MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Paulinko, co robisz na cmentarzu?

Katrzyna Janiszewska
22-letnia Paulina Wojciechowska (na zdj.) była piękną, mądrą dziewczyną. Chciała zostać stewardesą. - Cierpię, bo moja córka tylu rzeczy już nie przeżyje - mówi Joanna Wojciechowska.
22-letnia Paulina Wojciechowska (na zdj.) była piękną, mądrą dziewczyną. Chciała zostać stewardesą. - Cierpię, bo moja córka tylu rzeczy już nie przeżyje - mówi Joanna Wojciechowska. reprod. Robert Szwedowski
Kierowca jechał za szybko... 22-letnia Paulina z Wieliczki zginęła w wypadku drogowym w Zakopanem. Dla jej mamy, Joanny, świat skończył się w czwartek wieczorem. Wysłuchała jej Katarzyna Janiszewska.

Wkładam głowę do szafy i wącham ubrania. Został twój zapach. Nie mogę ich tknąć, nic z nimi zrobić. I jeszcze twój portfel. A w nim moje zdjęcie. To mnie najbardziej dobija. Zostałam okaleczona psychicznie. Na początku tak nie czułam. Teraz uświadamiam sobie, że już Cię nie zobaczę. Powoli dochodzi to do mnie. Jest przeraźliwa tęsknota, niewyobrażalna. Bo wiem, że moje dziecko nigdy nie wróci.

Byłaś przepiękną dziewczyną. Z długimi, czarnymi włosami i wielkimi, zielonymi oczami. Bardzo dbałaś o urodę. Zawsze po kąpieli nakładałaś te swoje kremy, balsamy.
Potrafiłaś się cudnie ubrać. Jak się gdzieś szykowałaś, na spotkanie, biegałaś po domu i wszystkie ubrania fur, fur, fur leciały z szafy. A ja pomagałam, podsuwałam: to weź, to ubierz. Mam w głowie twój obraz w płaszczyku, który sobie przywiozłaś z Francji, do tego buty na obcasie, wymalowane oczy. Powiedziałam wtedy: córeczko, aleś ty piękna! Może matka nie powinna tak chwalić? Uwielbiałam z tobą wychodzić, spotykać się na mieście. Wszyscy się za tobą oglądali. Taka byłam dumna.
W czerwcu koleżanka zaprosiła cię na urodziny, do Zakopanego. Miałaś dużo znajomych, byłaś lubiana. Przed wyjazdem kupiłaś sobie żółty sweterek. Zdziwił mnie ten kolor, bo wcześniej się tak nie ubierałaś. Ale powiedziałaś: teraz stawiam na pastele. Do tego dżinsy. I nowe balerinki. Tak musiałaś być wtedy ubrana. Tych rzeczy brakuje w szafie.
Chciałaś zostać stewardesą. Złożyłaś podania do różnych linii lotniczych. Ale, pamiętasz, mówiłam ci, że musisz jeszcze podszlifować angielski. Lubiłaś podróże, życie na walizkach. Byłaś przebojowa, potrafiłaś się odnaleźć w każdej sytuacji, w każdym środowisku. Cały czas szukałaś swojego miejsca. Nawet pokoju nie urządziłaś jakoś specjalnie. Trochę się o to złościłam. Teraz rozumiem, że to nie było to, gdzie chciałaś zostać na stałe. Nie lubiłaś tego małego, wielickiego grajdołu. I fałszu. Tego nie znosiłaś najbardziej.
W poniedziałek śniło ci się, że miałaś wypadek. Opowiadałaś mi o tym. A mnie się śniła babcia, zawsze mi się śni na złe. Powiedziałam: uważaj na siebie Paulinko. Takie gadanie. Teraz to wszystko wraca.
We wtorek wyszłyśmy z domu razem. Ty do mechanika, bo coś stukało w twoim audi. I na solarium. Chciałaś, żebym szła z tobą, ale musiałam zawieźć siostrzyczkę Noemi na lekcje baletu. Byłaś radosna, uśmiechnięta, szczęśliwa. Za parę tygodni miałaś kończyć 23 lata. Już planowałaś gdzie urządzić urodziny. Chciałaś jechać do ojca, do Warszawy. Wcześniej, od naszego rozwodu, nie utrzymywaliście kontaktu. Dopiero niedawno wyciągnął do ciebie rękę. Zaproponował pracę w swojej firmie na Malcie. Widziałaś, jak jest mi ciężko, kiedy przez 10 lat sama wychowywałam dzieci. I zawsze byłaś dla mnie wsparciem.
Pewnie wróciłaś do domu przebrać się, spakować na wyjazd do Zakopanego. Kiedy przyszłam, już cię nie było.

