- Doglądałam tej budowy, bo akurat okno z mojej kuchni i sypialni wychodzi na nowy blok - opowiada Irena Brodowska z osiedla Stare Stawy. - To co zobaczyłam w poniedziałek, doprowadziło mnie do szału - dodaje zdenerwowana. Kobieta była świadkiem, jak robotnicy wykopali obok bloku ogromną dziurę w ziemi. Po chwili koparka zaczęła wypełniać ją odpadkami, które zostały z ostatnich prac wykończeniowych.
- Wrzucali tam wszystko: plastikowe wiaderka, puszki po farbach, tekturowe kartony, folie po malowaniu i worki ze śmieciami. Nie wiem co było w tych ostatnich, ale zapewne jeszcze gorsze świństwa. To przecież bomba ekologiczna, która po zasypaniu rozkładać się będzie tysiące lat! - tłumaczy zbulwersowana i dodaje, że natychmiast zaalarmowała straż miejską.
Służby na miejscu zjawiły się w kilka minut.
- Został wezwany kierownik budowy. Poproszono pracowników o odkopanie dołu i faktycznie, okazało się, że znajdują się tam śmieci. Nakazano natychmiast je usunąć i wywieźć na wysypisko śmieci - mówi Joanna Brania, komendant straży miejskiej w Oświęcimiu.
Brodowska była też świadkiem interwencji. - Jak przyjechali strażnicy, to robotnicy twierdzili, że niczego w ziemi nie zakopali - opowiada kobieta. - Dopiero kiedy dobiegłam na miejsce i z oskarżeniem, że kłamią, wskazałam miejsce, gdzie są śmieci, miny im zrzedły i zaczęli kopać, odkrywając te wszystkie folie i wiaderka - dodaje.
Mieszkanka osiedla twierdzi, że to nie pierwszy raz, kiedy firma budująca okoliczne bloki zagraża w ten sposób środowisku. Jak mówi Brodowska, dwa lata temu przy budowie sąsiedniego bloku była identyczna sytuacja i też interweniowali strażnicy. - Nadjechali akurat wtedy, gdy robotnicy wsypywali śmieci do dołu. Wcześniej obok zrobili inny, ale tam już wygładzili teren. Pierwsza dziura, wielkości wagonu, do dziś wypełniona jest resztkami z budowy, bo nikt mi nie wierzył i nie kazali im niczego odkopywać - mówi Brodowska.
Straż miejska ukarała robotników zasypujących śmieci w ziemi jedynie upomnieniem. Nie dostali ani złotówki mandatu. - Jak zwykły człowiek wyrzuci papierek na chodnik, to od razu 100 złotych mandatu chcą wlepić, ale jak robi to wielka firma, która pracuje na zlecenia urzędu miasta, to nikt niczego nie widzi i kończy się na pogrożeniu palcem - irytuje się Mieczysław, mieszkaniec osiedla OTBS.
Wczoraj nasi dziennikarze próbowali skontaktować się z właścicielem firmy budowlanej. Był nieuchwytny. Tyberiusz Kornaś, prezes OTBS również nie odbierał telefonu w siedzibie firmy ani komórki. a
Napisz do autorki:
[email protected]
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!