Historykom udało się ustalić nazwiska ponad 1200 osób, mieszkańców ziemi oświęcimskiej, którzy pomagali więźniom obozu Auschwitz, ryzykując życiem swoim i swoich rodzin. Wielu z tych bohaterów zostało aresztowanych i zamordowanych. Poznajemy ich dzięki książce „Ludzie dobrej woli” pod redakcją Henryka Świebockiego, wydanej przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau i Towarzystwo Opieki Nad Oświęcimiem w 2005 r. Na kartach książki jest też nazwisko Marii Hajdo-Wieliczko z Zatora, która nie tylko pomagała więźniom, ale ocaliła małą Żydówkę.
Siatka dobrych ludzi
Noemi Berter urodziła się 18 stycznia 1937 r. we Lwowie. Była jedynym dzieckiem żydowskiej rodziny mieszkającej w Rudnikach koło Lwowa. Ojciec był aptekarzem. Kiedy wybuchła wojna, w obawie o życie córki postanowił ją ukryć u rodziny we Lwowie. Niestety naziści i tam założyli getto, do którego trafiła 5-letnia Noemi. Na wieść o tym, aptekarz za wszelką cenę postanowił ją stamtąd wydostać.
- Ciotka mojej mamy Władysława, z pierwszym mężem osiadła w Rudnikach, gdzie poznała Bertera. Zaprzyjaźnili się - wspomina rodzinną historię Jan Wieliczko z Zatora. - Ciotka zgodziła się wydostać dziewczynkę z getta. Trzeba było dużo zapłacić, ale ostatecznie zaważyły dobre kontakty z grupą Żydów, którzy zajmowali się przemycaniem ludzi z getta - dodaje.
Po wielu przygotowaniach, głównie psychicznego małej dziewczynki, do przerzucenia jej przez ok. 4-metrowy mur, wreszcie nastała ta chwila. 9 września 1942 r. o godz. 22, mała Naomi została uwolniona.
Razem ze swoją wyzwolicielką Władysławą, dostały się jej rodzinnego Tarnowa. Niestety tu czyhało na nich niebezpieczeństwo ze strony męża Władysławy - łajdaka i donosiciela.
Uciekły do kuzynki Władysławy w Krakowie. Niestety i tu, trafiły na złego człowieka, który za milczenie żądał pieniędzy i posłuszeństwa w usługiwaniu.
- Wówczas ciotka zdecydowała się oddać, swoją „córeczkę” Naomi pod opiekę mojej mamy Marii - mówi Jan Wieliczko. - Mówili do niej Nora, a oficjalne papiery miała na nazwisko Eleonora Jędrzejak - dodaje.
Maria Hajdo już wtedy działała w konspiracji. Jako pracownica administracji w cegielni zatorskiej, często jeździła do obozu Auschwitz z listami przekazowymi na cegłę przy rozbudowie obozu. Przy okazji w tajemnicy woziła do obozu lekarstwa i żywność, wywoziła listy więźniów do rodzin.
Wpadła po ucieczce z obozu mjr Armii Krajowej Stanisława Dorosiewicza, któremu dostarczyła cywilną odzież i aparat fotograficzny. Ten zostawił pod pryczą jej fotografię. Razem z bratem Józefem pani Maria została aresztowana na stacji w Wiedniu, gdzie zdążyli uciec. Trafili do ciężkiego więzienia, skąd po okrutnych przesłuchaniach Marię Hajdo deportowano do KL Auschwitz. Dzięki fikcyjnym „znajomościom” z Niemcami, których nazwiska widniały na listach zaopatrzeniowych z cegielni, uniknęła jednak kary śmierci i obozu koncentracyjnego. Razem z bratem dostali nakaz pracy w Marchegg w Austrii. Noemi cały czas była z nimi.
Trudne rozstanie
Rodzina już bez Józefa, który zginął w czasie wyzwolenia, wróciła do zrujnowanego domu w Zatorze. Maria z nakazem pracy została nauczycielką w szkole podstawowej w miejscowości Jedlno koło Radomska. Tam też w roku szkolnym 1946/47 pod nazwiskiem Eleonora Jędrzejak, w klasie trzeciej rozpoczęła naukę Noemi.
- W 1947 do Polski przyjechali Żydzi z tzw. „Misji” z Palestyny i zabierali wszystkie żydowskie dzieci - mówi pan Jan. - Wzięli i naszą Noemi pod nazwiskiem Noemi Karczik (używała też nazwiska Karcik). Niestety od tego czasu nie mamy z nią żadnego kontaktu. Czy pamięta „mamę” Władysławę i ciotkę Marysię? - zastanawia się pan Jan.
Władysława, która zamieszkała z kolejnym mężem Michałem Wrażeniem, głównym księgowym w Zakładach Chemicznych w Alwerni do końca życia szukała przybranej córki. Noemi szuka teraz Jan Wieliczko.
ZOBACZ KONIECZNIE