https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Umarł, bo miał stracić pracę? Osierocił troje dzieci

Antoni Kościółek, szef "Solidarności" w Carbonie, ma poczucie, że do śmierci Sławomira Raczka przyczyniła się wieść o utracie pracy
Antoni Kościółek, szef "Solidarności" w Carbonie, ma poczucie, że do śmierci Sławomira Raczka przyczyniła się wieść o utracie pracy Stanisław Śmierciak
Sławomir Raczek zmarł kilka dni po tym, gdy dowiedział się, że po 20 latach pożegna się ze swą pracą. Sądeczanin po śmierci żony samotnie wychowywał troje dzieci. Był dla nich jedynym żywicielem.

Sławomir Raczek od 5 lat był ojcem i matką dla swoich dzieci. Kiedy dowiedział się, że firma nie zamierza przedłużyć mu umowy o pracę, załamał się kompletnie. Stres związany z obawą o dalszy byt rodziny, pogłębił jego problemy z sercem. Bliskim mówił, że źle się czuje, był nawet u lekarza.

Zmarł nagle w wieku 42 lat, zostawiając troje dzieci, którymi teraz ma zaopiekować się jego siostra. Szef związków zawodowych w SGL Carbon w Nowym Sączu, jak i bliscy Sławomira Raczka, uważają, że to wiadomość o utracie pracy przyczyniła się do jego śmierci.

Oddany jednej firmie
Sławomir Raczek pracował w SGL Carbon w Nowym Sączu, która produkuje wyroby z węgla pierwiastkowego, takie jak: elektrody grafitowe dla hut stali, włókna węglowe i grafitowe, czy wykładziny do wielkich pieców hutniczych. Nigdy jednak nie miał umowy na stałe.

- Przyjmowali go na czas określony, potem jej nie przedłużali. Chwila przerwy i znów dawali umowę na krótki okres. Tak od jakichś 20 lat - mówi Antoni Kościółek, przewodniczący NSZZ "Solidarność" przy SGL Carbon w Nowym Sączu. - Nigdy nie zaznał stabilizacji.

Przewodniczący zakładowej "Solidarności" podkreśla, że Raczek był dobrym i sumiennym pracownikiem. Koledzy go cenili i lubili, a poprzedni kierownik działu, w którym pracował, miał o jego pracy dobre zdanie.

- Wszystko się zmieniło jakieś cztery lata temu. Sławek miał wypadek. Prasa urwała mu ucho - zwraca uwagę Kościółek. - Okazało się, że to inny pracownik nie sprawdził maszyny i został za to ukarany. Niektórzy zaczęli Raczka obarczać winą za sankcje, które poniósł jego kolega. Czasami było naprawdę nieprzyjemnie. Mimo to ojciec trojga dzieci nie skarżył się bliskim. Nigdy nie wspomniał o swoich problemach.

Wszystko dla dzieci
Życie nie rozpieszczało Sławomira Raczka. Jego żona Joanna zmarła na raka w wieku 38 lat. Został sam z trojgiem dzieci. Najstarszy Dawid ma 21 lat i jeszcze się uczy, podobnie jak 18-letnia Monika. Najmłodszy - Damian (15 lat) wymaga stałej opieki.

- Gdy miał siedem lat wykryto u niego guza mózgu. Przeszedł operację. Potem okazało się, że cierpi także na padaczkę lekooporną - opowiada Izabela Raczek, babcia chłopaka. - Jest też lekko upośledzony, ma niedowład lewej strony ciała - dodaje.

Nastolatek nie chodził do szkoły. Ma indywidualny tryb nauczania. Gdy jego ojciec był w pracy, a Damianem nie mogło się zająć rodzeństwo, czuwała nad nim babcia. Chłopaka nie można zostawić samego. Kilka razy dziennie dostaje ataków padaczki. - Co najmniej raz w miesiącu Sławek jeździł z nim do szpitala do Krakowa na konsultacje. Trzeba mu często zmieniać leki - podkreśla Balbina Krzeszowiak, siostra Raczka. - Same koszty jego leczenia to około 600 zł miesięcznie. Brat stawał na głowie, żeby dzieciakom niczego nie brakowało. Lekko nie było, ale dla nich zrobiłby wszystko.

Sądeczanin wynajmował od gminy Chełmiec mieszkanie komunalne, które mieści się w budynku byłej szkoły w Kunowie. Warunki nie są tam najlepsze. - Jednakże na inne nie było go stać. Ja również nie mogłam mu pomóc - zaznacza pani Balbina. - Mieszkamy z mężem, dwojgiem dzieci i moją mamą na 50 metrach kwadratowych - dodaje.

