Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O. Joachim Badeni - arystokrata, który wybrał Boga

Rozmawiała Maria Mazurek
O. Joachim Badeni w klasztorze Dominikanów w Krakowie. Arystokrata, który wybrał Boga
O. Joachim Badeni w klasztorze Dominikanów w Krakowie. Arystokrata, który wybrał Boga Adam Wojnar
Miłośnik kobiet i Tolkiena. Kontrowersyjny zakonnik, uzdrowiciel, mistyk. We wtorek miną 4 lata od śmierci o. Joachima Badeniego. Z autorką biografii kapłana pt. "Nie bój się żyć" Judytą Syrek - rozmawia Maria Mazurek

Czy dominikanin o. Badeni znalazł Pani męża? W końcu w Krakowie mówiło się "tylko Badeni dobrze cię ożeni".
Nie znalazł. Wręcz przeciwnie. Był przeciwny pewnemu mojemu zakochaniu. Po kilku miesiącach okazało się, że miał rację. Nie przyznałam się przed nim do tego. Ale on i tak się dowiedział, w końcu był człowiekiem, który - chyba przez niezwykłą łączność z Bogiem - miał dar widzenia pewnych spraw lepiej niż inni. Zaprosił mnie jednego dnia do siebie pod pretekstem rozmowy zawodowej, a tak naprawdę chciał porozmawiać o tym, że ten mężczyzna nie był dla mnie… Miał niezwykłą intuicję. Pary przychodziły do niego, by trafnie ocenił ich szanse.

Nigdy się nie mylił?

Ponoć czasami. W Poznaniu, przy promocji naszej wspólnej książki "Uwierzcie w koniec świata", już po jego śmierci, podeszła do mnie kobieta i opowiedziała, że ojciec Joachim odradził jej małżeństwo z pewnym człowiekiem. Teraz, po 40 latach udanego związku, może uznać, że się mylił. Ta kobieta była pogodna, dynamiczna, bynajmniej nie wyglądała na umęczoną małżeństwem. Nie miałam powodów, żeby jej nie uwierzyć.

Ale on wcale nie udawał nieomylnego?
Absolutnie nie. To był mistrz autoironii. Nie poznałam do tej pory człowieka, który potrafiłby tak z siebie kpić: a to z tego, że jest brzydki i łysiejący, a to z tego, że tylko arystokratyczne pochodzenie i protekcja pozwoliły mu skończyć szkołę. Kiedyś opowiadał, że gdy był w podstawówce, jego matka powiedziała nauczycielom: Jeśli mój syn nie zda, ani kropli mleka dla dzieci! Nauczyciele zaczęli mu tak podpowiadać, że wszystkie egzaminy zaliczył z oceną dobrą.

To prawdziwa historia?
Trudno stwierdzić. Bo ojciec często ubarwiał, bawił się życiorysem. Powtarzał "nienawidziłem wkuwać", a wśród znienawidzonych przedmiotów wymieniał matematykę. Tymczasem kilka razy przyłapałam go na tym, jak świetnie liczy w myślach. Człowiek-kalkulator. Cytował dzieła światowych literatów i teologów. W oryginale! Myślę, że on kpił z siebie również po to, żeby ukryć tajemnicę, którą nosił w sobie.

Jaką tajemnicę?

Przede wszystkim wojenną. Nie wiemy do końca, bo jeszcze nie wszystkie archiwa wojskowe są otwarte. Ale generał Słowikowski, który podczas wojny tworzył siatkę wywiadowczą w Afryce, wymieniał Badeniego jako jednego z pierwszych współpracowników. Kiedyś zapytałam o. Joachima, co robił podczas II wojny światowej w Afryce Północnej i na Gibraltarze. Kategorycznie uciął temat. Ojciec Badeni uwielbiał też powtarzać, że był fatalnym wychowawcą młodych zakonników, że został odsunięty od tej funkcji. I w ogóle w zakonie żadnej ważnej funkcji już nie pełnił, mimo że był przecież jednym z najbardziej wykształconych dominikanów w powojennej Polsce. Mam taką intuicję, choć nie jest ona poparta rzetelnymi naukowymi dowodami, że to nie było przypadkowe. Myślę, że władze zakonu mogły w ten sposób chronić przed UB zakonników związanych z Armią Krajową. Strzec, żeby nie rzucali się w oczy komunistycznej władzy.

Ale przecież znane są relacje zakonników, że był kiepskim wychowawcą. Że wyrzucał z zakonu za byle co, że nie rozmawiał z wychowankami, że był zbyt surowy.
Rzeczywiście, wprowadzał wojskową dyscyplinę. Na pewno wpływ na to miały jego studia w seminarium duchowym w Anglii, surowsze niż u nas. I to, że ojciec Joachim nie lubił ludzi, którzy się nad sobą rozczulają, którzy są zbyt emocjonalni. A klerycy potrzebują podobno rozmów o sobie, o swoich emocjach, relacjach. On nie potrafił prowadzić takich konwersacji, lubił konkret, działanie. Poza tym myślę, że te niepochlebne opinie mogą wynikać z prostej, ludzkiej zazdrości. Bo był człowiekiem kontrowersyjnym. Nie wszystkim się podobał. Choć przecież później znakomicie sprawdził się jako opiekun świeckiej młodzieży, tworząc Duszpasterstwo Akademickie w Poznaniu i krakowską "Beczkę".

