Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróż do Kambodży. W kraju biednych, pogodnych ludzi [ZDJĘCIA]

Katarzyna Ponikowska
Stolica Kambodży, Phnom Penh. Tam życie toczy się szybciej
Stolica Kambodży, Phnom Penh. Tam życie toczy się szybciej Katarzyna Ponikowska
Z podróży do Kambodży, kraju ciężko doświadczonego przez wojny, także domowe, Katarzyna Ponikowska wróciła zafascynowana mieszkańcami. Żyje im się niełatwo, ale promieniuje od nich pogoda ducha i optymizm.

Kambodża to inny świat. Nie tylko w porównaniu z Europą, ale nawet z sąsiadującymi Tajlandią i Laosem. Przekraczaliśmy granicę Laosu i Kambodży przejściem Trapaing Kreal. Oprócz zakurzonej drogi, leniwych strażników na granicy oglądających rozebrane dziewczyny na facebooku i busem, który zawiózł nas dalej, nie było tam nic.

Kambodża zaczyna się tam, gdzie są ludzie. To oni stanowią o kolorycie tego miejsca. Wszędzie tłumy kierowców tuk-tuków (taka azjatycka wersja rikszy, tylko napędzana skuterami), naganiacze do knajp i stoisk z pamiątkami, kobiety w pidżamach, które stanowią tu szczyt mody i setki skuterów, którymi podróżują czteroosobowe rodziny, czasem z całym dobytkiem.

***

Mieliśmy okazję jechać zdezelowanym busem z zapomnianego przez Boga miasteczka. Na protesty, że pięć osób z wielkimi bagażami nie da rady wejść do 15-osobowego busa, w którym już siedzi 25 Kambodżan, zdziwieni odpowiadali, że da się. Trzeba było wsiadać przez okno, przytulać się do współtowarzyszy podróży, uderzać głową o sufit, siedzieć z łokciem wystawionym przez okno, żeby było wygodniej, ale rzeczywiście się dało.

Kierowca nic nie robił sobie z przeładowanego busa i jego pasażerów. Pędził nim ponad 100 km na godzinę, nie zważając na dziury, przechodniów, cały czas trąbiąc.

***

Mimo że Kambodża to bardzo ubogi kraj, a dla mieszkańców kilka dolarów to jak dla nas wygrana w totolotka, ludzie są pogodni.

Potrafią się cieszyć z tego, co mają, choć nie jest im łatwo przeżyć. A jak już zaproszą kogoś do siebie, sami nie zjedzą, ale gość wyjdzie przejedzony.

Mieliśmy okazję przekonać się o tym osobiście.

***

Souka, mieszkający w Sihanoukville u wybrzeży Zatoki Tajlandzkiej, gdzie nie ma tłumów turystów i gwaru na plaży, był naszym przewodnikiem po Ream National Park. Zabrał nas łodzią na jedną z malowniczych, bajkowych wysypek, zapomnianych przez turystów.

- Wy to macie szczęście. Tyle możecie zobaczyć, do tylu miejsc możecie pojechać - zadumał się Souka. Przez całe życie marzy o tym, żeby zobaczyć największą atrakcję Kambodży, czyli Angkor, największy na świecie zabytkowy kompleks starych świątyń, który jest pozostałością po dawnej stolicy Imperium Khmerskiego (zajmuje ponad 400 km2).

***

W XI wieku miasto liczyło milion mieszkańców. Dziś Angkor przyciąga podróżników z całego świata. Ma czym. Przepiękne, monumentalne budowle ukryte pośród lasów, sąsiadujące z przepięknymi stawami, wpisane zostały na Listę Światowego Dziedzictwa.

Od Sihanoukville, gdzie mieszka Souka, do Angkoru jest około 500 km. Podróż komfortowym, nocnym autobusem z miejscami leżącymi kosztuje 20 dolarów, czyli ok. 60 zł.

- Nie mam tyle. Jakbym kupił bilet, nie nakarmiłbym rodziny - mówi Souka. Przed naszym gospodarzem jest teraz nie lada wyzwanie. Ma dwoje dzieci - 2 i 6 lat. Musi je posłać do szkoły, co w biednych rodzinach graniczy z cudem.
Ma trzy szkoły do wyboru: International school - 200 dolarów na miesiąc (gdzie chodzą tylko wybrane, najbogatsze dzieci, często z rodzin obcokrajowców osiedlających się w Kambodży); English school - 30 dolarów na miesiąc (stać na nią bogatych Kambodżan) i zwykła, rządowa szkoła, która z założenia jest darmowa.

- Trzeba jednak płacić co miesiąc 10 dolarów nauczycielom. Dwoje dzieci to już 20 dolarów. Nie wiem, jak sobie poradzimy... - mówi Souka.

Większość kambodżańskich dzieci zamiast w szkole bawi się na ulicy. Nie ma pieniędzy na naukę, bez nauki nie ma pieniędzy na dobrą pracę (tym bardziej, że z relacji Souki wynika, że chcąc dostać dobrą pracę trzeba mieć albo znajomości, albo zapłacić łapówkę). I koło się zamyka.

***

Poznaliśmy rodzinę Souki. - Jeszcze nikogo nie zaprosiłem do domu - przyznał.
Każdy turysta targuje się przed wyprawą. Wiadomo przecież, że w Kambodży targowanie to podstawa. - Pracuję tu prawie charytatywnie - powiedział nam Souka. - Całe pieniądze za oprowadzanie turystów i rejs trafiają bowiem do zarządu parku. - My zarabiamy 40 dolarów miesięcznie - zdradza.

Souka zaprosił nas na kolację. - Będzie mi bardzo miło. Ale naprawdę tego chcecie, nie będziecie się nudzić?

***

Umówiliśmy się na godz. 18. Pół godziny wcześniej przyjechał po nas do centrum tuk-tukiem. Z głównej, pełnej ruchu ulicy skręciliśmy w małą wąską i dziurawą uliczkę. Wszędzie śmieci. Obok bawiące się dzieci.

Zajechaliśmy przed dom, który nie różnił się od większości kambodżańskich domów. Zbita z desek mała chatka. Zamiast podłogi beton. Za kuchenkę służy coś, co jest podobne do starego grilla.

Na niewielkim podeście przykrytym ozdobną tkaniną miejsce dla nas. Bez krzeseł, stołów, po prostu deski. Lepszych i świeższych krewetek i kalmarów nie jedliśmy nigdzie!

***

W Kambodży mieliśmy okazję być pod koniec wprowadzonego tam w czerwcu stanu wojennego.
Na własne oczy mogliśmy zobaczyć, że informacje z przewodników turystycznych o napiętych stosunkach między Kambodżą a Tajlandią są prawdziwe. Narodowa wrażliwość była jeszcze mocniej widoczna.

Kiedy dotarliśmy na przejście Krong Paoy Paet, którym opuszczaliśmy Kambodżę jadąc do Bangkoku, na granicy uderzył nas straszny brud na ulicach, tłumy ludzi z walizami i tobołkami przesiadujących na drogach i krawężnikach, prowizoryczne legowiska, wojskowe auta wypełnione po brzegi ludźmi.
Totalny chaos jak podczas wojny.

- Nie mamy już czego tu szukać. Trzeba uciekać - mówili nielegalni imigranci, którzy wyjechali do Tajlandii za chlebem. Teraz masowo, w panice wracali, by uniknąć aresztowań i deportacji, którymi groziły nowe władze w Tajlandii.
Szacuje się, że Tajlandię opuściło nawet 180 tys. Kambodżan.

***

My natomiast opuściliśmy Kambodżę z ogromnym żalem.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska