https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki". Zastraszanie i aresztowania, czyli historie białoruskich dziennikarzy opozycyjnych

Aleksandra Kiełczykowska
"Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki". Zastraszanie i aresztowania, czyli historie białoruskich dziennikarzy opozycyjnych
"Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki". Zastraszanie i aresztowania, czyli historie białoruskich dziennikarzy opozycyjnych fot. lukasz gdak/polska press
Równo rok temu – 9 sierpnia, odbyły się na Białorusi sfałszowane wybory prezydenckie, które wygrał ponownie Aleksander Łukaszenko. Także równo rok temu Białorusini wyszli na ulice, by protestować przeciwko fałszerstwu, a niezależni dziennikarze z narażeniem życia relacjonowali, co się dzieje w państwie.

Rok po wybuchu protestów na Białorusi oraz sfałszowanych wyborach, które ponownie wygrał Aleksander Łukaszenko, swoja premierę ma książka "Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki". To w niej opisane zostały historie niezależnych, białoruskich dziennikarzy, między innymi Ramana Pratasiewicza i Sciapana Puciły, dzięki którym Białorusini z każdego zakątka kraju sami pokazywali, co działo się u nich po ostatnich wyborach.

Książka powstała dzięki współpracy dziennikarzy z wielu polskich redakcji – TVN24, Radia zet, Telewizji Polsat czy TVP Info.

– Białoruscy dziennikarze mówią krótko: najważniejsze, żebyście o nas nie zapominali – mówił Michał Potocki, współautor i redaktor książki. – Ale chodzi też o to, by to oni nie musieli zapomnieć o wykonywaniu swojego zawodu lub nawet o wolności. A do tego potrzebne są pieniądze.

Książka zaczyna się reportażem dotyczącym historii Juliji Słuckiej, szefowej białoruskiego Press Clubu, której zapiski z ponad sześciomiesięcznego już pobytu w więzieniu boleśnie uświadamiają odczłowieczenie tamtejszego systemu.

- Kiedy mówi się o Białorusi, podaje się suche liczby: że 40 tysięcy ludzi zostało zatrzymanych od początku kampanii wyborczej, że jest ponad 600 osób mających dzisiaj status więźniów politycznych, ale w tej dużej statystyce gdzieś tam giną konkretny dotyczące tego, co tak naprawdę te represje oznaczają dla poszczególnych ludzi, rodzin, dla Białorusinów – tłumaczył podczas konferencji Michał Potocki.

Dochód ze sprzedaży książki trafi do Informacyjnego Biura Białoruś w Fokusie, które przeznaczy pieniądze na pomoc represjonowanym dziennikarzom. Ci natomiast potrzebują ich na pomoc prawną, sprzęt czy bezpieczny kąt.

Nie zostało wielu

- Prawda jest taka, że mało kto został na miejscu – powiedziała AiP Natasza Skupińska, przedstawicielka Biura Informacyjnego Białoruś w Fokusie. – 29 przedstawicieli mediów w tym momencie siedzi w więzieniu, a reszta raz na jakiś czas jest zatrzymywana na dwa tygodnie. Potem ich wypuszczają – tłumaczyła.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gajewska o poparciu wyborców dla Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓

Jak przekazała, wiele redakcji wyjechało z kraju do między innymi Polski czy Litwy, gdzie dużo bezpieczniej jest wykonywać swój zawód. – Media są likwidowane. Ponad 50 portali informacyjnych w tym momencie jest zablokowanych na miejscu. Niektóre z nich wyrokiem sądu zostały uznane za ośrodki treści ekstremistycznych – wyjaśniła Skupińska.

Mówiąc o sytuacji niezależnych dziennikarzy na Białorusi Andrzej Pisalnik, białoruski dziennikarz, zmuszony do ucieczki z ojczyzny, podkreślał, że większość z nich po prostu musiała wyjechać z państwa.

- I jeśli mówimy o sytuacji niezależnych dziennikarzy białoruskich to nie możemy de facto mówić o sytuacji na Białorusi, bo to sytuacja na emigracji. Jak wygląda sytuacja dziennikarzy na emigracji to już kwestia tego, jak potrafią się zorganizować w kraju, do którego musieli uciec – zaznaczył.

