Ciała obydwojga znajdowały się w łazience, w małej kabinie prysznicowej. Załoga karetki, by dotrzeć do kobiety, przemieściła ciało mężczyzny do jednego z pomieszczeń klubu. Kiedy okazało się, że obydwoje nie żyją, zaalarmowana została policja.
Ponieważ w łazience był piecyk gazowy i wszystko wskazywało, że nieżyjący są ofiarami zaczadzenia, wezwano również straż pożarną i pogotowie gazowni. Obydwie służby wykonały pomiary stężenia tlenku węgla w pomieszczeniach pubu i na jego zapleczu. Wyniki określały jednak stan w chwili pomiaru, a uwzględnić trzeba, że od dłuższego czasu otwarte były drzwi i okna lokalu.
- Według bardzo wstępnych ustaleń wszystko wskazuje, że przyczyną śmierci 20-letniej kobiety oraz 29-letniego mężczyzny najpewniej było zaczadzenie - mówi inspektor Henryk Koział, komendant miejski policji w Nowym Sączu. - Czy tak było rzeczywiście, dowiemy się dopiero po sekcji zwłok, której przeprowadzenie zarządził już prokurator.
W dniu tragedii, po godz. 18, przed zamkniętym pubem nadal stały policyjne radiowozy z włączonymi światłami sygnałowymi. Na ławeczce pobliskiego przystanku autobusowego komunikacji miejskiej siedziało kilkanaście młodych osób ubranych na czarno. Mówili, że Aneta i Michał, bo dobrze ich znali, byli wspaniałymi ludźmi. Dodawali z żalem, że bardzo będzie ich brakowało w tym środowisku.
- To pierwsze w sezonie grzewczym śmiertelne zaczadzenie - mówi brygadier Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu.
W sobotę wieczorem strażacy pojechali na interwencję do jednego z domów w Mogilnie, gdzie ulatniały się gaz i czad. Wczoraj o tlenku węgla alarmowano z domu na ul. Naściszowskiej w Nowym Sączu.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!