- Walka układała się dla mnie naprawdę dobrze. Czułem, że prowadzę i wszystko szło według planu - przekonuje 42-letni Tomasz Gargula po nieudanym debiucie na gali federacji Celtic Gladiator w Londynie. Miejsce w oktagonie utorował "Tomerze" jego przyjaciel, pochodzący z Nowego Sącza Albert Jerzębak, prezes i właściciel irlandzkiej organizacji.
Wszystko szło dobrze do momentu, gdy już w klatce ku zaskoczeniu sądeckiego wojownika okazało się, że pojedynek wcale nie toczy się na umówionym dystansie trzech rund po trzy minuty, tylko runda liczy 5 minut.
- Tyle tylko, że ja właśnie pod takim warunkiem podjąłem się tej walki, a później okazało się, że ta informacja nie została podana sędziom - tłumaczy Gargula, lecz nie ma pretensji do swojego przyjaciela.
- Natomiast chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, jak kolosalną różnicą dla organizmu są dodatkowe dwie minuty - kontynuuje zawodnik: - Tym bardziej, że ja jestem wytrenowany pod walki bokserskie. Dlatego mój organizm doznał szoku i walka wymknęła mi się spod kontroli.
"Tomera" przegrał przez poddanie, na skutek założonej przez rywala dźwigni, zwanej balachą. - Musiałem odklepać, bo inaczej złamałby mi rękę i walkę przepłaciłbym ciężką kontuzją - tłumaczy sportowiec.