Sam ponoć mocno imprezował przed wojną, kiedy studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim?
Tak imprezował, że aż zawalił pierwszy rok. Potrafił przetańczyć całą noc w przedwojennym słynnym klubie Feniks. W niedzielne poranki szedł prosto z imprezy na mszę do kapucynów na 6 rano, bo była najkrótsza, półgodzinna. Tylko taką mógł wytrzymać po balu… Na lekkim rauszu podobno czasem jeździł na rodzinny obiad do mamy, księżnej Alicji Elżbiety Habsburg, do Żywca. Badeni miał na szczęście lokaja, który wszędzie go woził.

W tym okresie spotkał też Annę Szczepańską...
Swoją największą miłość, przepiękną studentkę. O. Joachim mówił o niej "sympatia", czasem - narzeczona. Przy pracy nad książką dotarłam do pamiętników jej matki. Pisała je pięknym językiem, z prawdziwą troską o losy córki, ale też bez nadmiernych emocji. Martwiła się, bo czuła, że ten związek nie ma prawa przetrwać. Po pierwsze, byłby to mezalians - imponujący majątek Badeniego był przeszkodą. Po drugie, Badeni był wychowany przez matkę Szwedkę w skandynawskim, chłodnym duchu. Po latach zwierzył się bratu, że nie uszczęśliwiłby Anny. Poza tym był przeznaczony Bogu - sam o sobie mówił, że jest dominikaninem z urodzenia. Choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział.

Ale kochał chyba Annę? Były między nimi pocałunki, wspólne tańce.
Kochał. Ta znajomość to zresztą piękny przykład na to, jak młodzieńcza miłość może przekształcić się w dojrzałą przyjaźń. Już później, na starość, Badeni odwiedzał Annę, kiedy ta przyjeżdżała do Krakowa, do swojego brata Jana Józefa Szczepańskiego. Zawsze podjeżdżał taksówką, w cywilu, z bukietem kwiatów. Z pokoju, w którym się zamykali, dochodził głośny śmiech.

W ogóle chyba lubił kobiety.

Do ostatnich lat życia był wielkim miłośnikiem pięknych kobiet. Nawet po dziewięćdziesiątce, gdy chodził przygarbiony po dominikańskich krużgankach, zawsze otaczały go piękne, młode kobiety. Kiedy prowadził duszpasterstwo akademickie, jeszcze w czasach komuny, często wyjeżdżał odwiedzać matkę w Sztokholmie. Przywoził stamtąd swoim wychowankom piękne ubrania - sukienki, bluzki, buty. Taka odrobina luksusu, którego wtedy w Polsce nie było. Reginie Szymańskiej przywiózł np. parę przepięknych szpilek. Pasowały idealnie, choć ona sama w Polsce zazwyczaj miała problemy z dobraniem butów. Zapytała go: skąd ojciec wiedział, jaki rozmiar? Odpowiedział, że wizualnie ocenił jej nogę.

Bardziej od kobiet pokochał jednak Boga.

Pierwszy raz powołanie poczuł we Lwowie w 1938 r. Szedł do klubu nocnego. Poczuł, jak ktoś położył mu rękę na plecach. Odwrócił się - nikogo nie było. Rano poszedł do kościoła. Od tego czasu Bóg był w jego życiu coraz ważniejszy, choć decyzja, żeby wstąpić do zakonu, rodziła się w nim bardzo długo. Po drodze miał różne przygody, np. zakochał się i zaręczył z pewną młodziutką Rumunką. Potem zresztą napisał do jej matki, że jednak wstąpił do zakonu. Ona odpisała mu, że wiedziała, iż nic z tego nie będzie, bo codziennie prowadził ją do kościoła.

Był bardzo nietypowym zakonnikiem.
Zaczytanym w Jungu, Tolkienie, zainteresowany sztukami wschodnimi, psychoanalizą. I, co najbardziej kontrowersyjne, miał też etap badania spraw dotyczących bioenergoterapii. Jego brat potwierdził mi, że potrafił machać wahadełkiem nad talerzem z jedzeniem i zastanawiać się: zjeść czy nie zjeść? Ale przy tym był znawcą Biblii i miał takie doświadczenie Boga, które pozwalało mu rozeznać zagrożenia duchowe.

Ciężko uwierzyć, że to człowiek tego samego Kościoła, co ks. Natanek, straszący czytelników Harry'ego Pottera diabłem.
Myślę, że różnica między księdzem Natankiem a ojcem Badenim jest taka, że ten drugi naprawdę doświadczał walki z diabłem, był w końcu mistykiem. Ale on tym demonem nie straszył. Raczej potrafił się zdystansować i rzucić żartem typu: "Bywa czasem, że Spice Girls tańczą mi na kartach Biblii". Nauczał, że Bóg jest potężniejszy. Że po prostu Bóg jest. Miał pewność, że dobro zwycięża nad złem.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska