Przypomnijmy, że oświęcimianie nazajutrz po meczu w Sanoku wysłali do Warszawy protest, domagając się walkoweru za – ich zdaniem – brak wymaganego regulaminem wypełnienia przez sanoczan limitu czterech młodzieżowców. W składzie Ciarko STS wystąpiło na lodzie trzech takich zawodników.
Jednak szef spółki PHL, Janusz Wierzbowski, w piśmie nadesłanym do oświęcimskiego klubu, uzasadnił, że w sanockiej drużynie czwartym młodzieżowcem był bramkarz, który nie musi brać udziału w grze. Wystarczy, że jest wpisany do protokołu. Jak wyjaśnia Wierzbowski, taka interpretacja przepisu o bramkarzach-młodzieżowcach obowiązuje od dwóch lat.
Została ona wprowadzona po podobnym przypadku sanoczan w ich meczu przeciwko kryniczanom przez ówczesnego szefa WGiD i potwierdzona uchwałą. Zresztą na jej podstawie orzekano pod koniec poprzedniego sezonu, kiedy Cracovia z Podhalem walczyła o półfinał.
- Przyznaję, że jestem taką decyzją organu prowadzącego rozgrywki mocno zaskoczony – twierdzi Ryszard Skórka, prezes oświęcimskiego klubu. - W regulaminie na ten sezon nie ma śladu po tej precedensowej uchwale sprzed dwóch lat, a przecież dla mnie obowiązujący jest tegoroczny regulamin rozgrywek.
Pytanie, co zrobią teraz oświęcimianie. Mają tydzień na odwołanie od orzeczenia PHL. Wcześniej prezes zapowiedział, że do końca będzie walczył o swoje. - Trudno na gorąco zebrać myśli, bo nikt nam nie zagwarantuje satysfakcjonującego nas werdyktu przez komisję odwoławczą – analizuje Skórka. - Straciliśmy już 2 tys. złotych, a za odwołanie trzeba zapłacić kolejne 3 tys. W naszym klubie z pieniędzmi się nie przelewa, więc może lepiej na coś innego przeznaczyć środki.