Krupówki ulicą banków? Te czasy minęły
W 2010 roku „Gazeta Krakowska” pisała o tym, że zakopiański deptak zmienił się w ulicę banków. Praktycznie każda taka instytucja licząca się w Polsce chciała mieć swoje przedstawicielstwo na deptaku. W szczytowym okresie na Krupówkach było aż dziewięć banków. Poza Krupówkami działały wówczas jeszcze cztery inne.
Co ciekawe, już wtedy mieszkańcy mocno dziwili się lokowaniu banków na Krupówkach.
- Przecież tam nie ma gdzie zaparkować. A wiele osób nie lubi w sezonie przedzierać się przez tłum turystów. Między innymi dlatego wybrałam bank poza centrum – mówiła w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Anna Kalemba, mieszkanka Zakopanego.
Prestiż i sporo gotówki
Powodem obecności banków na Krupówkach w tamtym czasie był nie tylko zarobek, ale kwestie prestiżowe. Na Krupówkach po prostu wypadało być.
- Z drugiej strony warto pamiętać, że banki usadawiały się tam, gdzie są pieniądze. A w Zakopanem po czasie transformacji zaczął pojawiać się bardzo duży kapitał. Poza tym, co również znamienne, na tym rynku od zawsze było dużo gotówki. Niejednokrotnie przecież pracownicy banków przy Krupówkach w każde popołudnie przyjmowali od lokalnych biznesmenów bardzo duże płaty gotówkowe, które stanowiły utargi dzienne ich firm. Obecność banków wtedy również nastawiona była na zysk – mówi Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Z czasem jednak okazało się, że Polacy przerzucają się do internetu i coraz rzadziej odwiedzają placówki banków. Utrzymywanie placówek stało się więc mniej opłacalne. Szczególnie na Krupówkach - ulicy, która rządzi się swoimi prawami jeśli chodzi o wynajem powierzchni pod działalność gospodarczą.
- Tutaj rządzi pieniądz. Kto da więcej, ten ma miejsce na deptaku. A chętnych nie brakuje. Lokale z Krupówek zazwyczaj nie trafiają do biur nieruchomości, ani do internetu na strony z ogłoszeniami. Wynajmują się od razu. Słyszałem nawet o liście kolejkowej chętnych na lokale – mówi Wagner.
Cukierkowa era na Krupówkach
Teraz okazało się, że więcej za miejsce są w stanie zapłacić firmy sprzedające cukierki niż największe polskie banki.
Efekt jest taki, że lokale po bankach zajęły firmy oferujące krówki, żelki, lizaki. Do tej listy doszły także sklepy spożywcze spod szyldu Żabka.
- Moim zdaniem to po części efekt wakacyjnych przyjazdów gości z krajów arabskich. Okazało się bowiem, że mieszkańcy Półwyspu Arabskiego uwielbiają krówki. Wielokrotnie pojawiały się relacje ze sklepów, czy stoisk, gdzie dokonywali jednorazowych zakupów za 2 tys. zł. Pewnie teraz firmy z cukierkami liczą, że w wakacje będzie podobnie, znów przyjadą Arabowie i będą kupowali słodkości – mówi pan Bronisław, mieszkaniec Zakopanego.
Z tych słodkich sklepów korzystają także dzieci, które przyjeżdżają do Zakopanego w ramach kolonii, czy wycieczek szkolnych.
