Siłą tyszan byli Amerykanie. Dość powiedzieć, że LaParish Lewis i Keith Ray zdobyli 38 z 50 punktów. W I kwarcie oba przyłożenia dla gości to ich zasługa: najpierw Lewis wykorzystał podanie rozgrywającego Raya, następnie ten drugi przeprowadził 10-jardową akcję biegową. Obie te sytuacje przedzieliło celne kopnięcie z 26 jardów Marcina Masłonia.
Po pierwszej części było 3:12, a w drugiej przyjezdni rozkręcili się na dobre. Ponad 20-jardowe szarże Raya i Lewisa sprawiły, że wynik brzmiał 5:26. Cień nadziei gospodarzom dał touchdown rozgrywającego Filipa Mościckiego (po 12-jardowej akcji biegowej), ale sytuacja Kings po przerwie i tak była trudna.
Falcons nie zmarnowali szansy. Nie tylko nie pozwolili w trzeciej kwarcie zdobyć rywalom punktów, ale i powiększyli przewagę po akcji - a jakże - Lewisa (25-jardowy bieg), po której było już 12:34. W ostatniej kwarcie dwie kolejne skuteczne akcje przeprowadził Ray (wybrany MVP meczu: 3 touchdowny i dobre podania na trzy kolejne). Również dwukrotnie punktowali miejscowi (Mościcki po 6-jardowej akcji biegowej i Szymon Wesołowski po 16-jardowej).
Kraków Kings - Tychy Falcons 26:50 (3:16, 9:10, 0:8, 14:16)
Punkty: Mościcki 12, Wesołowski 6, Masłoń 6, Sroka 2 (safety) - Ray 20, Lewis 18, Pawęzka 6, Błazik 4, Kulawiak 2.