Aresztowania, zarzuty i wysłanie do koloni

Ci niezależni dziennikarze, którzy pozostają w państwie muszą liczyć się z aresztowaniami, ciągłym czekaniem na wyrok, czy nawet skazaniem na zesłanie do łagru. Ale nie tylko sami dziennikarze są karani przez władzę, także ich rodziny są wpadają w niełaskę białoruskiej władzy.

- Przede wszystkim to aresztowanie, postawienie zarzutów i osadzenie w areszcie śledczym bądź administracyjnym. W administracyjnym to jest łatwa forma, bo nie oznacza zarzutów karnych – mówił Pisalnik o tym, jak zastraszani są opozycyjni dziennikarze. - Ale jak już ktoś usłyszy zarzuty karne, to musi liczyć się z perspektywą długiego śledztwa i pobytu w areszcie, co jest bardzo trudne – mówił.

Jednak represje nie powodują, że maleje liczba niezależnych dziennikarzy, którzy piszą o tym, co dzieje się w państwie. – Co prawda dużo pieniędzy wydajmy jako różne organizacje na pomoc psychologiczną. Jednak mało ludzi w tym momencie zmienia pracę, ponieważ wiedzą, że nie opuszcza się tonącego statku – zaznaczyła Skupińska.

Skupińska przekazała także, że cały czas jest duże wsparcie dla prowadzonych dla dziennikarzy zbiórek. - Jest to zaskakujące, ponieważ minął rok, zbiórek jest dużo i cały czas pojawiają się różne nowe – zakończyła.

Czy protesty powrócą?

Wszyscy pamiętają protesty, które wybuchły bo sfałszowanych wyborach. Białorusini masowo, ale spontanicznie, wyszli na ulice miast, bo sprzeciwić się ponownemu wyborowi Łukaszenki na prezydenta.

- Ja myślę że ten protest, poczucie niezgody sytuacją we wszystkim, co się dzieje na Białorusi zostało stłumione – uznał dziennikarz. - I to jest zrozumiałe, bo teraz Białorusi można dostać mandat albo trafić do aresztu za naklejenie na szybie białej kartki albo ze nałożenie skarpetek biało czerwono białych w barwach narodowych – dodał.

Jednak zdaniem Pisalnika ciężko przewidzieć, czy te protesty teraz lub za jakiś czas się odnowią. - Kiedy rok temu wybuchły, to w dużej mierze była to spontaniczna reakcja ludzi. To nie było tak, że ktoś wydał jakieś rozporządzenie, jakieś rozkazy i ludzie poszli protestować. Ludzie wchodzili małymi grupami i potem zlewało się to w potężne tysięczne manifestacje – mówił.

Zaznaczył, że nie wie, czy protesty w takiej formie, w jakiej wybuchły w zeszłym roku po wyborach prezydenckich miałyby sen, ponieważ „mimo tego że były bardzo masowe, nie doprowadziły do żadnego skutku”.

- To też jest kwestia tego że ludzie protestowali spontanicznie nie mając żadnej agresji i nie mają zamiaru niczego niszczyć, nikogo krzywdzić. Po prostu ludzie naiwnie myśleli, że dyktator, kiedy zobaczy jak dużo jest niezadowolonych i niezgodnych z tym, że pozostaje dyktatorem, że dyktator się opamięta i ustąpi. A dyktator nie ustąpił – zakończył.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Czy Tusk kiedykolwiek potępił działania Łukaszenki jak potępia działania Kaczyńskiego ?

Wybrane dla Ciebie

Wisła walczy o dobre miejsce przed barażami. Bruk-Bet Termalica już świętuje, ale…

Wisła walczy o dobre miejsce przed barażami. Bruk-Bet Termalica już świętuje, ale…

Będą kolejne zmiany na drodze do Morskiego Oka. Czy zwiększą bezpieczeństwo turystów?

Będą kolejne zmiany na drodze do Morskiego Oka. Czy zwiększą bezpieczeństwo turystów?

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska