Justyna Kowalczyk z biegiem łączonym ma dobre wspomnienia. Na igrzyskach olimpijskich w Turynie stanęła na najniższym stopniu podium, na mistrzostwach świata zgarniała złoto (2009) i srebro (2011). W Pjongczang Polka nie odegrała istotnej roli, ale jak sama przyznała, start ten był przede wszystkim olimpijską rozgrzewką i aklimatyzacją.
Charlotte Kalla z pierwszym złotem. Justyna Kowalczyk daleko [ZDJĘCIA]
Biegaczka z Kasiny Wielkiej zaczęła mocno, utrzymując się w czołówce, która stopniowo kurczyła się do dwudziestu kilku biegaczek, a której motorem napędowym były Norweżki z Marit Bjoergen na czele. Ze zmiany nart, po pokonaniu 7,5 km klasykiem, Kowalczyk wybiegła trzynasta ze stratą dziewięciu sekund do prowadzącej Heidi Weng, którą goniły rodaczki Ingvild Flugstad Oestberg i Bjoergen.
Na pętlach stylem dowolnym wszystko się zmieniło. Grupa walcząca o medal stopniała w oczach, odpadła z niej m.in. Kowalczyk. Kłopoty zaczęły mieć Norweżki, który honor ratowała Bjoergen, podczas gdy jej koleżanki z coraz większej odległości oglądały plecy rywalek. Na dwunastym kilometrze zaatakowała Szwedka Charlotte Kalla i jak się okazało był to zryw po złoto. Rozpaczliwa pogoń Bjoergen - która chciała zostać pierwszą w historii zawodniczką wygrywającą ten sam dystans na trzech kolejnych igrzyskach i dzięki siódmemu tytułowi samodzielną liderką wszech czasów biegaczek - nie na wiele się zdała. 30-letnia Kalla po raz trzeci w karierze sięgnęła po olimpijski laur (wcześniej na 10 km dowolnym w vancouver i w sztafecie w Soczi), natomiast trzecie miejsce zgarnęła Finka Krista Parmakoski. Druga z Norweżek, Heidi Weng, była dopiero dziewiąta.