Pokonani rywale w wyborach i ich sojusznicy z Facebooka na chwilę zniknęli w mgle porażki (a ci którzy wycofali się z rywalizacji, znaleźli w mieście dobrze płatne posady, z kolei politycy już je okupujący od czasów Jacka Majchrowskiego zachowali stan posiadania). Alarm w magistracie i spółkach miasta odwołano.
Młody, energiczny prezydent zaczął od mocnych zagrywek PR. Sprzątał mopem magistrat na filmiku w sieci (dosłownie, choć technika nie była najlepsza, co niejeden mistrz mopa mu wypomniał). Zapowiedział sprzedaż niesławnego symbolu Jacka Majchrowskiego - służbowego lexusa, do której faktycznie doszło. Świętował też sukces Wisły Kraków w Pucharze Polski na Stadionie Narodowym. Do tego został patronem Marszu Równości i wywiesił tęczową flagę na magistracie. Plus ukłon w stronę kierowców - od razu poinformował, że kontrowersyjna strefa czystego transportu nie wejdzie w życie od 1 lipca, ale wejść i tak nie mogła. Miasto było na to nieprzygotowane, a Miszalski wiedział, że strzeliłby sobie w kolano. A kolanem i nóżką jeszcze na Facebooku musiał pokapkować piłkę do nogi w czasie Euro 2024, co wyszło mu całkiem nieźle. I jeszcze spotkania z mieszkańcami na ławeczkach w dzielnicach - dobra zagryweczka, bo można pogadać o wszystkim i o niczym, bezpiecznie. A prawdziwa szkoła prezydentowania to spotkania z mieszkańcami w konkretnych sprawach - np. wytyczania S7 na południe od Krakowa, przebudowy A4, pomysłu wycinki drzew na Alejach Trzech Wieszczów, zmian na Dolnych Młynów itd...
Ale dobry start, idealny na zwariowane czasy rządzone przez youtuberów i social media. Prezydent zupełnie inny niż Jacek Majchrowski, choć ... były włodarz Krakowa w jednym z wywiadów przyznał w sierpniu, że nie zauważył żadnych zmian. Taka szpileczka.
Ale Miszalski odgryzł się, zwołując konferencję i ogłaszając konkrety w sprawie metra - że będzie budował, jak zapowiadał w kampanii, a Jacek Majchrowski to tylko te tramwaje i tramwaje... Tu też bezpieczna zagrywka, bo jak z tym metrem będzie to czas jeszcze pokaże - czy się nam Kraków nie zawali. Dosłownie i finansowo.
Jednakże w mojej ocenie w pół roku w Krakowie Miszalskiego nie zmieniło się wiele. Nie ma efektu „Za Jacka się nie dało, a teraz...”. Powołanie nocnego burmistrza, któremu daleko do Batmana to nie jakaś wielka rewolucja, a wpadki jak były za poprzednika tak są - np. taki zbiornik retencyjny w Nowej Hucie, który rozpadł się od... deszczu. Super afery w pół roku żadnej nie było, padło jednak niewygodne pytanie - dlaczego krakowianie dokładali się do Campus Polska? Ale za to udało się uruchomić nieruchome schody przy dworcu autobusowym. I takie tam. Pół roku minęło szybko...
Tymczasem rywale odzyskują siły i PR prezydenta przekuwają w memy. Celnie lub tylko umiejętnie punktują wpadki...
Może pół roku to za mało czasu. Nowy prezydent rzucił, że robi audyt i ten audyt dopiero mu pokaże co trzeba zmienić. Właśnie upublicznił jego wyniki i zapowiedział, że stworzy departamenty w magistracie, które skoordynują prace wydziałów. A do tego, że trzeba poszukać oszczędności. Trochę to się kłóci, bo departamenty lubią mieć dyrektorów i się rozrastać. Z czasem.
Ale zaraz czeka go prawdziwy sprawdzian, jakże inny od występów na FB. Budżet Krakowa na 2025 rok, decydowanie gdzie powstanie boisko czy nowy chodnik, a gdzie nie, postulaty których radnych i mieszkańców spełnić, a które odłożyć do szuflady lub wyrzucić do kosza. „Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa”.
Kiedy zakaz trzymania psów na łańcuchach?
