Jest to bowiem kolejna danina oddawana państwu, coś w rodzaju podatku, więc nie podlega konstytucyjnej ochronie własności. Oznacza to, że politycy mogą z twoimi pieniędzmi zrobić, co chcą.
Osoba, która osiągnie wiek emerytalny, ale będzie odprowadzała składki emerytalne do ZUS krócej niż przez 25 lat, np. przez 16, nie dostanie grosza emerytury, choćby przez te lata oddała ZUS milion złotych. Rozwiązaniem dla takich pechowców mogłyby być pieniądze zgromadzone w OFE, będące naszą własnością, które mogą być dziedziczone. Ale nie będą. Politycy chcą bowiem drugi emerytalny filar zlikwidować, a zgromadzone tam ponad 260 mld zł przenieść do ZUS. Możemy być pewni, że przy najbliższej okazji kolejna ekipa uzna je za swoją własność.
Większość osób ma gdzieś czy Rostowski z Tuskiem zlikwidują OFE. Wierzą bowiem, że ZUS daje im gwarancję, że dostaną emeryturę. Może i tak. Tylko jak wysoką? To, ile każdy z nas dostanie, zależy wyłącznie od politycznej decyzji, sytuacji finansowej budżetu.
Wysokości emerytur w stosunku do zgromadzonych składek od lat maleją. Emeryci z tzw. starego portfela, którzy już są na emeryturze, otrzymują wyższe świadczenia od tych, którzy skończą karierę zawodową za np. 5-7 lat. Natomiast dzisiejsi 40-latkowie, gdy skończą karierę zawodową - otrzymają jeszcze mniej.
Jak w takiej sytuacji zabezpieczyć sobie jesień życia? Z raportu Instytutu Globalizacji "Cena państwa 2013" wynika, że w tym roku każdy z nas odda fiskusowi co najmniej 1000 zł więcej niż rok wcześniej. Gdyby to do kogoś nie przemawiało, to - posiłkując się dr. Tomaszem Telukiem z tego instytutu - dodam, że oddajemy politykom więcej niż "wydajemy na ubrania, żywność, opiekę zdrowotną, edukację i opłaty". Jak to możliwe? Chociażby dlatego, że płacimy więcej z tytułu podatku VAT i akcyzy.
Z raportu wynika także inna ciekawa konkluzja. Otóż bardziej opłaca się nam pracować na umowach śmieciowych, niż na etatach. Zarabiamy na nich więcej, bo nie płacimy składek do ZUS, a o emeryturę możemy przecież sami zadbać.
Według Marka Łangalisa, eksperta wspomnianego Instytutu Globalizacji, osoba zatrudniona na umowę-zlecenie, opłacająca składkę w NFZ, zyskuje miesięcznie co najmniej 713 zł. Gdyby całą tę kwotę lub jej część zainwestowała na przyszłą emeryturę, zyska więcej niż otrzymałaby z ZUS czy OFE. Kolejnym argumentem przemawiającym za pracą na umowę-zlecenie jest to, że osoba zarabiająca 3800 zł miesięcznie zyskuje 12 tys. 600 zł rocznie więcej niż gdyby pracowała na etacie. Sporo!
Wnioski z tego raportu nie są ciekawe dla szefów związków zawodowych, jak i rządzących polityków. Może się bowiem okazać, że we wrześniu, w zapowiedzianych przez organizacje związkowe protestach, domagających się likwidacji umów śmieciowych, obok związkowców staną politycy z ekipy Donalda Tuska. Będzie ciekawie.
A poważniej, to zmagania o społeczny aplauz w związku z zagarnięciem naszych pieniędzy z OFE, o co zabiega minister Rostowski, dobrze oddają słowa Andrzeja Majewskiego, aforysty, pisarza: "Polityka to wielka sztuka. Trzeba ludzi przekonać, że muszą płacić za to, że się ich okrada".
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+