
W 2010 roku Polską wstrząsnęła informacja o trzech młodych góralach z Orawy, którzy ciągnęli psa rasy husky na lince za samochodem. Tak długo ciągnęli go za samochodem, aż odpadła mu głowa.
Do zdarzenia doszło w Lipnicy Małej.19-letni wówczas stolarz, został zatrzymany przez policję. Jechał oplem vectra, mimo że miał w wydychanym powietrzu prawie promil alkoholu. Nie był to jedyny powód, dla którego stróże prawa zatrzymali jeżdżący po Lipnicy Małej samochód - zauważyli bowiem, że za zderzakiem auta... wisiał psi łeb.
Był to efekt "zabaw" z dwoma kolegami. Cała trójka stanęła przed sądem.

W 2013 roku w Poroninie miejscowy gazda najpierw ogłuszył siekierą bernardyna, a potem poderżnął mu gardło i porzucił.
77-letni wówczas gazda został zauważony przez innego człowieka, który zaalarmował policję i media. Mężczyzna został zatrzymany. Na dodatek został surowo ukarany za swój czyn przez sąd.
Przed sądem tłumaczył, że bał się, że bernardyn zaatakuje jego owce i kozy. Sędzie jednak nie dał temu wiary. Gazda został skazany na miesiące bezwzględnego więzienia.

Ostatni przykład bestialstwa wobec zwierząt mieliśmy w czerwcu w Nowym Targu. - Pijany mężczyzna wrzucił prosto do wiru pod tama nieswojego jak się okazało połtorarocznego psa! Pies walczył, ale nie udało mu się z wody wydostać, bo nurt był za mocny! Facet tłumaczył, że chciał, żeby pies się ochłodził! Nie jego! Prosto do wiru pod tama! - napisała na facebooku pani Kinga, jednak z mieszkanek Nowego Targu, która była świadkiem całego zajścia.
Sprawa została zgłoszona policji, zaalarmowana została także straż pożarna. Zanim patrol dojechał na miejsce, mężczyzna odszedł. Strażakom nie udało się odnaleźć psa.
Policja ustaliła, że ów mężczyzna wrzucił do rzeki psa 11-letniego syna swojej partnerki. I to na jego oczach.

W maju 2016 roku w Białym Dunajcu góral zatłukł drągiem owczarka podhalańskiego. Bo ten... za wolno szedł.
Policja odebrała zgłoszenie o biciu psa od ludzi, którzy akurat przejeżdżali i widzieli całe zdarzenie. - Gdy na miejsce przyjechał nasz patrol, pies już nie żył - mówił wówczas Roman Wieczorek, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji.
Okazuje się, że owczarek podhalański został przekazany bacy z Białego Dunajca. Przekazali go ludzie, którzy musieli wyprowadzić się z Zakopanego. Umowa była taka, że jak pies się nie odnajdzie w nowym miejscu, jego poprzedni właściciele zostaną o tym poinformowani, żeby znaleźli dla psa nowe miejsce.
Tego samego dnia baca zlecił 62-letniemu juhasowi, żeby przeprowadził owczarka do innej bacówki. Pies jednak miał chore stawy, poruszał się nieco wolniej. To nie spodobało się mężczyźnie. Góral zaczął zwierzę bić tym, co miał pod ręką.