała tlen rywalowi.

Zbyt schematyczni w ofensywie
Po tym jak Wisła Kraków na własne życzenie oddała prowadzenie Wiśle Płock, miała jeszcze mnóstwo czasu na to, żeby odwrócić losy tego meczu. Niestety, krakowianie w piątkowy wieczór byli zbyt schematyczni w tym, co robili w ofensywie. Setki podań, ale mało otwierających. Próba za wszelką cenę doprowadzenia do sytuacji, w której okazja na gola będzie już taka nie stu a dwustuprocentowa. Czasami lepiej jest po prostu huknąć, liczyć na szczęście, rykoszet niż „zakiwać się” czy przy setnym podaniu stracić piłkę.
Powrót do złych nawyków
Jeszcze niedawno stawialiśmy optymistyczną tezę, że Wisła nauczyła się być wyrachowana, że potrafi przepychać mecze nawet jedną bramką, choć wcale nie gra jakoś pięknie, bardzo dobrze. Dwa ostatnie spotkania to jednak powrót do starych i złych nawyków. No bo co z tego, że przewaga krakowian prawie we wszystkich statystykach piątkowego meczu była wręcz miażdżąca. Dla przykładu w strzałach 26 do 5, skoro z tych pięciu gościom wystarczyły cztery celne, żeby zdobyć trzy gole…
Historia, która się powtarza, ale jeszcze jest czas, by oszukać przeznaczenie
Na pomeczowej konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zapytał trenera Mariusza Jop czy Wisła Kraków nie ma od trzech sezonów tego samego problemu mentalnego, że w decydujących momentach z drużynami, z którymi walczy o awans, nie potrafi wygrywać. Szkoleniowiec nie chciał wchodzić w taką głębszą analizę, ale fakty są takie, że coś w tym wszystkim jest. Sięgnęlibyśmy nawet jeszcze do ostatniego sezonu w ekstraklasie, gdy Wisła miała naprawdę kilka szans, żeby pozdobywać punkty i uciec spod spadkowego topora. A po awansie? Problem stał się jeszcze głębszy i to nie tylko w kontekście meczów z drużynami ze ścisłej czołówki. Pierwszy sezon po spadku to był pamiętny mecz z Zagłębiem Sosnowiec, drużyną wtedy mocno przeciętną, żeby nie powiedzieć słabą, a z którą jednak Wisła przegrała 1:2, grzebiąc szansę na awans bezpośredni. A później był baraż z Puszczą Niepołomice… Rok temu nawet baraży nie było. I też nawet nie tyle przez porażki z Lechią Gdańsk czy łomot, jaki sprawił Wiśle GKS Katowice. Bardziej przez stratę punktów w takich meczach jak ze spadkowiczami z Rzeszowa czy Sosnowca. Z Resovią był stracony gol w doliczonym czasie, z Zagłębiem niewykorzystany karny w samej końcówce. Byłyby te cztery punkty więcej wtedy, byłyby baraże... Teraz historia znów zaczyna się powtarzać, bo jeszcze moment temu krakowianie mieli szansę nawet na awans bezpośredni, a za chwilę mogą wypaść poza strefę barażową. Tak, jak jednak powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Mariusz Jop, wciąż jest wszystko w rękach jego piłkarzy. Wciąż mają jeszcze szansę oszukać przeznaczenie…

Tylko kibiców szkoda
Ponad 30 tysięcy widzów na trybunach w I lidze to liczba kosmiczna. I tylko szkoda tych kibiców, że kolejny raz musieli przeżywać duże rozczarowanie. To też powinna być odpowiedzialność zawodników, bo oni grą i wynikami przyczyniają się w największym stopniu do budowania frekwencji. Tym razem trybuny jeszcze im wybaczyły - tak to można ująć. Nie było jakichś przeraźliwych gwizdów po zakończeniu meczu. Pojawiły się raczej słowa i gesty wsparcia i to, że gra się jeszcze nie skończyła, a w tym sezonie wszystko wciąż jest możliwe. Warto, żeby piłkarze dobrze sobie zapamiętali tę chwilę przed wyjazdem na mecz z GKS-em Tychy.
Nie warto robić pewnych rzeczy, czyli sprawa wizerunku
Na koniec musimy wytknąć Wiśle Kraków jedną rzecz. Zacznijmy od tego, że przy ul. Reymonta mają słuszne pretensje do większości klubów, z którymi rywalizuje „Biała Gwiazda” o nierówne traktowanie, o brak szacunku, co wyraża się nie tylko tym, że nie są wpuszczani na mecze kibice Wisły, ale też skandalicznymi momentami wypowiedziami prezesów czy komunikatami, jakie wydają z siebie kluby. Tylko, że jeśli Wisła chce być szanowaną, musi szczególnie uważać na wizerunkowe sprawy. A tego przed meczem z Wisłą Płock po prostu nie dopilnowano. Chodzi o niby drobiazg, ale życie właśnie z takich drobiazgów się składa. Na przedmeczowej grafice zamieszczono hasło „Wisła jest tylko jedna”. To chyba miała być taka szpilka w kierunku rywala… Szpilka, która naszym zdaniem była kompletnie niepotrzebna i jest w jakimś stopniu wyrazem właśnie braku szacunku dla przeciwnika. Nikt przy zdrowych zmysłach Wiśle Kraków nie odbiera, że wśród klubów o tej nazwie jest tą największą w Polsce. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może jednak odbierać prawa do takiej samej nazwy klubom z Płocka, Puław czy Tczewa. Takie hasełka są nieeleganckie i klubowi z blisko 120-letnią historią po prostu nie przystoją.
- Ponad 30 tysięcy kibiców na trybunach! Rekordy Wisły. Tylko ten wynik...
- Gdy rozdaje się takie prezenty… Oceniamy piłkarzy Wisły Kraków za mecz z Wisłą Płock
- Wstrząsające wyznanie po meczu Wisły. Opowiedział o rasistowskim ataku na swoją żonę
- Najpierw gol, później prezenty i bicie głową w mur! Wisła Kraków przegrywa ważny mecz
