Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orgie Freddiego Mercury w grzecznej wersji w filmie „Bohemian Rhapsody”

magdalena Huzarska-Szumiec
Rob Sinclair - Romchikthelemon, центрирование
Rob Sinclair - Romchikthelemon, центрирование Wikimedia Commons
Idźcie do kina na film „Bohemian Rhapsody”.

Być może rzeczywiście wyglądało to tak, jak opisują to znawcy historii rocka. Być może kawior i gorąca, rozpuszczona czekolada podawana nie na talerzach, ale na torsach, i nie tylko, nagich mężczyzn była elementem przyjęć, jakie urządzał Freddie Mercury. Może rzeczywiście podczas nich było więcej kokainy niż cukru w niejednej cukierniczce. Nie mam powodów w to nie wierzyć i rozumiem zaciętych krytyków filmu „Bohemian Rhapsody”, którzy twierdzą, że kinowa, grzeczna biografia nie ma nic wspólnego z prawdą.

Ale nic na to nie po radzę, że oglądało mi się ją świetnie i nie były mi do tego potrzebne zbliżenia na zaćpaną twarz artysty, ani realistyczne opowieści jak lądował w rynsztoku. Za to z wielką, wręcz dziecięcą przyjemnością śledziłam historię tragarza z Zanzibaru, który stał się jedną z największych gwiazd rocka. Z zadowoleniem patrzyłam na grającego go Rami Maleka, i to nie tylko dlatego, że jego szczękę upodobniono do nieco dziwacznego zgryzu Freddiego. Już w samym spojrzeniu tego aktora jest coś tak interesującego, że trudno od niego oczy oderwać. Szczególnie gdy zaczyna walczyć o swoją muzykę, starając się przekonać producentów do operowego kształtu tytułowej „Bohemian Rhapsody”.

Może rzeczywiście nieco zbyt melodramatyczny wymiar ma prywatne życie artysty, któremu przez lata wydaje się, że znalazł miłość swojego życia. Ba, nawet planuje ślub, co miało potwierdzić wręczenie zaręczynowego pierścionka. Natura bierze jednak górę nad uczuciem do kobiety i Freddie zaczyna rozumieć, że pociągają go bardziej mężczyźni.

W dalszej części filmu ma to swoje konsekwencje, które kończą się informacją o AIDS, chorobie będącej plagą tamtych czasów. I znowu to co widzimy na ekranie nie ma pewnie nic wspólnego z prawdą, bo reżyser ani przez chwilę nie pokazuje spustoszeń, jakie choroba musiała uczynić w organizmie artysty. Za to z całym rozmachem prezentuje jego występ na Wembley, podczas charytatywnego koncertu LIVE AID w ramach pomocy głodującej Afryce. To było niebywałe wydarzenie, które teraz także powinno poruszyć nie tylko wielbicieli twórczości Mercurego i grupy Queen.

„Bohemian Rhapsody” należy do tego typu filmów, których zadaniem nie jest zmuszanie widza do przeżywania głębokich rozterek bohatera, ale sprawianie, by po prostu odpoczął, oglądając dobrze nakręconą, ciekawą historię, na dodatek ze świetnymi piosenkami. I to wcale nie jest łatwe zadanie. A wiem o czym mówię, bo, niestety, w podobnym celu wybrałam się na „Planetę singli 2”. Nie wytrzymam, jeśli nie dodam, że uciekałam z niej z krzykiem.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Koniec z plastikiem - za 3 lata będzie nielegalny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska