Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Planowali porwania dla okupu. Ruszył proces górali

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
(zdjęcie ilustracyjne)
(zdjęcie ilustracyjne) Fot. Piotr Krzyżanowski
Zwykli partacze, czy może początkujący gangsterzy, którzy dopiero się wprawiali w sztuce dokonywania porwań dla pieniędzy na Podhalu? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć Sąd Okręgowy w Nowym Sączu przed którym we wtorek rozpoczął się proces dwóch górali. Śledczy uważają, że obaj przygotowali się do dwóch porwań i w planach mieli wymuszenie za zakładników 4 mln zł okupu.

Stanisław J. i Marcin P. znali się ze szkoły mistrzostwa sportowego w Zakopanem. Obaj rocznik 1988, chodzili do jednej klasy, rok wyżej od olimpijczyka Kamila Stocha, ale w odróżnieniu od sławnego skoczka trenowali biegi i biathlon. Osiągali nawet sukcesy w mistrzostwach Polski juniorów. Potem ich drogi się rozeszły, ale nie na długo.

Mądrzejszy, bardziej rezolutny i bogatszy Staszek otworzył pod Tatrami swoją firmę, która zajmowała się handlem i montażem stolarki z PCV. Mniej zdolny Marcin był jego podstawowym pracownikiem. Po robocie razem chodzili po lokalach i sporo pili. Staszek omotał i uzależnił od siebie wspólnika, ale mu też imponował.

Staszka wszyscy lubili, słuchali jak się przechwala, jakie to interesy prowadzi, gdzie bywa, kogo zna z elity nie tylko w okolicy, ale z Krakowa i Warszawy. Kreował się na bogatego przedsiębiorcę. Marcin patrzył w szefa jak w obrazek i znosił to, że dawny kumpel ze szkolnej ławy czasem nazywał go wulgarnym słowem, bywało, że kopnął w tyłek lub strzelił w pysk. Na Podhalu to nic dziwnego.

Z czasem Staszek poszerzył swoją działalność o wypożyczanie sprzętu narciarskiego, ale interesy nie szły idealnie. Myślał więc o tym, by uniezależnić od dostawców i być samodzielnym producentem stolarki okiennej. Dlatego nawiązał kontakt z firmą z podwarszawskich Łomianek i kupił od niej maszyny za ponad 330 tys. zł do produkcji stolarki. Mimo dostawy sprzętu całości należności nie zapłacił.

Z finansami było u niego krucho. Tym bardziej, że potrzebował też gotówki na remont mieszkania, które kupił od znajomego Piotra M. Miał na utrzymaniu rodzinę i dwójkę małych dzieci, ale przede wszystkim marzył o podniesieniu standardu życia i nabyciu nowego, reprezentacyjnego auta. Do tego były potrzebne pieniądze dlatego postanowił wyłudzać kredyty z banków i zamierzał do tego wykorzystać Marcina i Piotra M.

Pierwszego z nich namówił do założenia firmy, która też miała handlować stolarką. To była tylko przykrywka, by dokonywać wspólnie przestępstw. Z kilku banków na podstawie fikcyjnych dokumentów o zatrudnieniu i wysokich zarobkach Marcina udało się pozyskać prawie 100 tys. zł. Gotówka trafiła do kieszeni Staszka, choć to Marcin brał kredyty i pożyczki.

Marcin pochodził z Kasinki Wielkiej i w tamtym czasie wynajmował mieszkania na Podhalu. Poznał wtedy przez przypadek mieszkającego po sąsiedzku Roberta F. ps. Felek. Staszkowi szybko spodobał się nowy kolega. Jemu i Marcinowi nie przeszkadzało to, że mężczyzna był wielokrotnie karany. W tamtym czasie Staszek sam został skazany na karę w zawieszeniu przez zakopiański sąd za włamanie do wypożyczani nart i kradzież sprzętu.

Z kolei Marcin usłyszał wyrok za jazdę po pijaku i posiadanie narkotyków. Nie przejęli się tym za bardzo. Jednak ich karta karna była uboga w porównaniu do przestępczych dokonań „Felka”. Pochodzący ze Szczecina mężczyzna miał wyroki za kradzieże, oszustwa i wyłudzenia. Nie krył, że za kratkami spędził już w sumie 18 lat. Opowiadał, ze znał elitę polskich gangsterów. Choćby Marka M. ps. Oczko, bosa półświatka ze Szczecina, ale i samego Andrzeja Z. ps. Słowik, jednego z liderów mafii pruszkowskiej, który właśnie wyszedł z więzienia.

Staszek zatrudnił u siebie „Felka”, bo lubił słuchać jego opowieści o bogactwie i wyczynach znanych gangsterów. Gdzieś w połowie 2013 r. obaj zaczęli snuć plany łatwego zdobycia gotówki. „Felek” rzucił, że ma pomysł jak zorganizować porwania dla okupu, trzeba tylko wytypować bogatych ludzi z Podhala.

- Znam takich, bo jestem miejscowy - mówił Staszek. Jako pierwszą ofiarę wskazał 26-letniego Jakuba P., syna Józefa P., właściciela geotermalnych Term w Bańskiej Niżnej. Od niego za uwolnienie syna wspólnicy spodziewali się 3 mln złotych okupu. Z kolei za uprowadzenie mieszkającego po sąsiedzku 17-letniego Jakuba L., syna bogatego przedsiębiorcy z Nowego Targu spodziewali się miliona złotych.

Wiedzieli, że Ryszard L. majątku dorobił się na sprzedaży rowerów i utylizacji odpadów. Liczyli, że za uwolnienie syna bez szemrania zapłaci im okrągłą sumkę. Staszek i „Felek” zgodzili się, że do roboty potrzebują kilku wspólników. Oni i Marcin to za mała ekipa. Ustalili, że by wciągnąć kolejne osoby do bandy posłużą się wymyśloną legendą, że boss mafii pruszkowskiej „Słowik” robił interesy z Józefem P. i z tej racji biznesmen z Podhala jest mu winny 3 mln zł. By je odzyskać trzeba teraz porwać syna przedsiębiorcy, Jakuba. Za udział uprowadzeniu będzie wysoka prowizja.

Staszek do planu wciągnął Marcina, ale nawet nie pytał go czy się zgadza, obaj przyjęli to za pewnik. Z kolei „Felek” zachęcił do współpracy zakopiańczyka Piotra G. ps. Rojcyk. Mężczyźni zaczęli obserwować posesje wytypowanych ofiar. Staszek kupił urządzenie do podsłuchu, paralizator, gaz łzawiący, kominiarki i kilka używanych telefonów, do porozumiewania się. Padały coraz bardziej konkretne propozycje dotyczące sposoby i miejsca porwania, transportu i przetrzymywania uprowadzonych oraz odbioru pieniędzy.

Był plan, by okup odebrał jeden z taksówkarzy, którego by jednak nie chcieli wtajemniczać, że pomaga przestępcom. Potem gotówkę chcieli ukryć w jaskini w Dolinie Strążyskiej. Dopiero tam zamierzali ją przeliczyć, bo uważali, że tak będzie bezpieczniej. Sądzili, że w jaskini nie będzie możliwe odebranie sygnału z nadajnika, gdyby policja tam go umieściła, by namierzyć sprawców. Zakładnika porywacze chcieli trzymać w szałasie w Bustryku, chcieli go wcześniej uśpić używając eteru.

Piotr G ps. Rojcyk. zgodził się na udział w porwaniu, ale w lutym 2014 r. wystraszył się konsekwencji. Zaczął więc dyskretnie szukać kontaktu z rodziną biznesmena Józefa P. i udało mu się to przez pośredników. Opowiedział mu o planach porwania jego syna. Z kolei Marcin przy wódce chwalił się informacjami o przygotowaniach do porwania i potajemnie zarejestrował to komórką jego znajomy. Nagranie dostarczył Ryszardowi L., a ten przekazał je zakopiańskiemu biznesmenowi Józefowi P.

Obaj jakoś nie odebrali tych zapowiedzi poważnie. Ostrzegli tylko swoich synów, by na siebie uważali i policji nie zawiadamiali. Oficerowie Centralnego Biura Śledczego z Nowego Sącza swoimi kanałami dowiedzieli się, co się szykuje. Zatrzymano domniemanych porywaczy i postawiono zarzuty dotyczące przygotowania do dokonania dwóch porwań dla okupu i do wzięcia zakładników.

Stanisław J. nie przyznał się do winy i twierdził, że to „Felek” z „Rojcykiem” planowali przestępstwa, a on ostatecznie nie przystał na porywanie ludzi. Podobnie twierdził Marcin P. Przyznał się jedynie do wyłudzenia kredytów. Prokuratorzy chcieli też postawić zarzuty Robertowi F. ps. Felek, ale okazało się, że zmarł.

Stanisław J. na rozpoczętym we procesie odpowiada z wolnej stopy po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji. Marcin P. też jest wolny za kaucją 12 tys. zł. Obaj kilka miesięcy spędzili za kratkami. Postępowanie dotyczące udziału Piotra R. ps. Rojcyk w porwaniach jeszcze się toczy w Prokuraturze Okręgowej w Nowym Sączu. Wszystkim grozi za to do 3 lat więzienia. Surowszą sankcją objęte są za ro zarzuty wyłudzenia kredytów z banków, bo do 8 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska