Autor: Stanisław Śmierciak
- W mojej młodości, a mieszkaliśmy wówczas nieopodal sądeckiego rynku, biało było już od początku grudnia, a Mikołaj jeździł po ulicach saniami,które ciągnięte były przez konie - wspomina Marian Chowaniec, znany sądecki rzemieślnik, emerytowany mistrz stolarski.
- Było biało, ale jezdnie i chodniki były odśnieżane nawet dwa lub trzy razy dziennie. Chodniki ręcznie, łopatami, przez dozorców. Na łyżwach jeździliśmy po skutym lodem nurcie Dunajca i Kamienicy.
Tak było nie od tylko do Matki Boskiej Gromnicznej, czyli do drugiego grudnia, kiedy w domu rozbierało się choinkę, ale nawet jeszcze w marcu.
Dziś śnieg i mróz utrudniają życie, bo od nich odwykliśmy. Obowiązują procedury zamiast zdrowego rozsądku. Liczy się koszt odśnieżania, a nie straty jakie te śnieżne utrudnienia powodują. Z odśnieżaniem i posypywaniem piaskiem czekamy aż opady ustaną, albo nastanie ranek. Dawniej usuwanie śniegu rozpoczynano, gdy zaczynał padać i kontynuowano do skutku.
Zdaniem Mariana Chowańca nie zmieniło sie tylko jedno. W śniegu miasto wygląda jak kraina z baśni.