- Naciskałam, ale nie było miejsca, aby się dobrze poślizgnąć. Czuję się źle, to dla mnie duży zawód. Przez całą karierę uczę się zaufania do nart. Presja była duża, ale nie decydująca. To nie koniec świata, ale muszę poważnie się nad wszystkim zastanowić – przyznała po zawodach Mikaela Shiffrin. Ma nad czym, bo dla niej igrzyska w Pekinie to na razie pasmo klęsk.
Amerykanka to złota medalistka z Soczi (2014) w slalomie i z Pjongczangu (slalom gigant) i jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek w historii dyscypliny. Przed startem rywalizacji w Pekinie (gdzie poleciała jako liderka Pucharu Świata) wymieniana była jako jedna z głównych kandydatek do medalu w obu konkurencjach. Nie zdobyła ani jednego - najpierw nie ukończyła giganta. W środę wypadła również z trasy już na samym początku (po sześciu sekundach od startu) pierwszego przejazdu slalomu.
- To nieprawdopodobne, że Mikaela odpadła tak wcześnie, zarówno w slalomie gigancie, a teraz w slalomie. Najwyraźniej coś jest nie tak - nie kryła swojego zdziwienia Niemka Lena Duerr (prowadziła po pierwszym przejeździe, ale skończyła poza podium), a widok załamanej Shiffrin obiegł świat. Rodaczkę i koleżankę po fachu pocieszała w mediach społecznościowych m.in. Lindsey Vonn.
Pierwszego przejazdu nie ukończyły również Polki - Magdalena Łuczak i Zuzanna Czapska (narzekająca na ból pleców Maryna Gąsienica-Daniel nie stanęła na starcie). Złoty medal zdobyła Petra Vlhova. Słowaczka była dopiero ósma po pierwszym przejeździe, ale brawurowy atak w długim zapewnił jej zwycięstwo. Druga była Austriaczka Katharina Liensberger, a trzecia Szwajcarka Wendy Holdener.