Słyszałyśmy się w czwartek rano, 7 czerwca. Dzwoniłaś i mówiłaś, że idziesz na Antałówkę. Nie wzięłaś z sobą odpowiednich butów, matka chłopaka pożyczyła ci swoje adidasy. Trochę za małe i cię obtarły. Więc kiedy schodziliście to chłopak niósł cię na barana. Nigdy nie byłaś bardzo religijna. Pytałaś: "Co to dziś jest za święto? Bo chłopak mnie ciągnie do kościoła". Po drodze rozmawialiście o tym, co znaczy ateista - on wcześniej nic na ten temat nie wiedział. Zgodził się, że jeśli nie chcesz, nie musicie iść na mszę. Ale chciałaś, zostałaś do końca. Akurat wtedy poszłaś. Pierwszy raz od dawna.
A ja przez cały dzień oprowadzałam po kopalni w Wieliczce reprezentację Włochów, którzy przyjechali na Euro: dwóch bramkarzy i trenera. Jacy oni byli mili! Dostałam od nich autografy, zrobiliśmy sobie zdjęcia. Taka byłam szczęśliwa, miałam dobry dzień. Gdy tylko wyszłam z pracy, zadzwoniłam do ciebie, żeby się pochwalić. I powiedzieć, że mogę wziąć autografy od innych piłkarzy dla twoich koleżanek.
Ale nie odbierałaś.

Robiłam kolację, kroiłam mięso. Było już ciemno. Około godz. 20 zadzwonił telefon. Wyświetliło się, że to Paulinka. Ale okazało się, że dzwoni twój chłopak. Powiedział, że mieliście wypadek. Pytam: jak Paulinka, jest przytomna? A on, że tak, tak, badają ją lekarze. Dobrze - mówię - to zadzwoń, jak będziesz wiedział coś więcej. Rozmawiał normalnie, nic mu nie było, sądziłam, że to stłuczka. No i dalej kroję to mięso. Szynkę wieprzową. Pamiętam, że na obiad miał być gulasz. Teraz nie mogę na nią patrzeć, nie kupuję jej.
Za chwilę zadzwoniła koleżanka. Strasznie płakała, krzyczała: Niech pani tu przyjeżdża, Paulina wygląda okropnie! Wsiadłam z twoim bratem w samochód. Ale moje myślenie dalej nie dopuszczało najgorszej możliwości. Wzięłam nawet szlafrok, rzeczy, które mogą ci się przydać w szpitalu. I kolejny telefon, żeby jednak nie jechać, że Paulinkę wiozą do Krakowa. Lekarz starał się być delikatny, powiedział: stan jest poważny i musieliśmy córkę zaintubować. Myślałam, że taka jest procedura.
Kiedy cię przywieźli wyglądałaś spokojnie. Miałaś zabandażowaną głowę. Denerwowało mnie ględzenie w punkcie przyjęć, bo przecież każda minuta się liczy. W końcu zabrali cię na tomograf. Za chwilę przywieźli jakiegoś chłopaka. Pognali z nim na blok operacyjny. Pomyślałam: nie tylko ja będę tej nocy cierpieć. A twój brat mówi: mamuś, to była ona! Nie poznałam własnego dziecka! Ogolili cię na łyso. Obcięli te piękne, czarne włosy, o które tak dbałaś. Pomyślałam sobie: Boże, jak ja jej to wytłumaczę, co powiem, kiedy zobaczy, że nie ma włosów? To był wtedy mój problem.

Czekałam w ciemnościach za drzwiami bloku operacyjnego. Po dwóch godzinach wyszedł lekarz. Zdenerwowany. Nawet trochę niemiły. Ale wiem, że był wściekły na sytuację. Powiedział dwa zdania: "Przyjechała z obumierającym pniem mózgu. Małe szanse". I tak mnie zostawił.
W szpitalu byli już twoi znajomi. Wszyscy ryczeli. A ja nie. Dalej to najgorsze nie przechodziło mi przez myśl. Później w internecie wyczytałam, że ten, który cię operował, to świetny lekarz, że tylu ludzi uratował, choć wydawało się, że mają zerowe szanse. Nabrałam nadziei.
W sobotę nastąpił kryzys. Od tego czasu twój stan z każdym dniem się pogarszał. Wtedy już wiedziałam... Przy próbach wybudzenia, odłączenia od respiratora, nie było prawidłowych odruchów. Badania pokazywały, że mózg nie żyje. Lekarze powiedzieli, żebyśmy się pożegnali, że możemy zostać dłużej. A ja chciałam stamtąd uciekać. Nie mogłam tego znieść. Tak ślicznie wyglądałaś. Byłaś taka jak zawsze: opalona, z pomalowanymi paznokciami. Miałaś półprzymknięte powieki. Tylko oczy były inne, czarne. Jakby źrenice rozlały się i zakryły tęczówkę.

Wizyta w prosektorium była koszmarem. Chciałam cię zapamiętać taką, jaka byłaś. Nie mogłam cię zidentyfikować, zrobiła to babcia. Przepraszam... takie mam wyrzuty sumienia. Później cierpiałam, kiedy musiałam grzebać w twoich rzeczach - w co mam ubrać swoje nieżywe dziecko?
Pogrzeb był krótki, bez gadania, żadnych śpiewów o aniołkach z nieba. Taki byś sobie życzyła. Słuchaliśmy rapera Grubsona, pięknej piosenki "Na szczycie". Napisał ją po śmierci przyjaciół. Nigdzie nie było klepsydr, bo nie zniosłabym ich widoku. A i tak mnóstwo ludzi przyszło na pogrzeb. Nie założyłam tabliczki z twoim imieniem na grobie. Pomyślałam, że to egoistyczne z mojej strony i poszłam zamówić. Ale teraz, kiedy przychodzę na cmentarz, wybucham płaczem. "Najukochańsza Paulinka Wojciechowska". Moja Paulinka. Co ona tu robi?

Kiedy się to stało był piękny, słoneczny dzień. Puste, suche ulice, dobra widoczność. Miał cię podwieźć tylko do samochodu, który zostawiłaś pod klubem. Kawałeczek, niedaleko. Nie zapięliście pasów. Bo to przecież blisko. Głupie tłumaczenie. A ty zawsze zapinałaś pasy. Gdy się wsiadało do twojego samochodu przypominałaś: zapnijcie pasy. Auto było sportowe, miało przyspieszenie, potężną moc. Wpadliście na latarnię. Podobno w takich sytuacjach w kierowcy automatycznie wyzwala się samoobrona. Podświadomie tak prowadzi, by ratować siebie. Jemu nic się nie stało. Wyszedł z wypadku bez szwanku. Ty uderzyłaś głową w szybę.
Dzień przed wyjazdem siedziałyśmy razem na kanapie. Oglądałaś jakiś filmik w i-phonie, z którym się nie rozstawałaś. A ja przeglądałam twój portfel. Znalazłam karteczkę: W razie wypadku zgadzam się na pobranie narządów. Zaskoczyło mnie to, nigdy nie rozmawiałyśmy na ten temat. Włożyłam karteczkę do portfela. Później, po wypadku, nie było jej tam... Zgodziłam się na przeszczep. Twoje nerki trafiły do dwóch mężczyzn. Przyjęły się, zostali wypisani ze szpitala. Dostałyśmy podziękowania.

Odkąd cię nie ma, nienawidzę być sama. Chcę czuć czyjąś obecność w domu, nawet nie musi być przy mnie. Ważne, że wiem, że ktoś jest. Dobrze, że mam dzieci. Ale to nie umniejsza cierpienia. W stosunku do nich staję się agresywna, przez tęsknotę za tobą.
Byłyśmy przyjaciółkami. Zwierzałaś mi się. A ja niecierpliwie czekałam na twój powrót. Wyciągałaś mnie do solarium: chodź ze mną mama. Ganiłaś, gdy nie chciało mi się ubrać. Pilnowałaś, żebym o siebie dbała, kupowała sobie ładne rzeczy. Co chwilę robiłaś mi prezenty. O czym marzyłam, czego w małżeństwie nie dostałam, ty mi kupowałaś.
W młodości bardzo chciałam mieć gruby, złoty łańcuch. Otwieram w święta prezent, a tam taki właśnie łańcuch. Albo ten płaszcz, który mam na sobie. Wiedziałaś, że mi się podobał. Wełniany, czarno-biały. I drogi. Nie kupiłam go, bo nie było mnie stać. Ale ty zapamiętałaś, jak go mierzyłam w sklepie i mi go kupiłaś. Torebki, kolczyki-serduszka, kosmetyki, co chwilę coś. Zawsze o mnie myślałaś. Wiem, że mnie kochałaś.
Teraz nie byłabyś ze mnie zadowolona. Chodzę w starym czarnym dresie i adidasach. Nie zależy mi na tym jak wyglądam, czy mam zafarbowane włosy czy nie.
Na niczym mi nie zależy. Jest coraz gorzej. Nic mnie nie cieszy. Na nic nie mam ochoty. Już nigdy nie będę szczęśliwa. Nie słucham muzyki. Nienawidzę chodzić do centrów handlowych - tylu tam uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi.

Cieszyłaś się kiedy jeździłam twoim autem. Mówiłaś: mama, weź moje. Nie wiem czemu tak. Może dlatego, że zawsze było zatankowane? Sprzedałam je. Nie mogłabym nim jeździć. Część rzeczy oddałam do PCK. Czarną torebkę, którą miałaś wtedy z sobą, też. Bo ta torebka była świadkiem wypadku. Lekarz mówi, że powinnam pozbyć się twoich rzeczy, żeby nie traktować ich jak fetysz.
Ale są takie, których nie oddam. Szczotkę, na której są twoje włosy, schowałam. Pędzel do pudru - powód naszego śmiechu. Pamiętasz jak Duduś ci go wykradał z torebki? Dalej są na nim odbite jego kły. Zawsze było: mama, patrz! Bo Duduś, cudo, biegnie. Ukradł bułkę ze stołu - o! jaki słodki!
Psy były twoim oczkiem w głowie. Dwa bulteriery - Tigra i Toro, zwany Dudusiem - uwielbiałaś je. Obcałowywałaś ich mordki. Jeśli gdzieś wyjechałaś, to pierwsze pytałaś co u nich.

Ostatnio nie oglądam telewizji. Najwyżej programy kulinarne. Czasem wiadomości. Na pasku, na dole ekranu przesuwają się informacje: jedna osoba zabita, dwie osoby zabite w wypadku. Nie ma dnia, żeby ktoś nie zginął. Zwracam na to uwagę. Wcześniej nie. Człowiek nie spodziewa się, że jego to spotka, że ktoś wychodzi i już nie wraca.
Twój brat wyjechał. Drugi zamknął się w sobie. Siostrzyczka Noemi przejęła zadanie pocieszania mnie. Nie tak powinno być. Staram się trzymać. Ale ona widzi łzy. I od razu jest: mamuś, w porządku? Jak się kąpię, sprawdza przez drzwi: mamuś wszystko dobrze? Zaczęła się bać. Kiedy ją odwożę do szkoły mówi: mamuś uważaj na siebie, jedź ostrożnie, przyjedź po mnie.
Na cmentarzu rozmawiam z tobą. Wtedy Noemi mówi: mamusiu, tu są tylko jej prochy. Paulinka jest z nami, w domu.

22-letnia Paulina Wojciechowska (na zdj.) była piękną, mądrą dziewczyną. Chciała zostać stewardesą. - Cierpię, bo moja córka tylu rzeczy już nie przeżyje - mówi Joanna Wojciechowska

Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska