
Firmy chętniej niż kiedykolwiek sięgają po cudzoziemców, bo chętnych Polaków brakuje. Obok demografii powodem jest to, że intensywne rekrutacje nad Wisłą prowadzą przedsiębiorstwa z Niemiec, Holandii i Skandynawii. Tam deficyt kadr jest jeszcze dotkliwszy, dlatego trwa istna licytacja. Najnowszy magnes to „bonus powitalny” – 600 euro.

Firmy zrzeszone w Polskim Forum HR największe dochody osiągają z zatrudnienia pracowników tymczasowych (87 proc. z nich ma umowy o pracę). Tu także mamy do czynienia z boomem: w rok liczba takich pracowników zwiększyła się o 30 proc., do 87 tys., a liczba przepracowanych przez nich godzin w przeliczeniu na pełne etaty – o 59 proc.

Rekrutacje prowadzą w Polsce firmy z Zachodu, zwłaszcza z Niemiec, gdzie gasterbaiterzy z naszego kraju byli w ostatnich 30 latach podporą sezonowych sektorów gospodarki; chodzi zwłaszcza o robotników budowlanych oraz robotników rolnych zatrudnionych przy zbieraniu owoców oraz w przetwórstwie owocowo-warzywnym.

Szef Zrzeszenia Hoteli i Restauracji na wyspie Uznam, szacuje, że przed pandemią do pracy docierało codziennie ponad 4 tys. Polek i Polaków, a teraz zaledwie 2 tys. Zdesperowani działacze organizacji doszli do wniosku, że jeśli kolejne próby przyciągnięcia wschodnich sąsiadów się nie powiodą, trzeba będzie sprowadzić Ukraińców. Wymagałoby to jednak decyzji politycznych – na poziomie władz landu.