Powodem kiepskiej kondycji jabłoni i jabłek jest susza. - Nawet gdyby teraz spadł deszcz, to niewiele pomoże. Jabłka, które mam na drzewach, sprzedam jako przemysłowe po 30 groszy za kilogram - mówi sadownik. - Dobry owoc musi kosztować przynajmniej 80 groszy. To jest kwota, która zwraca nam nakłady. Każdy grosz powyżej jest moim zarobkiem. W tym roku będzie z tym niestety kłopot - martwi się Kazimierz Rusnarczyk, właściciel czterech hektarów sadu. Z każdego hektara zbiera co roku od 50 do 80 ton jabłek.
Z niepokojem na swój sad patrzy także Krzysztof Gondek z Łącka. - Ładnych owoców jest jak na lekarstwo. Dobrze mają się drzewa głębiej ukorzenione, jabłonie typu jonatan, które mają korzenie tak głęboko w ziemi, jak wyrastają ponad nią. Ale płytko ukorzenione drzewa, tak do 9 cm w glebie, nie przetrzymują takiej pogody. Na pewno będą spore straty - ocenia rolnik. Zagrożone wyschnięciem są również drzewa, zwłaszcza młode jabłonki, które już mają żółte liście.
To będzie zły rok także dla miłośników łąckiej śliwowicy. W tym roku zabraknie śliwki węgierki. - Jeszcze nie jest dojrzała, a już owoce spadają. Nie będzie czego zebrać - martwi się Krzysztof Gondek. - Pewnie będzie trochę śliwowicy, ale znacznie mniej niż w poprzednich latach, przez co będzie droższa. Nie ma owoców, nie ma trunku - kwituje łącki sadownik.
Na Sądecczyźnie sadownictwo jest podstawą utrzymania wielu gospodarstw głównie w gminach Łososia Dolna, Łukowica i Łącko. - To jest kilka tysięcy większych i mniejszych producentów, którzy żyją z jabłek i owoców - mówi Jan Golonka, prezes Grupy Producenckiej Owoc Łącki, ogrodnik z wykształcenia i sadownik. - Żeby wyjść na swoje trzeba zebrać z hektara sadu co najmniej 50 ton jabłek. W tym roku to się nie uda. Wkrótce zaczną się zbiory w sadach. Wtedy zobaczymy skalę problemu, ale wielkich nadziei na dorodne i smaczne jabłka nie należy sobie robić - spodziewa się Jan Golonka.
Liczą na wojewodę
Sadownicy z gminy Łącko mają nadzieję, że w związku z panującymi upałami i brakiem deszczów wojewoda ogłosi stan klęski suszy. Jednak jak nam powiedział rzecznik wojewody małopolskiego Paweł Brodowski, takie upały są w przyrodzie normą i nie można jeszcze mówić o klęsce żywiołowej.
Jednak w 12 województwach już powołano komisje szacujące straty. W całym kraju jest ich obecnie 809. Komisje nie zostały jeszcze powołane tylko w województwach: małopolskim, śląskim, świętokrzyskim i zachodniopomorskim, ale to kwestia czasu.
Czy to już jest klęska suszy?
Jan Dziedzina, wójt gminy Łącko: - Wybieram się do wojewody małopolskiego z dwoma sadownikami, żeby opowiedzieć mu, co się dzieje w naszych sadach, bo może z daleka nie widać problemu. Wody brakuje, zwłaszcza w terenach górskich. Więc nawet gdybyśmy chcieli podlewać drzewa, to nie mamy czym. Poza tym zraszanie kilku hektarów naraz nie jest proste, ani tanie. Mamy duży problem. Potrzebne jest wsparcie rządu.
Jan Brodowski, rzecznik prasowy wojewody małopolskiego: - Należy przypomnieć, że stan klęski żywiołowej ogłasza premier rządu, a nie wojewoda. W Małopolsce nie mamy obecnie suszy rolniczej. Nie ma też suszy hydrologicznej, mimo medialnych doniesień o kłopotach z wodą. Owszem, niektóre gospodarstwa mają problem, jednak większość rolników sobie w obecnej sytuacji radzi. Takie zjawiska jak upały występują już od lat i nie jest to nic nowego w przyrodzie. Warto też podkreślić, że stan klęski żywiołowej ogłasza się dla całego województwa, a nie dla jednej gminy.
Źródło: Gazeta Krakowska