Sobotnia msza święta w świętochłowickiej świątyni miała wyjątkowy wymiar. Rodzina, najbliżsi, przyjaciele żegnali śp. Barbarę, mając nadzieję, że czeka ją teraz w niebie tylko samo dobro. Tak nagle, niespodziewanie straciła bowiem szanse na szczęśliwe, pełne radości dni w życiu doczesnym.
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
Ksiądz proboszcz Damian Copek, żegnając świętochłowiczankę, podkreślił, że to niewyobrażalna tragedia, z którą tak trudno się pogodzić.
- Nie tak wartko płynie rzeka, jak nam szybko czas ucieka. Dla rodziny to teraz czas wielkiej żałoby. Przyszliśmy tu z ogromnej życzliwości, w nadziei, że nasze modlitwy za śp. Barbarę zostaną wysłuchane. Życie nasze zmienia się, ale się nie kończy. Dziś jest czas, by podziękować śp. Barbarze za te chwile, za ten czas, który spędziliśmy z nią razem. Za spotkania. Za rozmowy. Może razem pracowaliście, razem chodziliście do szkoły, byliście sąsiadami. To też czas refleksji. By zadać sobie pytanie, co my robimy dziś, kim jesteśmy? Jaką drogą życia iść? Bo w każdym momencie możemy zostać powołani do tego, by spotkać się z Panem – mówił ks. Damian Copek.
Urna z prochami kobiety spoczęła na miejscowym cmentarzu parafialnym. Żegnali ją m.in. rodzice, siostry, Łukasz, z którym stworzyła szczęśliwą rodzinę, wychowując syna i córkę. Pojawiła się bliższa, dalsza rodzina, znajomi, przyjaciele, mnóstwo mieszkańców Świętochłowic. Wszyscy zgodnie podkreślali, że to, co się stało, nie powinno mieć miejsca.
- Wypadek w Katowicach. Trwa zbiórka na pomoc prawną dla kierowcy autobusu
- Makabryczny wypadek w Katowicach. 19-latka zginęła potrącona przez autobus
- Basia zginęła przejechana przez autobus. Zbiórkę pieniędzy dla jej dzieci wstrzymano
- Tragedia w Katowicach. Autobus wjechał w grupę osób. 19-latka zginęła. W mieście wrze
- Dlaczego ona? Dlaczego tak młoda kobieta, młoda matka, musiała rozstać się najbliższymi, rodziną. Tego nie da się wytłumaczyć – mówili uczestnicy sobotniej uroczystości.
Pozostał teraz ogromny smutek, żal. Na cmentarzu polało się wiele łez...
Śp. Barbara zginęła tydzień temu, 31 lipca, w koszmarnym wypadku pod kołami autobusu. Kierowca autobusu linii 910 wjechał w grupę szarpiących się na jezdni osób, wśród których była 19-letnia kobieta. Prawdopodobnie próbowała rozdzielić awanturników. Tragiczne w skutkach chwile zdarzyły się w samym centrum Katowic, przy ulicy Mickiewicza.
Kobieta zginęła na miejscu. Osierociła 2-letnią córeczkę oraz 7-miesięcznego synka. Kierowca autobusu usłyszał zarzut zabójstwa oraz usiłowania zabójstwa dwóch innych osób. Zeznał śledczym, że bał się o swoje życie i zdrowie. Ruszył autobusem, myśląc, że grupa ludzi chce siłą wtargnąć do wnętrza pojazdu. Był trzeźwy, ale badania toksykologiczne krwi potwierdziły, że zażył leki przeciwdepresyjne i przeciwbólowe. Jak i czy w ogóle mogły wpłynąć na jego zachowanie, oceni dopiero powołany biegły.
