Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Sławek zwabi każą łanię

Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
Sławomir Pawlikowski z Łabowej, mistrz w nawoływaniu zwierząt, robi furorę w "Mam Talent" .Przytacza mrożące krew w żyłach historie, jak ucieczka przed lochą na drzewo i szarża łosia

- Nigdy nie bałem się zwierząt - mówi Sławomir Pawlikowski. - Nasłuchiwałem odgłosów, uczyłem się je rozpoznawać. Miałem dziesięć lat, gdy zbierając grzyby natknąłem się na lochę z warchlakami. Musiałem przed nią uciekać na drzewo. Kilka razy fuknęła, obeszła pień i było po wszystkim.
Od 15 lat zajmuje się propagowaniem, a od czterech lat uczeniem myśliwych szlachetnej sztuki wabienia. Jest tak nazywana, bo pozwala uniknąć zamieszania w lesie i jest najmniej inwazyjną metodą polowań. Podczas polowania z nagonką na dziki myśliwi, chcąc nie chcąc, przeganiają mnóstwo innych zwierząt, mających np. w tym czasie okres ochronny. Wabienie pozwala przyciągnąć tylko określony gatunek, gdyż inne na te odgłosy nie reagują.
Do największych sukcesów Pawlikowski zalicza zwabienie prawie 20 byków łosi w ciągu tygodniowego polowania na Białorusi. Okazałe łopatacze wchodziły myśliwym pod lufy. Wabił je z ziemi, bo gdyby stał na ambonie domyśliłyby się, że to podstęp. Zrobiło się niebezpiecznie, gdy po zmierzchu zbliżyły się dwa byki, stękające z dwóch stron lasu. Traktowały się jak konkurenci w walce o łosze, więc buzował w nich testosteron. Gdy na polanę cicho zakradł się jeden z łosi, zaczął szarżować na ludzi, myśląc, że ma przed sobą byka. Któryś z myśliwych krzyknął i zwierzę ważące 400 kilogramów stanęło w miejscu. - Choć byk jest wielki, to czuje respekt przed człowiekiem - podkreśla wabiarz. - Poszedł w swoją stronę. Następnego dnia został odstrzelony przez białoruskiego myśliwego. Jego poroże ważyło 16 kilogramów.
Do wabienia zwierząt Sławomir Pawlikowski używa profesjonalnych wabików, doskonale imitujących ich odgłosy. Jednak nie wydają odpowiednich dźwięków, jeśli nie potrafi się na nich "grać". Drapieżniki wabi dźwiękami wydawanymi przez ich ofiary. Jako przykład podaje kniazienie, czyli odgłosy zająca, który znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie może oprzeć się mu np. lis. Sam odgłos jednak nie wystarczy, by odnieść sukces. Trzeba bowiem znać lisią inteligencję. Zwierzak najpierw biegnie w kierunku, z którego dochodzi kniazienie, a potem zaczyna się zakradać. Chce mieć pewność, że nie trafi na większego drapieżnika, który mógłby być groźny. - Wabienie jest najstarszą z metod używanych do tej pory w łowiectwie - mówi Pawlikowski. - Myśliwi posługiwali się tym, co stworzyła przyroda, na przykład muszlami trytona czy rogami krowy węgierskiej. Wykorzystywali też przedmioty z ich otoczenia, na przykład szklane klosze lamp naftowych, które świetnie rezonują.
W arsenale profesjonalnego wabiarza takich wynalazków nie ma. Prócz drogich wabików są też dłonie, przy pomocy których można przywołać byka.
- Udawało mi się to robić, gdy byłem dzieckiem i teraz też się sprawdza - podkreśla wabiarz z Łabowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska