Tego najstarsi krakowianie nie pamiętają. Pod Wawelem pojawił się objęty ochroną pelikan różowy. Skąd się tu wziął? Zdania na ten temat są podzielone. Natomiast co rusz zdumieni mieszkańcy dzwonią do ornitologów, by ci pomogli ptakowi.
Pierwszy sygnał o delikatnym pierzaku dotarł do ornitologów w drugi dzień świąt. - Ptak leciał wtedy od strony Bagrów w kierunku Bonarki - opowiada dr Kazimierz Walasz z Małopolskiego Towarzystwa Ornitologicznego.
- Dzień później z kolei rozmawiałem z krakowianinem, który widział go na trawniku przy moście Kotlarskim. Siedział tam około godziny, potem przeleciał poniżej zapory na Dąbiu - dodaje dr Walasz.
Z daleka można było jedynie stwierdzić, że ptak jest młody i należy do gatunku pelikana różowego. - Pierwszy raz widzimy taki okaz w Krakowie, i to w zimie - przyznaje dr Walasz. Podkreśla, że ptaki te żyją w Europie, w gorącej delcie Dunaju i basenie Morza Czarnego. Jednak nigdy nie zapuszczają się do Polski. Na zimę, podobnie jak inne ptaki, lecą na południe.
Dlaczego ptak pomylił kierunki? - Czasem jakiś osobnik zabłądzi lub poleci z innym stadem. Może tym razem tak było? - dywaguje dr Walasz. Dyrektor krakowskiego ogrodu zoologicznego, Józef Skotnicki, ma na ten temat inne zdanie. - Z bocianami czy innymi ptakami nie mógł przylecieć,
za bardzo się różnią - podkreśla.
Nie wiadomo, czy pelikan da sobie radę w mroźnym Krakowie. - Widziałem, jak łowił ryby, których Wisła jest pełna, więc myślę, że da sobie radę, a potem wróci na południe, do domu - przekonuje Kaziemierz Walasz. Dyrektor Skotnicki jest sceptyczny wobec tej koncepcji.
- Po pierwsze, nie wiadomo, jak mu będą smakować te ryby z brudnej rzeki - żartuje. - Myślę jednak, że nie ma siły wrócić i dlatego przesiaduje w Krakowie. Gdyby był zdrowy, już dawno poleciałby do domu. Ptaki nie zapominają drogi powrotnej - podkreśla Józef Skotnicki.
Dodaje również, że wobec zapowiadanych na najbliższe dni mrozów życie pelikana może być
w niebezpieczeństwie.
Czy można w takim razie jakoś pomóc? Co prawda w krakowskim zoo są pelikany i można by zgubę odstawić do zagrody dla tych ptaków, jednak jak podkreśla szef ogrodu zoologicznego, taka operacja graniczyłaby z cudem.
- Trzeba byłoby jakąś sieć załatwić i w ten sposób go odłowić - mówi Skotnicki. Przedstawiciele Towarzystwa Ornitologicznego przekonują jednak, że pomoc jest zbyteczna i ptak sam sobie
da radę.