Zmarł na rękach syna
Ostatnia umowa o pracę kończyła się Raczkowi 31 sierpnia. Liczył, że otrzyma kolejną. W połowie miesiąca dowiedział się od kierownika działu, że to jego ostatnie dni w pracy. - Zmienił się nie do poznania. Praktycznie z nami nie rozmawiał. Na początku nie wiedzieliśmy, co się stało - wspomina Izabela Raczek. - Dopiero później się przyznał. Ale o tym, że jego problemy z sercem się nasiliły, nawet się nie zająknął. Od jego dzieci się dowiedziałam, że skarżył się na kłucie w klatce.

Raczek był nawet u lekarza, który przepisał mu nie tylko leki na problemy kardiologiczne, ale też na ukojenie nerwów.
- Żadne z nas się nie spodziewało, że ten stres związany z utratą pracy może skończyć się tak tragicznie - zaznacza Krzeszowiak.

Sławomir Raczek zmarł na zator płuc. Przed pójściem spać narzekał, że źle się czuje. Dzieci, zanim położyły się do łóżek, sprawdziły, czy czegoś mu nie potrzeba. Nad ranem pierwsza przebudziła się 18-letnia Monika. Przechodząc obok pokoju ojca, zobaczyła go na klęczkach. Nie mógł złapać oddechu. Szybko obudziła rodzeństwo i wezwała pomoc. - Brat zmarł na rękach swojego najstarszego dziecka - wzdycha ciężko Balbina Krzeszowiak.

Związki były za nim
Antoni Kościółek nie może pozbyć się uczucia, że do śmierci Raczka przyczyniła się wieść o utracie pracy. - Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Był kompletnie zrezygnowany. Nawet nie chciał walczyć o przedłużenie umowy - mówi Antoni Kościółek. - Ale nie zostawiliśmy go samego.

Szef zakładowej "Solidarności" 19 sierpnia zwrócił się do Zarządu SGL Carbon o przeanalizowanie decyzji odmownej dalszego zatrudnienia Sławomira Raczka. W piśmie podkreślił jego trudną sytuację życiową. - Szefem związków zawodowych jestem od 23 lat. Takiej sytuacji nigdy u nas nie było, żeby firma odwróciła się od pracownika, który potrzebował pomocy - zaznacza Kościółek.

Marta Orszulik-Gębczyńska, dyrektor personalny SGL Carbon w Nowym Sączu, powołując się na ochronę danych osobowych, nie chciała powiedzieć, czy rzeczywiście Sławomir Raczek miał pożegnać się z pracą. - Byłabym ostrożna w ferowaniu wyroków i wiązaniu firmy ze zgonem - podkreśliła Orszulik-Gębczyńska. - Znamy sytuację tej rodziny i mogę zapewnić, że nie zostawimy jej bez pomocy. Opieką obejmujemy rodziny naszych zmarłych pracowników czy emerytów - dodała. Nie chciała jednak ujawnić, na jaką pomoc mogą liczyć sieroty.

Pewne jest, że zajmie się nimi ich ciocia. Ze względu na warunki lokalowe nie może ich przyjąć pod swój dach. - Na razie Dawid przywozi do mnie Damiana rano i odbiera po południu - zaznacza pani Balbina. - Jakoś będziemy musieli sobie poradzić.


Gdy cierpi nasza dusza, cierpi też ciało

Rozmowa z Teresą Wojtas-Kieljan, psycholog Sądeckiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej
Dlaczego utrata pracy może kompletnie załamać dorosłego człowieka?
Nagłe zwolnienie z pracy, czy też nieprzedłużenie umowy, gdy się tego nie spodziewamy, rodzi zagrożenie bytu i bezpieczeństwa rodziny. To sytuacja kryzysowa, na którą tak naprawdę nie mamy wpływu. Często wtedy myślimy, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. Mamy świadomość, że brak środków do życia odbije się na naszych bliskich. A przecież to na nich najbardziej nam zależy, to ich chcemy chronić. W takich chwilach zdajemy sobie sprawę, że nie potrafimy.
Po czym poznać, że nasz bliski nie radzi sobie w takiej sytuacji?
Często takie osoby zamykają się w sobie. To przez to, że nie widzą szans na rozwiązanie swoich problemów. Dlatego też, mimo że mają przy sobie bliskich, nie mówią o swoim problemie. Izolacja to pierwszy sygnał, że dzieje się coś niedobrego. Czasami też takim sygnałem może być nerwowość albo agresja. Człowiek różnie reaguje na stres.
Co wtedy robić?
Przede wszystkim rozmawiać i wspierać. Próbować pokazać, że z każdej sytuacji jest wyjście. Jeśli jednak sami nie jesteśmy w stanie pomóc naszemu bliskiemu, a widzimy, że jego stan się pogarsza, wtedy najlepiej poprosić o pomoc specjalistę. Można zasugerować mu rozmowę z ekspertem. Gdy takie rozwiązanie odrzuci, sami możemy się udać np. do psychologa i opowiedzieć o problemie. Specjalista doradzi, w jaki sposób poprowadzić rozmowę i pomóc.
Czy stres ma wpływ na nasze zdrowie fizyczne?
Oczywiście. Nie można rozdzielić ciała od duszy. Gdy jesteśmy załamani jakąś sytuacją życiową, odbija się to na naszym zdrowiu.
Rozmawiała Alicja Fałek

Komentarze 20

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

o
olo
Jebana polsza
u
ubek
a mówiłem ze z takimi prezesami, dyrektorami, kierownikami to dawno w piach teraz macie obozy pracy , teraz nie człowiek i jego problemy są ważne ale pieniadze.
a
amper 1
patrząc co działo się przez 20 lat pan z solidarności nic nie zrobił aby pomóc rodzinnie gdzie był kiedy parę razy ludzie z s
Sgl składali się na rodzinę aby pomóc w trudnej sytuacji .Co zrobił w ostatnim czasie aby pomóc w tej sprawie panu Raczkowi czy znał sytuację stanu zdrowia i czemu nie wspomniał o ostatnich problemach zdrowotnych ,gdzie było widać iż choroba postępuje dosyć mocno .
Patrząc na komentarze panowie i panie trzeba poznać sprawę zanim się cokolwiek napisze.
Z
Znajomy
Wiem że się nie mówi źle o zmarłych ale robicie z niego męczennika czemu nie jest napisane od czego Damian zachorował przez ojca co to za życie dla dzieci jak ojciec zachowywał się gorzej jak niemowlę traktował Damiana Monikę i Dawida jak swoich służących a sam całymi dniami siedział przed komputerem i nic więcej nie robił sam opychal się słodyczami a dziecia żałował, a teraz z niego robicie takiego cudownego człowieka, często można go było spotkać w jednej knajpie i jakoś nie było po nim widać żeby był czymś zmartwiony
o
oszukana przez PO
Jak P.Duda mówił o głodnych polskich dzieciach,i ze Polska to nie jest sprawiedliwy kraj to opinia publiczna dokonała linczu na Prezydencie a On tylko powiedział szczerą prawdę.
m
miki
Współczuję rodzinie . To nie powinno się stać lecz my nie mamy nic do gadania bo pracodawcy oszukują na umowach a my mający na utrzymaniu rodziny siedzimy cicho i dajemy się poniżać i oszukiwać na umowach i pracujemy za grosze . Teraz państwo chce przyjąć uchodźców zapewnić im dach nad głową i utrzymanie a czemu nam szarakom nikt nie pomaga . Nam nikt nie zapewni mieszkania na wszystko musimy zarobić . Pan Raczek też ciężko pracował i chciał pracować i nie było mu to dane , sam wychowywał dzieci a uwierzcie nie jest to łatwe bo sama też wychowuję dzieci .
S
Szmata od HR
Nakładam szpilki, mini i kilo tynku na ryj, bo w pracy nie muszę pracować, ale muszę wyglądać, wsiadam do leksusa i radośnie jadę wypieprzyć z roboty kolejnego zasłużonego pracownika.
Prezio da mi za to specjalną premię, którą wydam na ciuchy i imprezy.
o
opez
na Jasnej Górze z pielgrzymką ?
s
skandal
od HR będzie się smażyć w piekle.Zycze jej wszystkiego najgorszego.
o
owid
nie było bo w kraju niewolników nie ma związków zawodowych
o
owid
Polska zdała egzamin.

A Panią premier interesuje kotlecik pasażera Warsu.
e
emigrant
Tyle w zyciu przeszedl i go dobili na koniec.W Polsce liczy sie tylko kasa.Czlowieka maja za nic.Jak tu pracowac do 67 roku!!!Wieczny odpoczynek.
g
gosc
Polacy ma bruk przyjmijmy uchodzcow chory kraj
p
prawie emeryt
Niestety na tym wydziale gdzie pracował takie panują stosunki, każdy się obawia o pracę, najlepiej nie się wypowie "emeryt" który tam pracował i dokładnie wie w jaki sposób kierownik a w mniemaniu niektórych kierownicy (jest ich trzech) zastraszają ludzi metody z SB
E
Emeryt
To normalne w tej firmie. Mnie się udało dotrwać do emerytury, ale takich przypadków było i będzie więcej.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska