Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patriotyzm destrukcyjny. Czemu niechętnie wspominamy 4 czerwca 1989 roku?

Jerzy Surdykowski
fot. archiwum
Niedawna rocznica 4 czerwca 1989 roku - mimo wysiłków prezydenta Komorow- skiego - przeleciała niepostrzeżenie. Czyżby dlatego, że nie była okrągła, bo dopiero za rok minie ćwierćwiecze od tamtych wiekopomnych chwil? Pewnie wtedy będzie okazja do bardziej solennej celebracji. Ale może dlatego, że wybory nie były całkiem wolne; rozpadająca się partia komunistyczna zarezerwowała tyle miejsca, że jej klęska wydawała się niemożliwą, a kompromis z "Solidarnością" potrzebny był jako parawan osłaniający słabość zmarniałej dyktatury?

Były jednak na tyle wolne, że ludzie stojący nareszcie wobec realnego wyboru mogli głosować na złość rządzącym. Żywioł wolności wpuszczony przez wąziutką szczelinę rozszalał się z siłą tsunami. Sukces przerósł nas samych.

Ale przerósł on także cały świat. Dopiero teraz ujawniane są depesze dyplomatyczne z tamtych lat, gdzie PRL-owscy ambasadorzy relacjonują jak wystraszeni przywódcy Zachodu przestrzegają, byśmy nie posunęli się za daleko, nie naruszyli "europejskiej stabilności", nie potargali zbytnio "żelaznej kurtyny". Ale już wtedy dzięki odwadze polskich wyborców owa stabilność ze Związkiem Sowieckim na czele leżała w gruzach, a Niemcy z ówczesnej NRD uciekając na Zachód przez Warszawę i Budapeszt pokazali, że kurtyna jest już sparciała. Za naszym przykładem ruszyli w swój marsz ku wolności obywatele Węgier, Czechosłowacji, wschodni Niemcy i nieco później pozostałe "demoludy". Po dwu latach upadł wreszcie Związek Sowiecki. Jeśli kiedykolwiek ucieleśniło się stare hasło polskich powstań "za wolność naszą i waszą", to właśnie wtedy. Więc dlaczego wspominamy to zwycięskie i niezbrojne powstanie tak niechętnie i wstydliwie?

Czy dlatego, że - jak w każdym z polskich powstań - do walki ruszyła zaledwie garstka? Dobrze pamiętam jak nieliczna była wychodząca z podziemia "Solidarność", jak niewielu ludzi angażowało się czynnie w przygotowanie wyborów, dominowała obojętność, zmęczenie i wyczekiwanie. Wynik z 4 czerwca nie był dowodem poparcia dla opozycji, ale złości i zniechęcenia, jakie budził system dotychczasowy. W wyborach wzięło udział ledwie 61 procent uprawnionych, potem było tylko gorzej. Innym dowodem jest późniejszy o półtora roku sukces szalbierza Tymińskiego, który kandydując na prezydenta pokonał Mazowieckiego i mocno zagroził Wałęsie.

A może to dlatego, że okrągłostołowa ugoda była kompromisem? A jeśli kompromis, to trzeba zasiąść z dotychczasowym wrogiem przy wspólnym stole, uznać jego prawo do istnienia, przymknąć oczy na nieprawości. Tylko rewolucja pozwala postawić go przed plutonem egzekucyjnym, a przynajmniej pozbawić niesłusznie zdobytego majątku. Ale Rumunia, gdzie przewrót był krwawy i rewolucyjny, nie uniknęła jeszcze bardziej bezczelnego panoszenia się byłych komunistów niż u nas, doświadczyła kolejnych wstrząsów i zapaści, które znacznie mocniej pogrążyły słabiutkie państwo i gospodarkę. A niegdysiejsi liderzy, którzy - jak się wtedy wydawało - skuteczniej poszli śladem polskiej ewolucji, tym bardziej, że wspierał ich lepszy niż u nas stan gospodarki? Dawne NRD wciąż jest zacofaną częścią Niemiec. Węgry pogrążył brak dalszych reform i zbytnia pewność siebie, Czechosłowacja sama się zmarginalizowała przez podział na dwa państewka. Tylko Polska konsekwentnie poszła własną drogą i my jesteśmy dziś liderem przemian, wzorem skuteczności. Tylko dlaczego nie chcemy tego pojąć, z tego się radować?

Tego samego dnia pod domem Lecha Wałęsy odbyła się demonstracja upamiętniająca zupełnie inną rocznicę, bo upadku rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku. Przez płot rzucano srebrniki, nie wiadomo czy prawdziwe, ale w intencji judaszowe. Niech się "Bolek" lęka prawdziwych Polaków! Oto kwintesencja naszego patriotyzmu. Czci on klęski, nie pamięta o zwycięstwach. Najbardziej jednak celebruje sam siebie. Bo zawsze jest to patriotyzm przeciw komuś, a nie patriotyzm jednoczący. Może to dziedzictwo historii, kiedy zawsze pod biało-czerwoną flagą zbieraliśmy się, aby walczyć i protestować, nigdy dla świętowania i radości. Dlatego dominującym uczuciem jest złość. Tak wtedy, jak teraz.

Ale jeśli ona wystarczyła, aby obalić komunizm, to czy w nadchodzącym za półtora roku festiwalu kolejnych wyborów potrafi wyłonić rząd lepszy i mądrzejszy?

***
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska